Rzadko który piłkarz potrafi z nawiązką wypełnić oczekiwania kibiców i stać się ich ulubieńcem już w trakcie swojego pierwszego sezonu w nowej drużynie. Szczególnie, gdy do tak wielkiego klubu jak Manchester United trafia z ligi meksykańskiej, a po ogłoszeniu transferu uznawany zostaje za niepotrzebnego i nazywa się go „drugim Manucho” czy „kolejnym Dioufem”. Swoim podejściem do życia, snajperskimi umiejętnościami i łatwością strzelania ważnych goli, Javier Hernández zyskał sympatię – jednak w tym sezonie, jak na razie, Meksykanin zawodzi.
Przygotowania do aktualnego sezonu Hernández musiał opuścić z powodu lekkiego wstrząśnienia mózgu. Nie zagrał w dwóch pierwszych meczach i do gry wrócił z marszu, gdzie w 81. minucie meczu z Tottenhamem zastąpił Danny’ego Welbeck. Młody Anglik udowadniał, że brak Meksykanina wcale nie musi być dla United bolesny. Jednak kiedy w następnym spotkaniu z Arsenalem doznał kontuzji już w pierwszej połowie, został zastąpiony przez Hernándeza. I choć Czerwone Diabły strzeliły w tym meczu aż osiem goli, to Meksykanin nie umiał pokonać Wojciecha Szczęsnego.
W jego grze było widać zmęczenie poprzednim sezonem (oprócz gry z Manchesterem United do samego końca europejskiego kalendarza, Meksykanin występował z reprezentacją do samego końca rozgrywek o Złoty Puchar CONCACAF) i brak przygotowania do nowych rozgrywek. Odblokował się w meczu z Boltonem, jedną z najsłabszych aktualnie drużyn w lidze angielskiej. Jednak pech powrócił – zszedł z boiska z kontuzją w czwartej minucie meczu ze Stoke, a po jej wyleczeniu i powolnym wracaniu do formy, już w siódmej minucie spotkania na Villa Park doznał kolejnego urazu.
Kiedy jest w formie – jest niesamowicie skuteczny. Kiedy nie ma formy – jest straszliwie frustrujący. Tak można w skrócie opisać 23-letniego Meksykanina. Na dzień dzisiejszy o wiele więcej Manchesterowi United oferuje Danny Welbeck – potrafi się zastawić, przepchnąć rywala, wywalczyć piłkę, stworzyć z niczego groźną akcję, potrafi też grać z powodzeniem na skrzydle. Hernández żyje z gry pomocników i Rooneya – o wiele bardziej przydaje się, kiedy mamy zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki nad rywalem, kiedy gramy na Old Trafford, kiedy w pomocy grają zawodnicy, którzy są w formie, a nie ci, którzy są zdrowi.
W tym sezonie praktycznie w każdym spotkaniu zawodzi – jego przyjęcia piłki są tragiczne, bardzo często (naprawdę, bardzo) jest łapany na spalonym, nie ma takiej skuteczności jak w poprzednim sezonie. Nie krytykuję go jednak za to, bo rozumiem, że istnieje coś takiego jak syndrom drugiego sezonu, o którym sam zawodnik także doskonale wie. „Z każdym rokiem będzie trudniej. W pierwszym sezonie nie tylko obrońcy, ale także trenerzy mnie nie znali. Teraz, i w kolejnych sezonach będą wiedzieć o mnie jeszcze więcej” – tłumaczy Chicharito.
Hernández zagrał w 17 spotkaniach w lidze w tym sezonie – na 20 możliwych. Wydaje się dużo, biorąc pod uwagę jego kontuzje. Warto jednak zaznaczyć, że sześć razy wchodził z ławki, a dwa z jego 11 startów skończyły się zanim na dobrą sprawę rozpoczął się mecz. 17 spotkań (więcej ma tylko Nani, Evra, Jones i Rooney), ale dopiero 11. pozycja pod względem minut spędzonych na boisku.
Najczęściej bramki w lidze strzela Berbatov, co 66 minut. Jednak wydaje mi się, że każdy wie na czym polega sukces Bułgara w tej klasyfikacji, i choć go naprawdę lubię, to nie sądzę, że zasługuje on na stałe miejsce w wyjściowym składzie, obok Rooneya (z golem co 112 minut), gdyż w meczach przeciwko dobrym drużynom, jest on niewidoczny i niezmotywowany – po prostu wygląda leniwie (jak chociażby przeciwko Newcastle). Danny Welbeck ma najgorszy wynik spośród napastników, bowiem zaledwie co 225 minut, podczas gdy Hernández robi to co 144. Jednak, jak w przypadku Berbatova, sami zastanówcie się dlaczego w tym sezonie – mimo rzadszego strzelania bramek w lidze – wolę grę Anglika.
Jestem wielkim fanem Welbecka, a Hernándeza nie da się nie lubić. Uważam, że o wiele groźniejszym napastnikiem, na dzień dzisiejszy, jest Anglik. Ale Meksykanina nie skreślam i będę go bronił przed krytyką, ponieważ poprzedni sezon, a szczególnie końcówka udowodniła, że jest on niesamowitym napastnikiem, który potrafi wykorzystać każdą sytuację do strzelenia gola. Welbeck daje nam wiele, kiedy nie mamy tak oczywistej podstawowej jedenastki, jak mieliśmy na wiosnę 2011 roku – wtedy wiedzieliśmy, od bramkarza do napastnika, kto powinien grać. Kiedy co spotkanie Sir Alex Ferguson musi zmieniać ponad połowę wyjściowego składu, obecność Welbecka w ataku jest nieoceniona. A czas Hernándeza w tym sezonie nadejdzie - gwarantuję Wam to.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.