80-latek uważany jest za pierwszego z wielkich bramkarzy Manchesteru United. Poza boiskiem kojarzony jest jednak z katastrofą lotniczą w Monachium. Jego heroiczne zachowanie, dzięki któremu wyciągnął z wraku kilkoro pasażerów, w tym matkę z dzieckiem, przyniósł mu przydomek Bohatera z Monachium.
Czy to prawda, że o meczu dowiedziałeś się już po tym, gdy wszystko zostało przygotowane?Dowiedziałem się o wszystkim kilka miesięcy temu od Johna White'a, którego poznałem pół roku wcześniej, kiedy wygłaszałem przemówienie podczas spotkania George Best Carryduff Manchester United Supporters Club. White powiedział mi wtedy, że jest w kontakcie z United w związku z meczem ku mojej czci, co mile mnie zaskoczyło. Czuję się przez to trochę zakłopotany, ponieważ mój czas przeminął dawno temu, a od zawsze uważam, że skoro skończyłem z piłką, powinienem pozostać w cieniu i dać wykazać się młodym talentom.
Czy ta tragedia zmieniła Twoje podejście do piłki nożnej?Gdyby nie piłka, prawdopodobnie straciłbym zmysły. Teraz łatwo jest mi o wszystkim opowiadać, ale wtedy nie byłem w stanie rozmawiać o katastrofie. Nie robiłem tego przez 40 długich lat. Powiem ci, dlaczego piłka powstrzymała mnie od szaleństwa... Gdybym miał siedzieć w domu po tym wszystkim, oszalałbym. Zobaczyłem zbyt wiele, zobaczyłem rzeczy, których oglądania żałuję. Po wypadku graliśmy na White City za zamkniętymi drzwiami. Wyżywałem się wtedy na wszystkich, oczywiście nie w złośliwy sposób. Gdybym miał siedzieć w domu z tymi wspomnieniami w głowie... Piłka uratowała moje zdrowie psychiczne. A także moje życie.
Sir Alex zapowiedział, że odda Ci hołd, przybywając z najsilniejszym składem.Powiedziano mi, że klub bardzo się postara, aby w meczu wzięła udział najmocniejsza drużyna. To ważne, bo nie chcę, żeby publiczność się zawiodła. Jestem pewien, że United na to nie pozwolą.
Z pozostałą częścią wywiadu można zapoznać się TUTAJ!