Wszystko zaczęło się na początek sezonu, gdy golkiper Kanonierów zaliczył kilka efektownych robinsonad, a nowy nabytek Czerwonych Diabłów wyciągał piłkę z siatki po niespecjalnie groźnych uderzeniach. Stało się modne wówczas przywoływanie statystyk de Geii z czasów gry w Primera Divison. Starano się udowodnić, że nie nadaje się do gry w Premier Leauge, bowiem grając w Hiszpanii miał najgorszą w całej lidze obronionych strzałów z dystansu. Efektem tego miała być m. in. bramka wpuszczony w oficjalnym debiucie w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City, gdy skapitulował po niezbyt groźnym strzale Edina Dzeko ze sporej odległości. Hiszpanowi oberwało się także za drugą z bramek, autorstwa Joleona Lescotta. Przyznam, że sam zaliczałem się do tego grona i na swoim blogu dodałem wpis zatytułowany Krytykujmy de Geę. Miałem jednak świadomość, iż owa krytyka może mu tylko pomóc. Jak się okazało, słusznie (udowodnił to np. w meczu z Chelsea FC, gdy w fantastyczny sposób obronił strzał Juana Maty z rzutu wolnego).
Mało kto chciał wówczas zauważyć, iż wygibasy Szczęsnego w bramce, tak naprawdę, nic nie dają, bowiem drużyna Arsene’a Wengera seryjnie traciła punkty. Natomiast chłopcy sir Alexa Fergusona, mimo niepewnej gry swojego bramkarza, wciąż zachwycali swoją grą i osiągali takie rezultaty jak 8:2 z Arsenalem właśnie, w którego bramce stał, nie kto inny, jak Szczęsny. Mam oczywiście świadomość, że Polak przy żadnej z bramek nie popełnił rażącego błędu, ale warto podkreślić, iż nie zrobił zupełnie nic, aby uchronić swój zespół od tak zawstydzającej porażki, poza tym osiem puszczonych bramek w jednym meczu dobrej cenzurki bramkarzowi wystawić nie może. Będąc sprawiedliwym muszę dodać, że de Gea podobny udział miał przy porażce United 1:6 z City. Obaj zaliczyli, więc po jednej dotkliwej wtopie, ale to Hiszpan mógł spoglądać na Polaka z góry.
Postanowiłem jednak nie być gołosłownym i przedstawić statystyki. W najprostszy możliwy sposób. Przyjrzałem się stosunkowi uderzeń obronionych do całkowitej ilości strzałów oddanych na bramkę danego bramkarza. Okazało się, że wynik Polaka był wręcz fatalny. Obronił on zaledwie 64.7% uderzeń oddanych na jego bramkę. Dało mu to zaledwie 20. wynik spośród bramkarzy, którzy rozegrali co najmniej 10 spotkań w minionym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Przed nim znaleźli się m. in. Jussi Jaaskaleinen (18. miejsce i 66.7%), Adam Bogdan (17. miejsce i 67.5%) oraz Wayne Hennessey (10. miejsce i 70.6%), a więc bramkarze klubów, które spadły z Premier Leauge! Nie jest, więc prawdą, iż Wojtek Szczęsny w dużej mierze przyczynił do zajęcia przez Arsenal FC wysokiego miejsca na koniec sezonu. Statystyki pokazują, że drużyna prowadzona przez Wengera ze skuteczniejszym bramkarzem mogłaby powalczyć o coś więcej niż udział w Lidze Mistrzów. Aż dziw bierze, że w takiej drużynie gra bramkarz, który statystycznie, wygląda aż tak blado. Logiczne jest więc, iż brytyjskie oraz francuskie media piszą o zainteresowaniu osobą Hugo Llorisa ze strony władz Kanonierów.
Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził także statystyk Davida de Gei, nienadającego się ponoć do gry w Premier Leauge. Moim oczom ukazał się wynik 78.2%, który w lidze okazał się… najlepszy. Dodam jeszcze, że nie można tutaj mówić o wielkiej pracy wykonanej przez Szczęsnego, który ma przed sobą nie najlepszych obrońców i często jest zmuszany do interwencji, bowiem obaj bramkarze byli zatrudniani niemal taką samą ilość razy. Na bramkę Polaka uderzano 375-krotnie, a w stronę jego hiszpańskiego kolegi po fachu poleciało 379 uderzeń. Oczywiście ktoś może mówić o różnego rodzaju farfoclach wybronionych przez Hiszpana, ale jest to raczej gadanie dla samego gadania, bowiem jasnym jest, że na przestrzeni całego sezonu, takie sytuacje się wyrównują. Z poczucia obowiązku dodam jeszcze, że 2. miejsce w tej statystyce zajął Joe Hart (77.9%), natomiast trzecie Simon Mignolet (75.6%), który broni barw Sunderlandu AFC.
Wracając do reprezentanta Polski, który zaliczył, statystycznie, gorszy sezon niż ten z rozgrywek 2010/11, gdy skutecznie interweniował 70.8% przypadków (spadek o ponad 6 punktów procentowych, co powinno dać do myślenia) muszę wspomnieć, iż w jednej statystyce dorównał on de Gei. Obaj Panowie zachowali po 13 czystych kont. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, iż Hiszpan rozegrał w sezonie 29 spotkań, natomiast nasz rodak wystąpił w każdym spotkaniu ligowym.
Nie chciałem już tutaj przywoływać statystyk innych polskich bramkarzy, o których mówi się w kontekście występów w reprezentacji Polski. Ktoś mógłby mi wówczas, słusznie, zarzucić, iż taki Artur Boruc oraz Przemysław Tytoń grają w innych krajach, natomiast Tomasz Kuszczak występuje zaledwie na drugim szczeblu angielskich rozgrywek, nie wspominając już o Grzegorzu Sandomierskim, więc takie porównania nie miałby sensu.
Patrząc na zeszło sezonowe statystyki wiemy, że mamy bramkarza, który jednak nie gra na tak wysokim poziomie, jakbyśmy wszyscy tego chcieli. Syn byłego zawodnika m. in. Widzewa Łódź oraz Legii Warszawa jest oczywiście piekielnie uzdolniony, co udowodnił już nie raz w barwach Arsenalu właśnie czy w spotkaniach reprezentacji Polski. Jednak przed młodym Szczęsnym jeszcze bardzo długa droga na szczyt. Pierwszy krok postawił, gdy postanowił zaprzestać zamieszczać wpisy na twitterze, które znacznie częściej były nacechowane chamstwem i arogancją, aniżeli własnych, nawet brutalnych (przeciwko, którym nie mam nic przeciwko) opinii.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.