Gwyn: Chyba gorzej być nie mogło... Przegraliśmy na Old Trafford, pierwszy raz od osiemnastu miesięcy i to z City, które dzięki temu odskoczyło nam na pięć punktów. Jakby tego było mało, to najwyższa porażka od... 1955 roku!
Analizując jednak "na chłodno" trzeba przyznać, że mecz był zupełnie inny niż ten United - Arsenal. Arsenal przegrał ten mecz w szatni, nic zupełnie im nie wychodziło i byli bezradni. Został mi w pamięci baner reklamowy z tamtego meczu, coś w stylu" four goals before kick-off" i tak to właśnie tam wyglądało.
Derby zaczęły się inaczej. Przez pierwsze ~20 min to United dominowało na boisku, city nie potrafiło zrobić nic. Tak naprawdę, to pierwszą groźną sytuację zamienili na bramkę. Chwilowy brak koncentracji Naniego, który odpuścił krycie podciął skrzydła Diabłom, ale po chwili piłkarze się pozbierali i znowu dominowali, aż do końca pierwszej połowy. Taka jest piłka, United wyraźnie przeważało w pierwszej połowie, jednak jeden błąd sprawił, że schodzili do szatni z jednobramkową stratą.
Druga połowa zaczęła się fatalnie, bo drugi chwilowy brak koncentracji kosztował nas tym razem stratę piłkarza. Kolejne piętnaście minut, znowu przeważało United, a świetną sytuację zmarnował Young. Trzeci błąd United w tym meczu - Anderson przepuścił Silvę i mamy 2:0.
Od straty drugiej bramki, City coraz pewniej atakowało rozbite i zmęczone United. Gol Aguero, był przysłowiowym gwoździem do trumny. Nagle, po pięknej bramce Fletchera wróciła nadzieja, ale tylko na chwilę. Gra w "10" przez ponad pół godziny w tak trudnym meczu zmęczyła United psychicznie i fizycznie. Końcówka to trzy bramki, które City strzeliło, będąc jedyną drużyną na boisku. United już wtedy nie było, byli załamani i City z łatwością zdobywali bramkę co 2 minuty...
Dlaczego to napisałem? Otóż moim zdaniem, kilku z was, jak to ma na ogół miejsce po słabszych meczach wyrzuca Sir Alexa Fergusona (!) i połowę składu.
Przez pierwsze 60 minut United miało przewagę w tym meczu, groźniej atakowało i zabrakło tylko przysłowiowej kropki nad "i". Mimo tej przewagi (przynajmniej optycznej), po godzinie gry graliśmy w 10 i przegrywaliśmy 3:0. Dlatego właśnie Ferguson, nazwał ten dzień najgorszym w historii.
Nie można jednak obarczać winą za tą porażkę Evansa. Zgoda, zachował się idiotycznie, co do tego nie ma wątpliwości, ale praktycznie tak samo zachował się najpierw Nani a później Anderson. Evans popełnił tak naprawdę pierwszy poważny błąd w tym sezonie, poprzednie mecze wychodziły mu świetnie. Również Nani zaliczył bardzo słaby mecz, ale takie dni się zdarzają i nie można tego roztrząsać w nieskończoność. Cieszy mnie natomiast powrót do formy Fletchera, który (moim zdaniem) był najlepszym piłkarzem United w tym spotkaniu.
Po takim ciosie trzeba się podnieść i walczyć dalej, a o to się nie boję, bo United ma to we krwi.
Zapraszam do dyskusji. Z niektórymi rzeczami możecie się zgodzić, z innymi już nie, byle bez wulgaryzmów.