W serwisach DevilPage.pl korzystamy z plików cookies, aby zapewnić Wam wygodę, bezpieczeństwo i komfort użytkowania stron. Cookies wykorzystywane są m.in. do personalizacji reklam. Szczegółowe informacje na temat plików cookies znajdziesz w naszym dziale Polityka Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz także postanowienia naszego Regulaminu.
38' Mikael Silvestre 56' Paul Scholes 83' Ruud van Nistelrooy |
Tacchinardi 56' Senna 56' Josico 85' |
|||
Godzina: 20:45 | ||||
Data: 22.11.2005 r. | ||||
Stadion: Old Trafford |
||||
Man Utd: Van der Sar - Brown (77' Neville), Ferdinand, Silvestre, O'Shea - Fletcher (59' Park), Smith (82' Saha), Scholes, Ronaldo - Rooney, van Nistelrooy |
||||
Villarreal: Barbosa - Javi Venta, Gonzalo, Pena, Arruabarrena - Roger (65' Hecta Font), Tacchinardi (79' Josico), Senna, Sorin - Lucho (86' Xisco), Jose Mari |
||||
Niestety. Tylko to słowo ciśnie się nam wszystkim na usta po obejrzeniu być może ostatnich 90 minut w tej edycji Ligi Mistrzów w wykonaniu pilkarzy Manchesteru United. Przed rozpoczęciem spotkania wszyscy mieliśmy nadzieję, że po ostatnich wynikach osiągniętych przez zespół Sir Alexa w lidze u Diabłów coś pękło i najgorszy kryzys już za nami. Niestety, rzeczywistość okazała się być daleka od przewidywań. Początek tego nie zapowiadał. Manchester United zaczął z animuszem, polotem i pomysłem na grę. Już po pięciu minutach mogło być w zasadzie po meczu - dobre okazje strzeleckie zmarnowali van Nistelrooy i Rooney. Zwłaszcza ten ostatni bez wątpienia mógł trafić do siatki Villareal, niestety zabrakło odrobiny precyzji. Od tego czasu spotkanie zaczęło się wyrównywać. I choć goście na dobrą sprawę nie stworzyli sobie ani jednej stuprocentowej sytuacji do zdobycia bramki, ich konsekwentna gra w środku pola i wyjątkowo uważna defensywa skutecznie wybiły z rytmu Czerwone Diabły, które w tej edycji Ligi Mistrzów zdobyły jak na razie tylko dwie (!) bramki. Aktywna gra Ronaldo, pojedyncze szarże Rooney'a, generalnie niezła gra Scholesa czy starania Smitha w środku pola (dużo odbiorów, niestety - równie dużo niecelnych podań) nie zmieniły obrazu gry i do przerwy utrzymywał się wynik 0:0. Wszyscy spodziewali się zmiań w drużynie gospodarzy, ale Alex Ferguson był innego zdania. Drugie czterdzieści pięć minut rozpoczęła dokładnie ta sama jedenastka. Prochu jednak nie wymyśliła - pierwszy kwadrans drugiej części był, mówiąc wprost, nudny. Manchester nie był w stanie wymyśleć nic interesującego, co mogłoby przełamać obronę Hiszpanów. Villareal z kolei nie bardzo kwapił się do szaleńczych ataków, jakby obawiając się ewentualnej kontry ze strony gospodarzy. Widząc, że sprawy nie mają się dobrze, Sir Alex wreszcie postanowił interweniować. W 59 minucie gry posłał do boju Parka i już pierwsze ofensywne wejście owacyjnie witanego Koreańczyka mogło zakończyć się zdobyciem bramki. Mogło, ale gol nie padł. Sam Park bardzo się starał, ale z każdą minutą w grze Manchesteru pojawiało się coraz więcej nerwowości, a coraz mniej przemyślanej, składnej gry. Wejścia na boisko Gary'ego Neville'a i Louisa Sahy (odpowiednio w 77 minucie za Browna i w 82 za Smitha) nie były już w stanie zmienić obrazu gry. Obaj ci zawodnicy ostatnimi czasy byli bardziej zajęci dochodzeniem do zdrowia po przebytych urazach, niż trenowaniem, co było niestety widoczne w ich dyspozycji. Jeszcze tylko Rooney szarpnął parę razy, van Nistelrooy zmarnował rzut wolny z okolicy 16 metrów i niechciany przez nikogo na Old Trafford remis stał się faktem. |