Radomirus: Kto jest właścicielem klubu nie ma większego znaczenia gdyż klub sam na siebie zarabia. Liczy się to, kto tym klubem na co dzień kieruje czyli szeroko pojęty zarząd z prezesem na czele.
Jeżeli możemy być w wśród klubów o największych wydatkach transferowych netto, mimo tego, że nasz budżet co roku obciążają odsetki z tytułu słynnego długu, mimo że Glazerowie średnio co dwa lata wypłacają sobie dywidendy - to znaczy, że nie jest problemem wydawanie pieniędzy tylko ich RACJONALNE wydawanie.
I tu się niestety kłaniają lata pod "światłym przywództwem" Eda, który być może był sprawnym księgowym i jeszcze sprawniejszym pijarowcem, ale niestety na sprawach czysto piłkarskich znał się tak jak ja na fizyce kwantowej. Czyli coś tam słyszałem ale gdyby mnie zaczął odpytywać prawdziwy fizyk - to bym wykazał się po prostu ignorancją...
Krzycząc o wymianie właścicieli klubu na innych trzeba pamiętać, że wymiana właścicieli niekoniecznie musi się zmienić w cokolwiek pozytywnego.
Po pierwsze - Nastąpiłaby pewnie duża wymiana zasobów ludzkich z dzisiejszym zarządem na czele (bo to są ludzie Glazerów) i nowi, nawet gdyby byli fantastycznymi fachowcami, potrzebowaliby czasu by się odnaleźć na nowych stanowiskach. W zeszłym roku wymienialiśmy zarząd i w związku z brakami na pewnych stanowiskach, z transferami na serio ruszyliśmy dopiero w połowie lipca... a trzeba pamiętać, że np. taki Arnold był z awansu wewnętrznego a nie zupełnie z zewnątrz. Gdyby przyszli ludzie zupełnie z zewnątrz zamieszanie trwałoby dłużej.
Po drugie - Większość osób (szczególnie optujących za Katarczykami i ich ogromną furą pieniędzy) głównie wskazuje na City jako przykład dobrze zarządzanego klubu za szejkowskie pieniądze i niektórym się wydaje, że dzień po zakupie klubu wszystko będzie u nas hulać jak tam... No ale to jest City, które w dużej mierze ściągnęło ludzi wcześniej pracujących w Barcy w okresie ich największych sukcesów, poza tym trochę czasu też zajęło zanim zaczynało to u nich trybić... Przypomniałbym, że początki szejków w City to np. rekordowy na owe czasy transfer Robhinio o którym pamiętają już tylko fanatycy brazylijskiej piłki, głównie w kontekście tego, że kiedyś tam... dawno, dawno temu... miał być "nowym Pele". Dopiero jak się sparzyli parę razy to zarządzanie zaczęło tam dobrze funkcjonować.
Jako przykład "szejkowskiego klubu" dałbym dla odmiany PSG, o którym można dużo powiedzieć - ale na pewno nie to, że jest dobrze zarządzany.
Po trzecie - Wróciłbym do kwestii pieniędzy. Ten sezon chyba najdobitniej pokazuje, że "pieniądze szczęścia nie dają". Mianowicie pokazuje to przykład Chelsea, która mimo wydawania kolejnych wagonów wypełnionych sztabami złota na kolejnych piłkarzy jest tam gdzie jest. Czyli w dolnej części tabeli.
Jeżeli komuś się wydaje, że przyjdą nowi właściciele i jak kupimy 8 nowych zawodników za pół miliarda i będziemy dominować w Anglii i Europie.... to znaczy to tylko, że może i kupimy 8 zawodników... może i wydamy pół miliarda... ale to jeszcze nie gwarantuje zupełnie niczego. Wydaliśmy ponad miliard na transfery w ostatnich latach i coś to nam zagwarantowało? Niespecjalnie...
Podsumowując nie jestem jakimś zwolennikiem pełnej sprzedaży klubu bo scenariusz optymistyczny (świetnie zarządzany klub, z furą pieniędzy kupujący tylko podnoszących jakość drużyny piłkarzy a potem to już tylko trofea... trofea... i trofea...) to scenariusz, który może się sprawdzić ale tak szczerze wcale nie musi. Wolałbym scenariusz inwestora, który np. w zamian za mniejszościowy pakiet akcji, dokapitalizowałby klub na np. 1 mld funtów... co w połowie zostałoby wydane na spłatę długu (co dałoby ok. 50 mln rocznie w następnych budżetach, które teraz przeznaczamy na spłatę odsetek) a druga połowa już do dyspozycji zarządu, czy to na transfery czy na tą mityczną wymianę kafelek na basenie.
Zarząd wtedy zostałby ten sam, z Arnoldem na czele, który jak na razie jakoś chyba nikomu nie podpadł, tylko pewnie nowy udziałowiec wprowadziłby kogoś swojego do zarządu.
Ewolucja a nie rewolucja. Rewolucje miały skłonność do pożerania własnych dzieci i prawdę mówiąc, rzadko się udawały, nie wspominając, że właściwe nigdy ich efekt nie był taki, jaki miał być w zamierzeniu ich przywódców.
GlazersOut jest nośne ale za tym hasłem nic nie idzie poza "magicznym myśleniem" że jak odejdą to będzie lepiej.
Może być lepiej... ale wcale nie musi...