Prywatność na
DevilPage.pl

W serwisach DevilPage.pl korzystamy z plików cookies, aby zapewnić Wam wygodę, bezpieczeństwo i komfort użytkowania stron. Cookies wykorzystywane są m.in. do personalizacji reklam. Szczegółowe informacje na temat plików cookies znajdziesz w naszym dziale Polityka Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz także postanowienia naszego Regulaminu.

Akceptuję pliki Cookies i Regulamin

Maguire: Moją największą fobią jest widmo porażki

» 24 maja 2021, 19:21 - Autor: Rio5fan - źródło: The Overlap
Gary Neville wcielił się w reportera kanału The Overlap i przeprowadził rozmowę z obecnym kapitanem Manchesteru United, Harrym Maguire'em.
Maguire: Moją największą fobią jest widmo porażki
» Harry Maguire ma nadzieję, że Manchester United zakończy sezon 2020/2021 triumfem w finale Ligi Europy
Reprezentant Anglii wypowiedział się między innymi na temat swojej opinii na temat systemu VAR oraz pomyśle powołania do życia SuperLigi.

Na początek opowiedz nam o swoim dzieciństwie i początkach przygody z piłką nożną.
– Moja rodzina jest bardzo mocno związana z futbolem. Mam dwóch braci, którzy nieustannie kopali piłkę w ogrodzie. To prawdopodobnie moje pierwsze futbolowe wspomnienia. Później dołączyłem do ligi niedzielnej, skąd przeniosłem się do Barnsley. Klub był wówczas zarządzany przez zarząd komisaryczny. Budowałem swoją drogę i zostałem zawodnikiem Sheffield United. Nadal przemieszczałem się w górę drabiny. Z samego dołu zawędrowałem do bycia kapitanem Manchesteru United. To bardzo dumny moment.

Jak zapatrujesz się na tę drogę? Spadłeś z ligi z Sheffield United, a teraz jesteś kapitanem Manchesteru United.
– Prawdopodobnie będę o tym myślał więcej w momencie, kiedy zakończę karierę. Teraz mamy tak napięty terminarz, że mogę skupić się wyłącznie na grze oraz regeneracji. Muszę być mentalnie przygotowany do każdego spotkania, więc nie mogę koncentrować się na tym, co udało mi się osiągnąć do tej pory. Ludzie zawsze mnie pytają, jak to jest być kapitanem Czerwonych Diabłów. To oczywiście wielki zaszczyt, choć jeszcze to do mnie nie dociera. Być może to się zmieni, kiedy wzniosę w górę nasze pierwsze trofeum.

Kto miał na ciebie największy wpływ w dzieciństwie?
– Prawdopodobnie mój tata. Zawsze zachęcał mnie do grania w piłkę. Mama zawsze się upewniała, że wychodząc pograć mamy odrobione zadanie domowe. Tata był dla nas dość surowy i zawsze podpowiadał nam, co jeszcze powinniśmy poprawić. Przykładem był mecz z Burnley. Nie widziałem taty przez tydzień, a pierwszą rzeczą, jaką od niego usłyszałem, była krytyka mojego zachowania przy rzucie rożnym. Nawet się wcześniej nie przywitał!

To przypomina mi moje relacje z tatą na początku przygody z futbolem. Czy to pozwoliło ci twardo stąpać po ziemi?
– Dla niego nie ma znaczenia, czy gram dla Manchesteru United, Sheffield United czy Hull City. Zawsze zwraca mi uwagę.

Czy pamiętasz jakieś momenty z dzieciństwa, z którymi trudno było ci sobie poradzić?
– Pamiętam jedną ze swoich pierwszych sesji treningowych z pierwszym zespołem Sheffield United. Nie chcę tu przywoływać nazwiska menadżera. Wydawało mi się, że dobrze mi idzie. Świetnie współpracowało mi się z trenerem rezerw, Markiem Smithem. Menadżer podszedł do mnie i powiedział, że jeśli nie będę szybciej operował stopami, to nigdy nie trafię na poziom pierwszej drużyny. Wówczas miałem 16 czy 17 lat. Nikomu o tym nie powiedziałem. Prawdopodobnie powinienem podzielić się tym z tatą. Sam sobie jednak poradziłem. Ostatecznie to mi pomogło.

Kiedy zaoferowano ci pierwszy zawodowy kontrakt w Sheffield United?
– Dobrze sobie radziliśmy w zespołach młodzieżowych. Trafiliśmy do finału pucharu, gdzie mierzyliśmy się z Manchesterem United. Czerwone Diabły posiadały wówczas niedorzecznie mocną ekipę. Po pierwszym roku zacząłem regularnie grać i wszystko szybko się rozwinęło.

W tym finale odniosłeś kontuzję.
– W pierwszym meczu zremisowaliśmy. W rewanżu wyskoczyłem do główki i zostałem znokautowany przez Ravela Morrisona. Pojechałem prosto do szpitala. Spędziłem tam kilka godzin. Trzy dni później Manchester United przysłał mi koszulkę. Mam ją do dzisiaj. To był bardzo miły gest ze strony klubu.

Potrafisz dobrze radzić sobie z krytyką. Co czułeś w momencie spadku z ligi z Sheffield?
– Trafiłem do pierwszego zespołu na 4-5 ostatnich meczów w sezonie. Wówczas spadek był już praktycznie przesądzony. Byłem nastolatkiem grającym jako stoper w League One. Popełniałem sporo błędów. W tym momencie muszę oddać wielkie zasługi menadżerowi, Danny'emu Wilsonowi. Inny szkoleniowiec pewnie zastąpiłby mnie kimś bardziej doświadczonym. On jednak mi ufał i ciągle dawał mi szansę.

Jakie błędy popełniałeś?
– W tym wieku największym problemem jest koncentracja. Ja bardzo często podawałem piłkę do bramkarza i czasem brakowało mi skupienia. Miałem jednak wspaniałego menadżera, który mocno we mnie wierzył. Wówczas nie było wielu graczy w League One w moim wieku, którzy regularnie grali na środku obrony.

Sir Alex Ferguson bardzo często zwracał nam uwagę na kwestię koncentracji. Sam wielokrotnie przypomniałem sobie o tym w trakcie meczów. Jaki jest twój sposób na utrzymanie skupienia?
– To przychodzi z doświadczeniem. Kilka tygodni temu razem z Lukiem Shawem mieliśmy okazję porozmawiać z sir Alexem Fergusonem. Dyskutował z Lukiem na temat poczynionych przez niego postępów w tym sezonie. On sam wskazał na najważniejszą rzecz, czyli koncentrację. Ferguson się z nami pożegnał, a po chwili podszedł do nas i powiedział "koncentracja", po czym odszedł.

Jak układa się twoja współpraca z Lukiem Shawem? Oglądamy prawdopodobnie jego najlepszą formę od momentu dołączenia do Manchesteru United.
– Przez całą karierę miałem dobre relacje z lewymi obrońcami. Bardzo dobrze dogadywałem się z Benem Chilwellem w Leicester. To samo dotyczyło Andy'ego Robertsona w Hull City. Miałem szczęście grać ze wspaniałymi zawodnikami na tej pozycji. Wszyscy trzech stanowią absolutny top w Premier League. Jeżeli koledzy wokół ciebie grają dobrze, to trudno ci się nie dopasować poziomem. Jeśli Luke dobrze sobie radzi, to znaczy, że ja też muszę coś robić dobrze. Luke bardzo wierzy w swoje możliwości. Wielkie zasługi należą się także menadżerowi. Dzięki Ole, Luke uwierzył, że może stać się jednym z najlepszych lewych obrońców.

Wiele razy wspomniałeś, że wzorowałeś się na grze Johna Terry'ego oraz Rio Ferdinanda. Czy możesz opisać, jak obaj cię inspirowali?
– Kiedy dorastałem i oglądałem Premier League, to oni byli dwoma najlepszymi stoperami ligi. Uwielbiałem ich oglądać. Gdyby połączyć umiejętności tej dwójki, powstałby najlepszy stoper w historii futbolu. Rio wprowadził do gry środkowego obrońcy element wyprowadzania akcji. Wtedy nie było to zbyt popularne wśród stoperów. Terry był wspaniałym liderem i dobrze radził sobie z piłką przy nodze.

Twój pierwszy występ w reprezentacji Anglii zyskał spory rozgłos. Przyjechałeś wówczas ze swoimi rzeczami spakowanymi w worki na śmieci. Dlaczego?
– Cóż, Jamie Vardy odegrał wielką rolę w tej historii. Zapytałem go, w czym przywiezie swoje buty, a on odpowiedział, że w workach na śmieci. Zrobiłem to samo. Później dzwoniła do mnie mama i pytała, dlaczego to zrobiłem. Nie byłem przyzwyczajony do takiego zainteresowania ze strony mediów. Po prostu spakowałem rzeczy i przyjechałem.

Opowiedz o swoim pierwszym powołaniu do kadry. Jak się o nim dowiedziałeś?
– Pierwsze powołanie było dla mnie szokiem. Zadzwonił do mnie Gareth Southgate. Zostałem też dodany do grupy na WhatsAppie.

Co się dzieje, kiedy wypadasz z drużyny? Wyrzucają cię wtedy z grupy? [śmiech]
– Być może za każdym razem tworzą nową grupę!

Jakie masz relacje z selekcjonerem?
– Wspaniale mi się z nim współpracuję. Czuję, że Gareth mi ufa i we mnie wierzy.

Jaki jest jego styl prowadzenia zespołu? Bywa surowy?
– Potrafi być. W tym względzie przypomina Ole. Wie, w jakich sytuacjach najlepiej będzie użyć krytyki. Gareth sprawia, że w grupie pojawia się wiara. Doskonale radzi sobie również z zagadnieniami taktycznymi.

Jak poradziłeś sobie z udziałem w mistrzostwach świata?
– Raz zagrałem o stawkę, kilka razy w sparingach i nagle znalazłem się na najważniejszym turnieju piłkarskim na świecie. Myślę, że to ostatecznie mi pomogło. Nie wywierałem na siebie zbyt wielkiej presji. Po prostu się tym wszystkim cieszyłem.

Jakie sam miałeś oczekiwania?
– Mieliśmy kiepską serię w meczach fazy pucharowej. Wiedziałem, że spotkanie z Kolumbią będzie dla nas niezwykle istotne. Powinniśmy wygrać w regulaminowym czasie gry. Później zmierzyliśmy się ze Szwecją i nagle zaczęliśmy wierzyć, że stać nas na końcowy trumf. Nadal wspominam mecz z Chorwacją i jestem rozczarowany. Dotarcie do półfinału mistrzostw świata powinno być pozytywnym wspomnieniem. Ja nie potrafię jednak ponownie obejrzeć tego starcia. Jestem rozczarowany.

Czym dokładnie?
– Rezultatem. Prawdopodobnie popełniliśmy błąd w przerwie. Wydawało nam się, że niemal jesteśmy w finale. W pierwszej połowie zagraliśmy bardzo dobrze. Po przerwie nie utrzymywaliśmy się przy piłce. Zabrakło nam doświadczenia. Jestem rozczarowany, bo wiem, że mogliśmy zdziałać jeszcze więcej.

Czy po przerwie czuliście się zepchnięci do defensywy i nie potrafiliście sobie z tym poradzić?
– Tak, zdecydowanie. Jeśli dobrze pamiętam, Chorwacja miała piłkę przez 56% czasu gry. W pierwszej połowie było nieco lepiej. Uważam, że odczuwaliśmy strach. Kiedy jesteś obrońcą, to wiesz, że koledzy z przodu muszą grać agresywnie i naciskać. W naszej grze było za dużo strachu. Baliśmy się, że stracimy bramkę.

Czy czujesz, że jesteście w stanie dokonać czegoś wielkiego w trakcie mistrzostw Europy?
– Tak, skład ma więcej doświadczenia. Mamy też więcej liderów. Więcej zawodników regularnie gra w najważniejszych spotkaniach. Takie turnieje rozstrzygają się w oparciu o kluczowe momenty.

Jak dużo czasu poświęciliście na przygotowania stałych fragmentów gry?
– Dużo. Odbywaliśmy długie spotkania, po których ćwiczyliśmy na boisku. Trudno jednak dyskutować z liczbami. Nasza reprezentacja spisuje się bardzo dobrze w kwestii ofensywnych stałych fragmentów gry. To niezwykle ważny element, zwłaszcza w kluczowych meczach. Kiedy Francja wygrywała mundial, często zdobywała pierwszą bramkę w meczu właśnie po stałym fragmencie gry. To decydujący czynnik.

Opowiedz nam o kolegach z kadry oraz ich poziomie talentu.
– Talent tych chłopaków jest wspaniały dla angielskiego futbolu. Na przestrzeni lat ludzie nie kojarzyli naszej kadry z umiejętnościami technicznymi. Jack Grealish, Maddison, Bellingham, można tak wymieniać. Ich wpływ na naszą grę widać już na treningach. Bardzo trudno zabrać im piłkę.

Czym jest dla ciebie gra dla reprezentacji Anglii?
– To wielki zaszczyt. Oglądałem reprezentację Anglii w dzieciństwie. Byłem też na Euro jako kibic. Chłonąłem atmosferę wielkiego turnieju. To fantastyczna sprawa.

Kapitan Manchesteru United lubiany przez kibiców reprezentacji Anglii to nietypowa sprawa.
– Być może od momentu dołączenia do United sympatia kibiców do mnie jest nieco mniejsza [śmiech].

Kiedy grałeś dla Leicester, przez cały rok krążyły wokół ciebie różne pogłoski. Byłeś zadowolony z faktu, że pozostałeś na King Power Stadium na kolejny sezon?
– Zawsze czułem, że wiele zawdzięczam Leicester City. Rozmawiałem z właścicielem. Manchester United mocno się mną interesował w momencie, kiedy menadżerem był José Mourinho. Właściciel poprosił, żebym został na kolejny sezon. Później miałem otrzymać zgodę na transfer. Sam na nic nie naciskałem. Oczywiście, jak tylko dowiedziałem się o zainteresowaniu ze strony United, byłem na tym skupiony. Wówczas miałem 25 lat i świadomość, że mam jeszcze sporo czasu.

Czy miałeś wtedy okazję porozmawiać z Mourinho?
– Tak, rozmawiałem z nim. To było przed półfinałem mistrzostw świata. Ta konwersacja dostarczyła mi ogromnej pewności siebie. Mam wielki szacunek dla José oraz dla jego osiągnięć.

O czym rozmawialiście?
– Większość rozmowy dotyczyła po prostu bycia środkowym obrońcą Manchesteru United. Mourinho stwierdził, że byłby w stanie pomóc mi w dalszym rozwoju. Ostatecznie nie było nam dane ze sobą pracować. Jak już powiedziałem, mam do niego wielki szacunek.

Później stałeś się przedmiotem walki Manchesteru United i Manchesteru City. Czy sam mogłeś dokonać wyboru pomiędzy tymi dwoma klubami?
– Tak, oba kluby były zainteresowane. Nie chcę znieważać Manchesteru City, lecz w dzieciństwie obejrzałem dużo więcej spotkań z udziałem United. To jeden z największych klubów na świecie, o ile nie największy.

Czy nie kusiła cię gra dla Pepa Guardioli? Miałeś okazję z nim porozmawiać?
– Tak, rozmawialiśmy. Oczywiście, Pep zasługuje na wielkie uznanie za swoje dokonania z Manchesterem City. Jak już powiedziałem, moje serce było ukierunkowane na Manchester United. Głównie ze względu na poziom ich zainteresowania moją osobą. To dodało mi wiary w siebie. Klub musiał czekać z tym transferem 12-15 miesięcy, co udowodniło mi, że na Old Trafford bardzo wierzą, że mam rolę do odegrania w tej drużynie.

Jakie były pierwsze słowa Ole Gunnara Solskjaera do ciebie?
– Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, Ole po prostu przekazał mi, że mógłbym bardzo mocno wzmocnić ten zespół. Wtedy United mieli spore problemy i tracili mnóstwo bramek. Wiedziałem, że nie będę ostatnim elementem gotowej układanki. Zdawałem sobie sprawę z tego, że suma odstępnego sprawi, iż pojawi się krytyka. Było dla mnie jasne, że moja zmiana barw klubowych nie sprawi, że od razu wygramy ligę z przewagą pięciu punktów. To po prostu nie było możliwe. Musiałem się upewnić, że cały czas robimy postępy. Przed nami wciąż długa drogą.

Czy suma odstępnego sprawiła, że odczuwałeś dodatkową presję?
– Kiedy podpisywałem kontrakt, czułem się bardzo dobrze. Wierzyłem w siebie, a do tego prezentowałem niezłą formę na boisku. Wiedziałem, że jestem w stanie wzmocnić defensywę Manchesteru United. Przeżywałem dobry moment kariery. Nie trafiłem do wielkiego klubu w zbyt młodym wieku. Miałem też doświadczenia związane z porażką. Wiele się nauczyłem. Sam wywierałem na siebie presję i chciałem grać jak najlepiej.

Czy napotkałeś na moment, w którym uświadomiłeś sobie, że to wszystko jest większe, niż sobie wyobrażałeś?
– Przed transferem rozmawiałem z wieloma osobami. Trzymam się bardzo blisko z Jonnym Evansem. Opowiedział mi o presji oraz odpowiedzialności związanej z grą dla United. Manchester United jest ogromny. Od razu odczułem różnicę w porównaniu do Leicester City. Nadal uderzają mnie rozmiary klubu i baza kibiców. To samo dotyczy mediów społecznościowych.

Czytasz takie wpisy?
– Na początku czytałem zbyt dużo. Teraz mam swoje konto, lecz zwykle nie sprawdzam komentarzy.

Współcześni zawodnicy mają trudne zadanie. Zawsze macie ze sobą telefony i bardzo trudno od tego uciec.
– Mogę powiedzieć, że to jedna z najtrudniejszych rzeczy. Gram dla największego klubu na świecie, więc miliony ludzi będą mnie krytykować. Najważniejsza jest opinia menadżera. Trudno jest uciec od mediów społecznościowych. Ole doradza nam, żebyśmy ich unikali.

Jesteś teraz kapitanem Manchesteru United. Czy często pomagasz młodym kolegom z tego typu zagrożeniami?
– Tak, przekazuję im swoje opinie i doświadczenie. Na początku wszystko jest piękne i kolorowe. Przebijasz się do pierwszej drużyny i zdobywasz bramki. Grając dla United zawsze zanotujesz jednak okres słabszej formy. Trzeba sobie z tym poradzić.

Kiedy Ole po raz pierwszy poruszył z tobą temat opaski kapitańskiej?
– Kiedy dołączyłem do klubu, naszym kapitanem był Ashley Young. Wiele się od niego nauczyłem. Ashley bardzo dużo wymagał od pozostałych zawodników. Później Ash przeniósł się do Interu Mediolan, a menadżer powiedział, że widzi mnie w tej roli. To bardzo dumny moment i wielki zaszczyt. Muszę się poprawić i to samo dotyczy całego zespołu.

Jak bardzo się zmieniłeś po objęciu roli kapitana?
– Zawsze wiele wymagałem od kolegów z szatni. Niektórych trzeba wspierać, lecz wymagam wiele. Opaska kapitańska dodała mi pewności siebie. Mam też bardzo dobrą relację z menadżerem oraz sztabem szkoleniowym.

Jaka była twoja reakcja jako kapitana na powołanie SuperLigi?
– To był trudny okres. Jako piłkarze nie wiedzieliśmy nic na ten temat. Rozegraliśmy mecz, a potem się o wszystkim dowiedzieliśmy.

Kiedy o tym usłyszałeś po raz pierwszy?
– Ktoś w szatni na stadionie Burnley włączył telewizor. Wtedy po raz pierwszy o tym usłyszeliśmy. Byliśmy zszokowani.

Jak na to zareagowaliście?
– Byliśmy zaskoczeni, bo nie wiedzieliśmy nic na ten temat. To była ogromna niespodzianka. Później podjęto właściwą decyzję.

Czy czujesz dumę z powodu własnej reakcji oraz reakcji twoich kolegów z szatni?
– Tak, zdecydowanie. To było trudne, bo nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Akurat mieliśmy przerwę od meczów, więc rozmawialiśmy na Zoomie. Szanujemy klubowy herb i to jest najważniejsze.

Czy to ty zorganizowałeś to internetowe spotkanie?
– Tak, mamy grupę liderów w szatni. Czas iść dalej. Jako piłkarze czujemy, że zrobiliśmy właściwą rzecz.

Czy udział w sprawach pozaboiskowych jest częścią twojej odpowiedzialności jako kapitana?
– Jestem w kontakcie z PFA. Rozmawiałem też z prezesem FIFA. Chcę mieć udział w rozwijaniu futbolu od najniższych szczebli tej piramidy.

Jak wygląda korespondencja z szefem FIFA?
– To on się ze mną skontaktował jako pierwszy. Nie będę wchodził w szczegóły tej rozmowy. Zależy mi na ciągłym rozwoju piłki nożnej.

Jaka jest w tym rola piłkarzy?
– Wysłuchanie wszystkich opinii jest bardzo ważne, nawet jeśli zawodnicy stanowią 1% całego grona. Jeżeli decyzja ma być prawidłowa, to każdy powinien mieć prawo do wypowiedzi.

Co sądzisz na temat systemu VAR?
– Zdecydowanie powinien z nami zostać. Powinniśmy jednak go dostosować.

Co mówią na ten temat koledzy w szatni?
– Opinie są podzielone. Ja jestem za zachowaniem tego systemu. Od kiedy mamy tę opcję, nie chciałbym rozgrywać kluczowego spotkania bez tego typu pomocy dla arbitra. Czasem decyzje są trudne. Być może powinniśmy nieco pogrubić linię spalonego dla napastnika, żeby uniknąć minimalnych rozbieżności. Jeżeli chodzi o rzuty karne, to jestem zwolennikiem przyznawania ich tylko w sytuacji jasnych i oczywistych błędów. System trzeba zachować i cały czas rozwijać.

Przypomina mi się sytuacja z udziałem Scotta McTominaya w meczu z Tottenhamem. Współcześnie bardzo trudno jest ocenić, czy w danej sytuacji nastąpił faul.
– W takich sytuacjach musimy wiedzieć, czy to jest faul. Czy ktokolwiek się na ten temat wypowiedział? Czy nie można dotknąć twarzy rywala? Może powinniśmy być bardziej otwarci i transparentni.

Zakończyliście sezon ligowy na drugim miejscu. Jak blisko jesteście Manchesteru City?
– Uważam, że robimy postępy. Jesteśmy w dobrej formie. Po prostu City grało niesamowicie i trzeba to przyznać. My czasem traciliśmy punkty i możemy to poprawić. Mamy wielką wiarę w kluczowych spotkaniach. Drugie miejsce nie jest wystarczająco dobre.

Jak byś opisał najtrudniejszy moment swojej kariery?
– To prawdopodobnie był przegrany półfinał mistrzostw świata. Przeżyliśmy wspaniałą podróż, lecz ja bardzo żałowałem tego meczu. Moja rodzina była wtedy na trybunach. Jeśli chodzi o odczucia po spotkaniu, to wtedy czułem się najgorzej. Naprawdę byliśmy w stanie osiągnąć wtedy finał.

Czy zdarzyło ci się stracić wiarę we własne możliwości?
– Tak, to miało miejsce w Hull City. Graliśmy w Lidze Europy. Mieliśmy duży skład, 26 piłkarzy. Trenował nas wtedy Steve Bruce. Zostaliśmy wyeliminowani w pierwszej rundzie kwalifikacji. Później wielokrotnie nie mieściłem się w kadrze meczowej. Wówczas zastanawiałem się, czy przeprowadzka do Hull była dobrym wyborem. Później odbudowałem pewność siebie na wypożyczeniu w Wigan.

Jak sobie radzisz z trudnym momentami?
– Dzięki wsparciu rodziny oraz przyjaciół. Pewność siebie jest ogromną częścią futbolu. Pozytywne nastawienie jest kluczowe. Trzeba ciężko pracować i się poprawiać. Jeśli nie grasz, to musisz być najlepszy w trakcie treningu.

Czy zdarzyło ci się stać w tunelu przed meczem i myśleć, że nie czujesz się dobrze?
– Tak, miałem takie momenty w karierze. Brakowało mi pewności siebie i obawiałem się przeciwników bardziej, niż powinienem. Będąc młodym graczem za bardzo przejmowałem się rywalami, nawet w League One. Trzeba sobie z tym poradzić poprzez ciężką pracę na treningach.

Czy zdarzyło ci się skorzystać z pomocy psychologa?
– Nie, nigdy do czegoś takiego nie doszło. Współpraca z psychologiem nie powinna być postrzegana tak, jak jest. Gra dla Manchesteru United wiąże się z wielką presją. Czasem trzeba po prostu z kimś porozmawiać. Mieliśmy psychologa w kadrze Anglii. Miałem okazję z nim porozmawiać o rozczarowaniu związanym z mundialem. To bardzo pomaga.

Jak sobie radzisz z niepowodzeniami w trakcie meczu i po jego zakończeniu?
– W trakcie spotkania trzeba odzyskać koncentrację i przede wszystkim się nie martwić tym, co zostanie powiedziane. Gram jako środkowy obrońca, zawsze popełnię błędy i będę krytykowany. Trzeba utrzymać skupienie. Rozmowa na boisku także pomaga.

Czy rozmawiasz sam ze sobą na boisku?
– Tak, cały czas się motywuję. Kiedy wszystko idzie dobrze, 90 minut potrafi minąć bardzo szybko. Inaczej wygląda spotkanie, w którym ci nie idzie.

Jak wygląda twój wieczór po porażce?
– Próbuję się wyłączyć, choć nie jest łatwo. Pomagają mi w tym małe dzieci. Budzę się rano i rodzina jest ze mną. Futbol znaczy dla mnie wszystko. Moją największą fobią jest porażka. Wielu zawodników powie to samo. Bardzo chcemy grać dobrze, lecz wiemy, że popełnimy błędy.

Czy opinie ekspertów nadal denerwują piłkarzy?
– Tak, raczej tak. Trzeba się zgodzić, że każdy ma prawo do swojej opinii. Każdy chce słuchać pochwał. Futbol jest jednak inny i trzeba to zaakceptować.

Czy takie opinie mogą mieć wpływ na piłkarzy?
– Jeśli ktoś bardzo się w to wsłuchuje, to może ucierpieć jego pewność siebie. To część futbolu. Każda stracona przez nas bramka jest analizowania. Jako piłkarz musisz tego oczekiwać.


TAGI


« Poprzedni news
Scholes wskazał 2 pozycje Manchesteru United, które wymagają wzmocnień
Następny news »
Kadra Manchesteru United na finał Ligi Europy

Najchętniej komentowane


Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.

Komentarze (1)


kckMU: Dla mnie to jest dobry gość na dobrym miejscu. Niektórzy żyją po prostu efektownością, tym co "raz na jakiś czas" zobaczą, tym, że trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona. Harry nie będzie Royem, Harry nie będzie Ramosem dla Realu (na boisku, bo w negocjacjach kontraktowych to Sergio i jego brat mają cały klub za śmieci), ale Harry jest odpowiedni dla United i na nim można budować zwycięski szkielet drużyny. Dla mnie Maguire jest obrońcą takim, jakim Carrick był pomocnikiem. Doceniajcie go przez długie lata gry, a nie dopiero pod ich koniec, kiedy się okaże, jak bardzo był zajebisty.
» 24 maja 2021, 20:19 #1
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.