» Anders Lindegaard rozegrał 29 spotkań w koszulce Manchesteru United
35-latek bronił barw Czerwonych Diabłów w latach 2010–2015, a obecnie reprezentuje ekipę Burnley.
Jak wyglądały twoje relacje z Davidem de Geą? Dwaj młodzi bramkarze z ambicjami na bycie numerem jeden w Manchesterze United.
– David od pierwszego meczu był w okropnej pozycji. Nie miał w zanadrzu niczego poza ogromną sumą odstępnego. Był młody i nieprzystosowany do fizycznego futbolu. Presja na nim była ogromna. Ja musiałem zachować koncentrację i czekać na swoją szansę. Dostałem ją i wykorzystałem. To wszystko brzmi ekstremalnie cynicznie, ale futbol jest cyniczny. Z mojego punktu widzenia musiałem więc myśleć o swoim życiu i swojej karierze. Jeśli nie będę myślał o sobie, nikt nie pomyśli. Nigdy nie liczyłem na potknięcia Davida. Ani nikogo innego. Zawsze miałem nadzieję na uśmiech szczęścia. Mieliśmy z Davidem świetne relacje na boisku i poza nim. Chodziłem na obiady z nim i jego rodziną. Na boisku pomagaliśmy sobie jak tylko mogliśmy. Gdybym miał jednak wybierać pomiędzy jego sukcesem i moim sukcesem, to wybrałbym mój. Pierwszy sezon skończył się dla mnie w momencie, gdy kostka zaklinowała mi się w plastikowym manekinie w trakcie treningu. Gdy to się stało, płakałem jak dziecko. To kontuzja, która będzie mnie ścigała w grobie. Wypadłem z gry na sześć miesięcy, a David rozkwitł.
Jakie są twoje przemyślenia na temat poziomu, do jakiego David się rozwinął?
– David był bramkarzem światowej klasy od momentu przybycia do Anglii. Moje pierwsze wrażenie było takie, że jest młody, lecz ma ogromny talent. Dużo większy ode mnie. David nie miał żadnych oczywistych słabości. Poza rozmiarami. Był chudy. Jak trawa kołysząca sie na wietrze. Nabranie masy nie zabrało mu jednak dużo czasu. Jego wykopy były dobre. Był naturalnym, świetnym obrońcą strzałów. Posiadał też doskonałe wyczucie czasu przy dośrodkowaniach. Na początku bardzo krytykowano go za wyjścia do wrzutek. Musiał po prostu nabrać kilka kilogramów i przystosować swoje podejmowanie decyzji do angielskiej gry. Największym wyzwaniem było dla niego zyskanie szacunku kolegów z drużyny, mediów i fanów. Na początku było mu ciężko. Najbardziej zaimponowało mi to, że dzięki sile mentalnej przezwyciężył wszystkie trudności. Porównanie najgorszego momentu pierwszego sezonu i jego obecnej pozycji najlepiej pokazuje ogromny charakter Davida i jego siłę mentalną. Doskonale pamiętam punkt zwrotny. Pierwszym meczem po mojej kontuzji, w którym David zagrał, była wyjazdowa konfrontacja z Chelsea. W ostatnich minutach rywale mieli rzut wolny tuż za linią pola karnego. Juan Mata posłał piłkę idelanie w okienko bramki. David obronił ten strzał i spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3. Kiedy analizuje się tę interwencję, to nie była tak dobra, na jaką wyglądała. David zaryzykował, postawił na ten róg i wygrał. Gdyby przegrał, media i kibice by go zlinczowali. Zamiast tego, w momencie stał się sensacją.
Czy uważasz, że znaleźliśmy się w momencie, w którym bramkarz na poziomie Davida powinien być najlepiej opłacanym zawodnikiem zespołu?
– Zawsze postrzegałem bramkę jako jedną z najważniejszych pozycji na boisku. Ludzie dopiero niedawno sobie to uświadomili. Ederson ma w tym swoje zasługi, ponieważ jego styl i prezencja radykalnie zmieniły Manchester City. Ederson jest kamieniem węgielnym ofensywy City. Nie mam wątpliwości, że to jeden z najważniejszych graczy w ich drużynie. Nie widzę powodu, dla którego miały zarabiać mniej od pozostałych. Zasługuje na to.
Jesteś Duńczykiem. Jak wielki wpływ na ciebie miał Peter Schmeichel?
– Peter był dla mnie wielką inspiracją, kiedy byłem dzieciakiem. Był jednym z powodów, dla których chciałem być bramkarzem. Mam wielki szacunek dla jego osiągnięć.
Jak myślisz, jak Peter by sobie współcześnie poradził, biorąc pod uwagę rozwój bramkarza na pozycji ostatniego obrońcy?
– Peter był raczej bramkarzem starego stylu. Jego największym atutem były interwencje światowej klasy. Potraił również wprowadzać piłkę do gry długimi wyrzutami. W swoim czasie słusznie wybrano go najlepszym bramkarzem na świecie. Współcześni bramkarze są bardziej znani z unikania błędów niż doskonałych interwencji. To coś innego, niż miało miejsce w przypadku Petera.
Wygląda na to, że przybycie Pepa Guardioli do Premier League zmieniło nasze postrzeganie bramkarzy. Czy piłkarze tacy jak Ederson reprezentują topowy poziom współczesnych bramkarzy?
– Pep jest dla mnie pierwszym menadżerem, który w pełni docenił rolę bramkarza w grze ofensywnej. Robił to w Barcelonie, Bayernie Monachium i robi to teraz w City. Dla mnie to zupełnie oczywiste. Bramkarz jest największą różnicą pomiędzy pierwszym rokiem Pepa w Anglii i stanem obecnym. Rozwiązaniem był Ederson. Jasne, to solidny bramkarz, który notuje dobre interwencje. To jego stopy uczyniły go niesamowitym. Ederson i Allisson nadal będą świetnie się prezentować. Dwa z czterech klubów Premier League będą niesamowicie dobre w posiadaniu piłki. Reszta będzie musiała próbować im przeszkadzać. W takiej kalkulacji zdolność obrony strzałów i wyłapania dośrodkowań zawsze będzie cenniejsza od dobrej gry nogami. Zawsze się zastanawiałem, czy Víctor Valdés mógłby być najlepszym bramkarzem świata grając w Burnley. Bardzo w to wątpię.
Jakie wymagania wobec bramkarzy miał Ferguson?
– Nie jestem pewny, jak wiele szef wie na temat bramkarzy z technicznego punktu widzenia. Miał jednak jasną filozofię futbolu, która w grze ofensywnej wykorzystywała bramkarzy. Chodziło o kogoś, kto będzie potrafił podtrzymać energię, aby każda akcja nie umierała docierając do bramkarza.
Robin van Persie ciężko zniósł odejście na emeryturę sir Alexa Fergusona. Jakie są twoje wspomnienia z tamtego czasu?
– Wpłynęło to na wszystkich w klubie. Myślę, że dla wszystkich piłkarzy pracujących dla sir Alexa to skończyło się błogosławieństwem i przekleństwem. Bycie częścią takiego zespołu jest marzeniem każdego menadżera. Sposób działania pod wodzą sir Alexa zawsze pozostanie dla mnie idealny. Wielu jego byłych zawodników czuje to samo. To błogosławieństwo. Klątwa jest wtedy, kiedy tego doświadczyłeś i porównujesz to z nowym scenariuszem. Nowy scenariusz prawie zawsze wypadnie gorzej.
David Moyes przekonywał, że odziedziczył podstarzały skład, a Louis van Gaal dokonał w nim wielu zmian. Czy to było w porządku?
– Nie czułem się stary. Bardziej czułem, że nie byliśmy w stanie przystosować się do nowego stylu życia. Wyglądało to tak, jakbyśmy próbowali naładować iPhone'a ładowarką do Nokii. Wszystko powoli się sypało. Kto mógłby podnieść klub po odejściu bossa? Moyes i wszyscy, którzy mają wpływ na funkcjonowanie Manchesteru United, byli łatwymi celami. Ja nie chcę być kolejną osobą wskazującą palcem na indywidualności. Za każdym razem, kiedy zespół notował słaby wynik, słyszałem sugestie dotyczące potencjalnego zatrudnienia nowego menadżera oraz pozbywania się połowy składu. Praca w takich warunkach nie jest łatwa. Wskażę na siebie i wszystkich pozostałych w United. Zarówno na poziomie profesjonalnym, jak i emocjonalnym. Wszyscy ponosiliśmy winę. Nikt z nas nie potrafił zaakceptować zmian w ukochanym United. Wszyscy uważali, że sprawy powinny pozostać na swoim miejscu. To była iluzja.
Odszedłeś z klubu za kadencji Louisa van Gaala. Jak go oceniasz?
– Lubiłem Van Gaala jako osobę. Miałem z nim wspaniałe relacje i chciałbym nadal mieć z nim kontakt. Pewne rzeczy nas różniły. Z żadnym menadżerem nie rozmawiałem tyle, ile z nim. Louis zawsze słuchał i szanował opinie. Nawet, jeśli rzadko zmieniał swoje zdanie. Wielu ludzi mówiło, że lubił być w centrum uwagi, ale nie uważam, by była to prawda. Po prostu czasem kwieciście się wypowiadał i miał pewne problemy z tlumaczeniem. Kiedy tak się dzieje i zajmujesz jedno z najbardziej wpływowych stanowisk w przemyśle rozrywkowym, zawsze skończysz w centrum uwagi. Można nie zgadzać się z metodami Van Gaala. Były ekstremalne w porównaniu do tego, do czego byli przyzwyczajeni ludzie w United. Ja zawsze uważałem go jednak za dobrą osobę i mam dla niego szacunek. Sądzę, że to ważne.
Co klub zrobił źle po erze sir Alexa Fergusona? Czy istniał menadżer, który byłby idealny do przejęcia po nim sterów?
– Myślę, że wszyscy po dzień dzisiejszy uświadamiają sobie, co zrobił sir Alex. Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie przejąć klub i poprowadzić go do takich samych sukcesów. Według mnie, klub potrzebował zmian i modernizacji. Wyobrażam sobie, że trudno było im to sobie uświadomić. United to tradycja i historia. Trudno zmienić tradycję i historię. Zwłaszcza po tak wielu latach odnoszenia sukcesów. Współczesny klub potrzebuje filozofii, która jest zdefiniowana przez sam klub, a nie menadżera. W temacie futbolu musisz mieć jasny pomysł, jaki jest piłkarz United i cały zespół. Ta odpowiedzialność powinna spoczywać na klubie, a nie na osobie menadżera. W przeciwnym wypadku kupujesz nowy zespół za każdym razem, kiedy zatrudniasz menadżera. To nie jest praca dla jednej osoby. Tylko sir Alex potrafił temu podołać, gdyż definiował cały klub. Być może klub ma jasną strategię i filozofię futbolu. Patrząc na to z zewnątrz, nie była ona jasna. Wydaje się, że dobrze zadbano o aspekty biznesowe. Ostatecznie to futbol stanowi jednak fundament. Jeśli o nią nie zadbasz, strona biznesowa zacznie kuleć.
Czy Ole Gunnar Solskjaer jest odpowiednią osobą na stanowisko menadżera?
– Myślę, że tak. Mam głęboką nadzieję, że tak jest. Historia United jest bogata i pełna sukcesów. Sądzę, iż klub i fani potrzebują kogoś, kto przemawia do tej historii. Kogoś, kto ją rozumie. Nie mam wątpliwości, że Ole został zatrudniony, aby kontynuować dziedzictwo i pozostać wiernym DNA Manchesteru United. Ole potrafi to zrobić, ponieważ zna klub i jest jego częścią. Jest jednak krytyczny czynnik, który trudno będzie zaakceptować. Chodzi o czas. Patrząc realistycznie, przebudowa United zajmie lata. Popatrzcie, jak długo zabrało to Liverpoolowi. By Ole mógł odnieść długoterminowy sukces, wszyscy muszą uzbroić się w cierpliwość i zaakceptować obecny stan. Przed menadżerem wielkie zadanie. Sukces będzie zależał od wsparcia i pomocy ze strony klubu. Zwłaszcza w temacie rekrutacji.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.