ax1d: @Kocyk, ja od początku twierdzę to samo - Ralf nie jest menedżerem. Nie nadaje się do tego, nie ma żadnych osiągnięć, nie ma praktyki, nigdy nie kierował dużym klubem, nie wspominając o jednym z największych klubów świata, od lat jego praca to biurko i papiery. Jest teoretykiem, a nie praktykiem. Pisałem od samego początku, że moim zdaniem to będzie drugi Bielsa, który teorię ma na papierze rozpykaną na maksa, ale w praktyce nie ugrał w zasadzie nic, a już na pewno nic znaczącego w dużym klubie.
To trochę tak, jakby Ciebie czy mnie zapytać, jak wygrywać ligę. No wiadomo, niech wszyscy biegają non-stop, kilku zawodników niech strzela powyżej 10 goli na sezon, przy czym dwóch czy trzech powyżej 20, do tego wyeliminować mocne strony przeciwnika, nie tracić bramek, odzyskiwać piłkę w 4 czy 8 sekund, robić zmiany odmieniające mecz. Być lepszym zespołem. Proste. Tylko pytanie nie tkwi w tym, co zrobić, tylko w tym, JAK to w rzeczywistości zrealizować. A w razie problemów nie jest sztuką powiedzieć, CO nie działa, tylko DLACZEGO nie działa i JAK to zmienić, żeby działało.
Podobnie to wygląda na konferencjach. Zauważ, że Ralf jest recenzentem, komentatorem. On wychodzi i mówi, CO się działo w meczu. Opowiada w skrócie jego przebieg i rzuca truizmy typu "nie mieliśmy piłki, oni mieli piłkę, więc spróbowaliśmy mieć więcej piłki". Ale nie mówi, DLACZEGO tak się działo, że dostajemy w plecy z takim Boro albo oddajemy punkty, ani JAK to zmienić. Mowa-trawa, która jednak działa, bo później słucha/czyta jeden z drugim i myśli sobie "ej, przecież widziałem to, a Ralf to potwierdza, to mądry gość". Tylko on mówi o tym, co się wydarzyło, a nie o rozwiązaniach. Prosta sztuczka erystyczna, a jakże skuteczna.
Więc jeśli bierze się "urzędnika" i na siłę próbuje zrobić z niego praktyka, to jest to pozoranctwo. To niemal tak, jakbyśmy chcieli z Davida GIlla zrobić menedżera, który będzie bił się o ligę. Ralf nie umie zarządzać w praktyce, jak pisze kolega wyżej. Sięgnął po swoje pomysły i natychmiast się z nich wycofał, nie umiejąc przekonać do nich zawodników. Nie wdrożył w zasadzie niczego. Gramy strasznie marnie, a jedynym plusem jest to, że "nikt nas nie rozgromił" (bo jeszcze nie graliśmy z nikim mocnym). Co więcej, największe grzechy Ole są nadal powielane, jak hołubienie Maguire'a czy granie Scottem i Fredem w 4-2-3-1.
Więc z pełną świadomością znaczenia tego słowa nazywam go pozorantem. Miał być geniuszem taktycznym i idolem topowych menedżerów dzisiaj, a okazuje się gryzipiórkiem, który uprawia myślenie życzeniowe, ale w zderzeniu z rzeczywistością w postaci konkretnych piłkarzy wydaje się nie wiedzieć, jak sprawić, żeby realizowali jego pomysły. A na tym polega menedżerowanie, na pracy z materiałem ludzkim, a nie rysowaniu strzałek na tablicy jak Gmoch ;)