RioGrande: Czapki z głów przed sir Alexem, niejeden szkoleniowiec z pewnością pożegnałby się z piłkarzem po podobnych ekscesach, jak te, w których brał udział Anderson. Kiedy latem czytałem informacje o jego lekceważącym podejściu do zawodu i menedżera, sam już postawiłem krzyżyk na Brazylijczyku, gdyż wydawało mi się, że Ferguson nie będzie tolerował przejawów niesubordynacji i pozbędzie się Andersona bez większych wyrzutów sumienia, bo przecież młodzian nie zachwycał swoją grą w poprzednich sezonach. Obaj panowie musieli jednak znaleźć wspólny język, bo o ile w pierwszych mizernych meczach United Anderson albo nie grał, albo spisywał się podobnie, jak cała drużyna, o tyle od kilku spotkań doprawdy przecieram oczy ze zdumienia nad jego metamorfozą. Brazylijczyk inteligentnie rozgrywa piłkę, reguluje tempo gry drużyny, czego do tej pory nieco brakowało, i co najważniejsze, w przeciwieństwie do Carricka i Fletchera nie oddaje za darmo piłki w środku pola w dziecinny sposób. Jeśli tylko Ando utrzyma obecną formę, nawet jego skromniutki dorobek bramkowy nie będzie w stanie zepsuć mu opinii.