Arvanis: Welbeck był cienki. Podam przykład znany zarówno niedzielnym kibicom, jak i wytrawnym koneserom piłkarskiej sztuki (:P):
Zeszły sezon. Mecz w LM pomiędzy Bayernem i MU. Bayern, jako obrońca trofeum i faworyt. MU ewidentnie nastawione na grę z kontry, co w gruncie rzeczy jest swoistym powrotem do korzeni - zespół od zawsze słynął z zabójczych kontr, prawdopodobnie najlepszych w Europie, jako swojego stylu gry. Jeśli teraz wszyscy słyszą tiki-taka-fest-padaka i myślą Farselona, wtedy wszyscy słyszeli kontratak i przed oczami mieli Becksa, Cantonę, Sheringhama, Solskjaera, Poborsky'ego (:D :D :D), Keane'a. Taktyka była efektywna z jednego prostego powodu: na końcu "łańcucha" podań zawsze znajdował się rasowy egzekutor - ktoś, kto marnował setki od wielkiego święta, a do strzelenie bramki zazwyczaj wystarczała mi "pięćdziesiątka".
Wracając do meczu z Bayernem: Welbeck dostał kilka niezłych piłek i "odejchał" całkiem wolnym obrońcom Bayernu. Kibice zaczynają się cieszyć: niezłe podanie, fajne przyjęcie, duża szybkość, coś może z tego być. Nie ma. Welbeck zagrywa konwencjonalnie, przewidywalnie, brakuje mu zimnej krwi, marnuje setę w meczu, w którym każda okazja jest na wagę złota. Gdyby wtedy grał tam jakikolwiek światowej klasy snajper, tak jak to było w United przez lata, Bayern nie skompromitowałby się z Realem, bo najzwyczajniej w świecie nie przeszedłby do następnej rundy.
I takich przykładów można mnożyć. Nie potrzebujemy napastnika (ani w ogóle jakiegokolwiek gracza), który ma jedynie "przebłyski". Potrzebujemy wirtuozów, którzy nawet gdy są bez formy, zdobywają bramkę i notują w meczu asystę. Więc pogódźcie się z odejściem Welbecka, tak samo jak przygotujcie się, że Hernandez może już do nas nie wrócić - ten był całkiem niezły (lepszy od Danny'ego), ale na chwilę obecną to nie ten sam kaliber, co van Nistelrooy, Falcao, van Persie, czy Ole.