vanderToki: Widzę, że wiele emocji wywołało wyglądane przez wielu, a mimo wszystko noszące znamiona niespodzianki zwycięstwo Tottenhamu nad Realem. Pozwolę sobie podzielić się kilkoma przemyśleniami, a co. Ciekawym jest, jak to ten Real niby kantuje; tymczasem już przy pierwszej bramce dla Spurs mieliśmy (skądinąd całkiem ładne) podanie Winksa do Kierana Trippiera, który był, zdaje się, na spalonym. No ale cóż - na czyjąkolwiek korzyść jest pomyłka sędziowska, ja tam w spiski nie wierzę, to jest po prostu element sportu, przywara piłki, którą można ograniczyć różnymi VAR-ami itp., ale nie wierzę, by udało się wyeliminować.
Skoro już jesteśmy przy drugim z wymienionych zawodników - zdumiewające, jak udało mu się zastąpić Kyle'a Walkera. W Premier League ma cztery asysty (dokładnie tyle samo, ile uzbierał jego były kolega w barwach MC), najwięcej spośród wszystkich zawodników Lilywhites; w Lidze Mistrzów dołożył dwie. Wcale nie daje się zepchnąć w cień kupionemu za ładny grosz Aurierowi. Na swój sposób zastępuje też Rose'a: przy okazji plotek na temat jego ewentualnego odejścia przeczytałem gdzieś, że na przestrzeni kilku ostatnich sezonów zanotował on bodaj trzecią największą liczbę asyst dla Tottenhamu. Ciekawe również, swoją drogą, że całkiem nieźle radzi sobie Ben Davies. Przy okazji można zauważyć, że niezłe liczby wykręcają ostatnio boczni obrońcy z PSG: Meunier niesłychanie jak na tę pozycję skuteczny w reprezentacji (plus po golu w lidze i LM), Kurzawa również ustrzelił hattricka.
Wróćmy jednak na chwilę do Spurs. Harry Kane. Ciekawym jest, jak udało mu się odbudować formę po trzech pierwszych kolejkach Premier League. Na tę chwilę ma 13 bramek w 13 występach. Całkiem nieźle jak na (zdaniem wielu) "piłkarza jednego sezonu".
Jeśli chodzi o Real, wydaje się, że wielu ich niejako już skreśla. Tymczasem warto pamiętać, że w zeszłym roku nie tylko nie potrafili pokonać Borussii, ale nawet skompromitowali się remisem z jedną z najbardziej śmiesznych czy też żałosnych (zależy, jak patrzeć) drużyn w Europie. Trzeba jednak przyznać, że wtedy nie ponieśli porażki w grupie, a i w lidze wiodło im się, zdaje się, lepiej.
Skrobnę też coś na temat BVB. Zgodzę się z Kolegą Diabelredem poniżej: Borussia sama siebie załatwiła. Zresztą, szczerze mówiąc, już w pierwszym meczu nie pokazała absolutnie nic, może poza przebłyskami Jarmołenki, i późniejszymi występami tylko początkowe wrażenie umacniała.
Wróćmy do naszych baranów. Bardzo mnie cieszy, że niektórzy pamiętają, iż za Fergusona to nie tylko cud, miód, tęcza i jednorożce, ale też niekiedy murarka czy też męczarnie. Oczywiście nadal są i tacy, co to lubią opowiadać bajki o rozwalaniu wszystkiego, co się rusza po 8:0. Najlepszym chyba tego rodzaju tekstem, który na tej stronie widziałem, było czyjeś twierdzenie w (nomen omen) głośnym ostatnio temacie dopingu: że niby za Fergusona, panie dzieju, to kibice dawali czadu. Taaa, a Roy Keane to pewnie jechał po kibicach Orła Parzęczew. :) Ciekaw jestem, czy autorzy takich bredni mają pojęcie, kiedy na Old Trafford pojawił się sektor śpiewający. ;p