Jeżeli sklep ogrodniczy osiąga wysokie dochody głównie dzięki temu, że prowadzi płatny parking, to oznacza, że jego włodarze robią coś źle. Szef firmy ma dwa wyjścia - podnieść jakość usług oferowanych przez sklep albo olać to i skupić się na prowadzeniu parkingu. Ed Woodward postanowił zostać parkingowym.
» Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu! Niech żyje nam!
Wczoraj Manchester United poinformował o rekordowych przychodach. Do ludzi wyszedł Anioł Śmierci, o rumianym obliczu Eda Woodwarda i z uśmiechem na twarzy oznajmił, że jeśli chodzi o finanse jest dobrze i będzie jeszcze lepiej.
- Wszyscy w klubie pracujemy na to, by dorzucać do gabloty kolejne trofea. To normalne, tego wymagają od nas fani oraz przede wszystkim historia. Nasza filozofia się nie zmienia - powiedział sympatyczny Ed.
Myślę sobie - rewelacja! Niestety pod koniec dnia okazało się, że trzeba jeszcze wyjść na boisko, a tam dostaliśmy gonga od szóstej drużyny Championship. I pomyślałem sobie, że Woodward ma rację, nasza filozofia się nie zmienia. Od kilku sezonów regularnie zaliczamy podobne wtopy. Zmieniają się piłkarze i menadżerowie, nie zmienia się tylko On.
W Manchesterze United wszystko jest postawione na głowie. Odkąd sir Alex Ferguson poszedł na emeryturę, w klubie zachowują się jak w II RP po śmierci Piłsudskiego. Na zewnątrz krzyczymy, że nie oddamy nikomu nawet guzika i jesteśmy wielcy, a w środku jest chaos, panika i każdy ma ochotę chwycić za telefon i zadzwonić do Marszałka - tyle, że Marszałek jest nieosiągalny. W takich sytuacjach nietrudno o pomyłkę. Myli się Woodward, który założył na czerep czapkę Napoleona i uparcie twierdzi, że jest pod Austerlitz, podczas gdy świat krzyczy, że to tak naprawdę Waterloo. Na polu sportowym, czyli tym ważniejszym (a przynajmniej tak powinno być w klubie piłkarskim), Manchester United miota się bez ładu i składu.
Najpierw próbowano znaleźć drugiego Fergusona, więc do klubu ściągnięto Moyesa. Po upływie lat zaczynam myśleć, że oceniono go zbyt pochopnie i zbyt surowo. Facet przyszedł do klubu Mistrzów Anglii, z których wielu pamiętało jeszcze finały i zwycięstwo w Lidze Mistrzów, a tymczasem jego jedynym wymiernym sukcesem w karierze było wygranie trzeciej ligi z Preston. Nie dano mu czasu żeby odnaleźć się w nowych okolicznościach, nie wsparto go transferami (choć może gwiazdy bały się pracy z żółtodziobem, kto wie), a przecież miał to być trener na lata, jak Ferguson. W pierwszym oknie rzutem na taśmę sprowadzono Fellainiego, w drugim oknie przyszedł niepotrzebny w Chelsea Mata, a trzeciego okna nie było, bo okazało się, że długofalowa wizja nie obejmowała braku awansu do europejskich pucharów w pierwszym sezonie.
Potem gwałtownie zmieniła się koncepcja. Zatrudniono Louisa van Gaala, opromienionego medalem mundialu. Nic to, że nie był to trener słynący z harmonijnej, wieloletniej pracy (jeśli mówimy o „syndromie trzeciego sezonu” u Mourinho, to prześledźcie sobie karierę Van Gaala. Nie licząc Ajaxu sto lat temu , a potem AZ, koniec był zawsze spektakularnie zły. Reprezentacja to co innego, bo tam trenera nie trzeba znosić na co dzień). Woodward uznał, że poprzedni plan nie wypalił (szybko, bo po 11 miesiącach) i teraz potrzeba kogoś z nazwiskiem, a do tego z reputacją trenera dbającego o młodzież. Nasz dzielny dyrektor wykonawczy doszedł też do wniosku, że trzeba stanąć murem za trenerem i wesprzeć go jak tylko się da - zaczynając od aktywności na rynku transferowym. Van Gaal mógł się poczuć jak pięciolatek wyposażony w kartę kredytową Donalda Trumpa w sklepie z zabawkami. Spełniono wszystkie zachcianki Holendra, dostał Di Maríę, Herrerę, Shawa, Blinda, Rojo i Falcao, przyszedł też młody, zdolny bramkarz, Vanja Milinković-Savić (później Lechia Gdańsk, dziś SPAL). Pierwszy sezon wyszedł średnio, ale przynajmniej awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, więc Van Gaalowi dokupiono jeszcze Depaya, Martiala, Darmiana, Schneiderlina i Schweinsteigera (pomimo tego, że środkowych pomocników w klubie już było od groma). Dwunastu ludzi i każdy z nich (z wyjątkiem Vanji) miał być właściwie transferem do pierwszego składu. Zresztą z ludzi kupionych Van Gaalowi można śmiało ułożyć silną jedenastkę: Vanja - Darmian, Blind, Rojo, Shaw, Schneiderlin, Herrera, Depay, Di María, Martial, Falcao. I jeszcze został Schweini, mistrz świata.
Ale Van Gaalowi nie wyszło. Nie awansował do Ligi Mistrzów i na pocieszenie został mu Puchar Anglii po pokonaniu w dogrywce roztańczonego Alana Pardew i jego Crystal Palace. Praktycznie każdy transfer Holendra okazał się mniejszym lub większym niewypałem. Najstabilniejsi byli Blind (zresztą jego w klubie już nie ma) i Herrera, jakiś pożytek będzie pewnie jeszcze z Shawa i Martiala i tyle. 4/12. 2/3 transferów złych, kilkaset milionów jak krew w piach. Van Gaal out, Mourinho in.
Po raz kolejny warto zwrócić uwagę na zmianę filozofii. Najpierw długofalowy Moyes, potem Van Gaal „od młodzieży” (przynajmniej w zespole ostał się Rashford), któremu jednak sprowadzono cały skład, a następnie Mourinho, który ma gwarantować sukcesy od zaraz, ale wiadomo, że trzeba będzie nastawić się na kolejne wydatki, bo Portugalczyk wydawać pieniądze lubi.
W pierwszym sezonie było nieźle. Sprowadzono Pogbę, Bailly’ego i Mkhitaryana (tylko o nim można powiedzieć, że zupełnie się nie sprawdził), w lidze zespół spisał się przeciętnie, ale zapomniano o tym dzięki wygraniu Ligi Europy. Do zespołu dołożono Maticia, Lukaku i Lindelöfa (na razie można go uznać za niewypał), zimą doszedł Sánchez i efekt był wymierny - drużyna zajęła najlepsze miejsce w lidze od czasów Fergusona - ale sygnałem alarmowym była porażka z Sevillą w LM. Mimo to, Mourinho dostał nowy kontrakt.
I w tym momencie zaczęła się jazda bez trzymanki. Menadżer dostaje sygnał, że klub wiąże z nim przyszłość, ale potem okazuje się, iż nie ma zamiaru przekuć tego w czyny. Przyszedł Fred, który jako jedyny był szykowany do gry, Dalot to melodia przyszłości (choć może pozytywnie zaskoczyć), Grant od początku był szykowany na trzeciego bramkarza. Mourinho mówił latem, że oczekuje 3-4 transferów i można być niemal pewnym, że nie chodziło mu tutaj o Dalota i Granta. Na podstawie doniesień medialnych można wywnioskować, że chciał wzmocnić zespół kolejnym stoperem, prawoskrzydłowym oraz napastnikiem.
Co kierowało Woodwardem? Zabrakło talentu? To dlaczego nie zatrudni wreszcie dyrektora sportowego? A może się przestraszył? Bał się powtórki z Van Gaala, który najpierw przeprowadził czystkę, a potem trzeba było czyścić po nim? Tyle, że drugi sezon Holendra pokazał, że zespół się cofa. Mourinho podniósł go o kilka pozycji w górę, nie było analogi do byłego selekcjonera Oranje. To może chodziło o ten słynny „syndrom trzeciego sezonu”? No dobrze, ale jeżeli tak, to po co w ogóle oferowano Portugalczykowi nowy kontrakt? Przecież to się nie trzyma kupy. Sprowadził już dużo piłkarzy, niech sobie radzi z tymi, których ma? Kloppowi i Guardioli sprowadzono więcej, wpompowano w nich jeszcze większe pieniądze, bo uznano, że trzeba być konsekwentnym i powiedzieć „B” skoro powiedziało się „A”. A my nie kupujemy stopera, bo Mourinho dostał już zawrotną liczbę dwóch? A co z prawoskrzydłowym? Nie ma żadnego odkąd z klubu odszedł Nani (Di María u Van Gaala nie grał na tej pozycji)! Valencia to już od dawna obrońca, Mata i Lingard nigdy topowymi skrzydłowymi nie zostaną. Nie ma prawoskrzydłowego, stabilnej pary stoperów, skutecznego napastnika (pudła Lukaku kosztowały nas w tym sezonie kilka punktów)... Zaraz, zaraz, czy to nie zawodników na te właśnie pozycje chciał sprowadzić Mourinho?
Sam Portugalczyk też oczywiście nie jest bez winy. Odpadnięcie z Derby na Old Trafford to absolutny skandal, porównywalny do kompromitacji z MK Dons (ona przynajmniej miała miejsce na wyjeździe). Remis z Wolverhampton czy porażkę z Tottenhamem (o paradoksie, być może to był nasz najlepszy mecz w tym sezonie) można jeszcze wybaczyć, ale meczu z Brighton już nie. Kadra United jest zdecydowanie zbyt przeciętna jak na reputację i budżet klubu, ale nie aż tak.
Ale naprawdę nie mogę wściec się na menadżera, a nawet na niektórych piłkarzy, tak bardzo jakbym chciał. Nie mogę zbyt mocno wściec się na Lukaku, bo wiem, że gra w każdym meczu i praktycznie nie miał przerwy po mundialu, a nie sprowadzono mu zmiennika. Nie mogę wściec się na to, że Rashford i Martial nie są próbowani w ataku, bo wiem, że w zespole brakuje skrzydłowych. Nie mogę wściec się na Jonesa, który wciąż łapie kontuzje i marnuje karnego, bo wiem, że gdyby sprowadzono dodatkowego stopera, to Anglik wczoraj w ogóle by nie grał. Nie potrafię zbyt mocno wkurzyć się na Mourinho, bo dźwięczą mi w uszach jego słowa o trudnym sezonie. Poza tym znowu można powtórzyć: jeżeli zarząd w niego nie wierzył, to powinien się z nim rozstać, a nie oferować mu nową umowę.
Ciśnienie skacze mi natomiast, gdy widzę kuglarza, którzy przebiera trupa w kolorowe fatałaszki i z radością oznajmia, że pacjent wprawdzie nie żyje, ale za to doskonale wygląda. Nie wyszedł mecz, ale od jutra do sprzedaży wchodzi nowy komplet strojów. Nie kupiliśmy żadnej gwiazdy na newralgiczne pozycje, ale sprzedaż klubowych kubków wzrosła w sierpniu tego roku o 17,6%. A jak przegramy coś ważnego, to spuści się ze smyczy hiszpański dział PR - Juan Mata napisze na blogu, że wrócimy silniejsi, a Ander Herrera powie coś o charakterze i sercu, jak na prawdziwego Czerwonego Diabła przystało. I jeszcze wrzuci się na Twittera zdjęcie uśmiechniętego Pogby, żeby pokazać, że Francuz wierzy w zdobywanie trofeów ze skrzydłowymi na bokach obrony i bez skrzydłowych na skrzydłach, a wszystkie plotki o Barcelonie to brednie.
- Przychody tylko potwierdzają to, co powiedziałem. Mamy długoterminowy plan na ten klub i nic w tej kwestii się nie zmieniło - powiedział wczoraj Ed Woodward.
Chyba nie tylko mnie po tej deklaracji zrobiło się niedobrze.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.