Jak niektórzy z Was, czekałem w środę na rozpoczęcie rewanżu o Superpuchar Hiszpanii pomiędzy Barceloną a Realem Madryt. Pierwsze spotkanie zaskoczyło chyba wszystkich, ponieważ różnica między drużynami nie była już tak widoczna jak podczas kwietniowego maratonu z El Clásicos (nie lubię określenia Gran Derby, używanego chyba tylko w Polsce…), a ekipa Mourinho znacznie poprawiła swoją grę przeciwko aktualnym mistrzom Hiszpanii i Europy. I rewanż nie zaskoczył, cieszyłem się wyrównaniem wyniku przez Real, bo chciałem obejrzeć jeszcze 30 minut tego pojedynku. Jednak przed samym końcem Leo Messi strzelił decydującą bramkę, a piłkarze z Madrytu – po raz kolejny – nie mogli się pogodzić z porażką.
Nie pierwszy raz podczas rywalizacji obu ekip doszło do szarpaniny, bo bijatyką bym tego nie nazwał. Dwie czołowe drużyny świata, mające w składzie tylu klasowych zawodników, potrafią mecz z takim potencjałem na wyśmienity klasyk zamienić w najbardziej żenujące widowisko. Nie zamierzam pisać o tym kto zaczął czy kto jest winny, a kto nie. Chyba wszyscy oprócz Cristiano Ronaldo wzięli udział w przepychankach.
Ronaldo, który nie po raz pierwszy obserwował żenujący teatrzyk z boku, a my możemy się tylko domyślać co mu chodziło po głowie. Czy żałuje przenosin do Madrytu? Raczej nie, bo w Madrycie ma wszystko, za czym tęsknił w Manchesterze, ale pod pewnym względem na pewno – trafił do klubu w okresie dominacji Barcelony, przez co bardzo ciężko mu podtrzymać passę wygrywania jaką miał w United, a jego częste pojedynki z Messim prawie za każdym razem obnażają jego słabości. W United miał łatwiej, bo nie musiał się z nim mierzyć z taką częstotliwością – kto jest lepszy rozstrzygano różnie, każdy miał swoje kryteria, bo ciężko było porównać zawodników z dwóch różnych lig. Teraz Messi wygrywa pojedynki z Ronaldo, i chyba tylko z tego powodu żałuje. Ale jestem przekonany, że się nie podda, bo jest niesamowicie ambitnym piłkarzem.
Jednak pisząc ten tekst nie miałem zamiaru poruszać kwestii Ronaldo, Messiego czy rozstrzygnąć która drużyna zasłużyła na zwycięstwo. Chciałem napisać o José Mourinho.
Lubię go, ponieważ jest ciekawą postacią, a jego trofea mówią wiele o tym, jak skutecznym jest trenerem. Chyba jak każdy kibic United nie przepadałem za nim podczas jego okresu w Chelsea, dopiero po opuszczeniu klubu było nam łatwiej spojrzeć na niego obiektywnie. I muszę przyznać, że polubiłem go. Bez niego było bezbarwnie, nieciekawie, a późniejsze nieudane próby zastąpienia go przez Rafę Beniteza udowadniały jak ciężko jest go skopiować. Fajnie było widzieć rok temu jak Mourinho doprowadza Inter do zwycięstwa w dwumeczu z Barceloną, a później do triumfu w Lidze Mistrzów. Jednak Mourinho w Madrycie nie jest tym Mourinho jakiego polubiłem.
Po tych wszystkich żenujących wypowiedziach i narzekaniach na wszystko, całkowicie już przestałem go widzieć w roli następcy Sir Aleksa Fergusona. Wiadomo, że on sam ma chrapkę na przejęcie posady po Szkocie, a ja dotychczas różnie podchodziłem do tej możliwości. Z jednej strony gwarantowałby on podtrzymanie sukcesów w klubie, ale jego toporny i przesiąknięty nudną taktyką styl nie pasuje do filozofii wyznawanej przez Manchester United. Lubię go nadal, nawet po środowej (w sumie to już czwartkowej) sprzeczce, ale tylko za ciekawą osobowość i umiejętność wygrywania. Jako człowiek przypomina mi kogoś sfrustrowanego, kogoś niemogącego się pogodzić z porażką z największym rywalem. I to nie raz czy dwa – lecz za każdym razem. Nie potrafi przyznać racji, że przeciwnik był lepszy, nie potrafi pogratulować.
I choć oni Ferguson i Mourinho się lubią, a ja sam lubię ich obu, to nie widzę Portugalczyka na Old Trafford. Nie wyobrażam sobie, że ktoś prowadzący Manchester United mógłby podejść do rywala i wsadzić mu palec w oko czy krytykować go na każdym kroku, bo nie może go pokonać. Nie od dziś wiecie, że są ludzie, którzy mają kompleks Barcelony, ale Mourinho to inna liga. Złość, jaka narasta w nim z powodu kolejnych porażek z drużyną Guardioli zmieniła tego interesującego człowieka w wielkiego frustrata. Gdzie ten Mourinho, który potrafił jako menadżer Chelsea ślizgać się na Camp Nou na kolanach? Gdzie ten Mourinho, który po awansie z Interem do finału Ligi Mistrzów biegał po murawie na Camp Nou jak szalony? Gdzieś się właśnie zapodział…
Ma pretensje, że jest prowokowany, ma pretensje, że rywale nurkują. Ok, Barcelona naprawdę potrafi obrzydzić swoim nurkowaniem każde widowisko, ale to w Mourinho musimy poszukać winnego. Sir Alex Ferguson i Manchester United nie był prowokowany podczas finału Ligi Mistrzów, bo po prostu sobie na to nie zasłużył – nawet słowa po finale, że Barcelona była lepsza i zasługiwała na triumf pokazują różnicę między nimi. Nurkowanie w Lidze Mistrzów? Choć mnie też irytowało i nadal w piłce irytuje, to jestem przekonany, że gdyby nie tak agresywna gra w meczu ligowym i finale o Puchar Króla, to mielibyśmy duże lepsze widowisko – ostry, ale nie agresywny Real i grająca na boisku, a nie w teatrze Barcelona.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy musicie się zgadzać z tymi argumentami przeciwko Mourinho, które brzmią jakbym był wielkim kibicem Barcelony – dostałem nawet taki zarzut przez prywatną wiadomość. Pewien 13-letni chłopak napisał mi, że fajnie byłoby, gdybym napisał na bloga tekst o prowokowaniu Mourinho przez ławkę Barcelony, dodając link do filmu, w którym to Tito Vilanova „prowokuje” Portugalczyka, odpychając go. Młody nie zobaczył jednak, że to był fragment po tym właśnie słynnym już włożeniu palca w oko. Dodał jeszcze, że Barcelony po prostu nienawidzi, bo są przez wszystkich faworyzowani. Taki młody, a taki przesiąknięty nienawiścią…
I kończąc – żeby przypomnieć Wam, że jest to tekst o Mourinho, a nie o symulowaniu Barcelony, faworyzowaniu przez UEFA itp. – wydarzenia z samej końcówki rewanżowego meczu o Superpuchar pokazały mi, że José Mourinho nie jest kandydatem na objęcie stanowiska po Sir Aleksie Fergusonie. Choć osobowość ma ciekawą, a trofea naprawdę potrafi zdobywać, to styl prezentowany przez jego ekipy odbiega od tego, jaki od zawsze prezentują Czerwone Diabły, a zachowanie podczas meczów i bycie – po prostu – chamem, nie powinno być nigdy pokazywane na ławce Manchesteru United.
Lubię José Mourinho i szanuję jego osiągnięcia, ale nie widzę go jako menadżera Manchesteru United.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.