Javier Hernandez dał już kibicom Manchesteru United niejeden uśmiech. Nie każdy jednak wie, że gdy Meksykanin dowiedział się o nadchodzącym transferze, wybuchnął płaczem!
» Javier Hernandez dał już kibicom Manchesteru United niejeden uśmiech. Nie każdy jednak wie, że gdy Meksykanin dowiedział się o nadchodzącym transferze, wybuchnął płaczem!
Sir Alex Ferguson często zaskakuje świat dość niespodziewanymi transferami, podobnie było w kwietniu bieżącego roku. Szkot ogłosił, że do klubu po mistrzostwach świata dołączy młody napastnik o nazwisku Hernandez.
Co ciekawe, wśród wielu mniej lub bardziej prawdopodobnych spekulacji transferowych poprzedzających letnie okienko, ani razu nie pojawił się zawodnik Guadalajary. United po cichu go obserwowało, aby już rok później cały świat poznał Chicharito.
Gdy sam zainteresowany dowiedział się o możliwości transferu do największego klubu świata, nie mógł powstrzymać swoich emocji.
- Jim Lawlor (szef skautów United) odezwał się do mnie przed rokiem - zdradza Javier. - Powiedział, że przyglądał mi się, jak grałem dla Chivas de Guadalajara, i że Manchester United jest mną zainteresowany.
- Zanim zadzwonił do mnie, konsultował się z moim ojcem. Gdy usłyszałem od niego tę wiadomość popłakałem się. Po prostu nie mogłem uwierzyć. Jako dziecko marzyłem, żeby grać kiedyś dla najlepszego klubu w Meksyku, a później przenieść się gdzieś do Europy. Marzenia się spełniły, i to nie tak, że jakiś tam klub z Europy mnie zatrudnił, tylko sam Manchester United! Niesamowite...
- To nieprawdopodobne, jak zmieniło się moje życie. W Meksyku dużo grałem, przez co pojechałem na mundial, a teraz występuję już w Teatrze Marzeń. Trudno w to uwierzyć, dlatego bardzo dziękuję osobom, które przyczyniły się do takiego stanu rzeczy. Szczególne podziękowania dla mojej rodziny, gdyby nie oni, nie byłoby mnie tu.
Chicharito pochodzi z typowo piłkarskiej rodziny. Zarówno jego ojciec, jak i dziadek występowali w reprezentacji narodowej.
Dość zaskakujące może się wydawać, że ojciec Javiera nie bardzo wierzył w zawodową karierę piłkarza. Młody Hernandez również miał spore wątpliwości dotyczące jego kariery, jeszcze na osiemnaście miesięcy przed telefonem z Manchesteru.
Jak dziś przyznaje, to rodzina i ich ciągłe wsparcie spowodowało, że przezwyciężył wszystkie słabości.
- Na początku w pierwszym zespole Chivas nie grywałem zbyt często. Przez to zastanawiałem się “Czy tak wygląda życie, jakie chcę wieść?” - dodaje Chicharito. - Nie byłem pewien czy jestem wystarczająco dobry, aby utrzymywać się z gry w piłkę.
- Wtedy odbyłem długą rozmowę z moją rodziną. Powiedzieli mi, że mam być cierpliwy, ciężko pracować i cieszyć się grą. I to nie tylko w meczach, ale również na treningu, odpoczywając, kontaktując się z mediami – cieszyć się wszystkim, co wynika z zawodu piłkarza. Gdy nim jesteś, musisz nauczyć się akceptować złe rzeczy tak samo, jak cieszyć się tymi dobrymi. Pewność siebie jest częścią futbolu.
- Tata z dziadkiem opowiedzieli mi o wszystkich aspektach bycia piłkarzem. Nauczyli mnie, czego mogę się spodziewać i oczekiwać w przyszłości, trochę mnie przestrzegli przed niektórymi rzeczami. Świetnie jest mieć w domu dwóch byłych piłkarzy i trenerów w jednym!
Odkąd Hernandez zawitał na Old Trafford pod swoje skrzydła wziął go oczywiście sir Alex Ferguson, który również wpoił mu wiele pewności siebie.
- Mówiłem już o nim meksykańskim mediom. W pełni zasługuje na tytuł szlachecki, to dżentelmen zarówno podczas spotkań jak i w życiu prywatnym. Myślę, że dzięki temu będzie wspominany jako najlepszy manager obecnych czasów. Gdy pierwszy raz go spotkałem powiedział tylko, że mam się cieszyć pobytem tutaj. Zdjęło to ze mnie trochę presji, przez co teraz mogę skupić się na grze i ciężkiej pracy.
Chicharito szybko zrobił dobre wrażenie, zdobywając bramkę w meczu o Tarczę Wspólnoty z Chelsea na Wembley. Okazało się to jedynie przedsmakiem, gdyż już w październiku na swoim koncie Meksykanim miał pięć goli strzelonych w sześciu meczach.
W spotkaniu z West Bromwich jego gol zapewnił Czerwonym Diabłom punkt. Dwa trafienia na Britannia Stadium pomogły pokonać Stoke, a późna bramka w pojedynku z Wolverhampton zapewniła United miejsce w ćwierćfinale Carling Cup.
Mimo niewątpliwie dobrej formy strzeleckiej, Javier jest daleki od składania obietnic dotyczących przewidywanej ilości bramek strzelonych do końca sezonu.
- Nigdy nie wyznaczam sobie ile bramek mam strzelić. Najważniejsze są trzy punkty – nikt nie patrzy na to, kto zdobywa bramki dające zwycięstwo. Tak długo, jak daję z siebie wszystko, mam dobrą formę i robię to, co każe mi manager, jestem szczęśliwy.
- Chcę też naturalnie grać tak często, jak to tylko możliwe i pomagać zespołowi. Jeśli przy okazji coś tam ustrzelę, to traktuję to jako bonus. Nie mam wyznaczonego planu strzeleckiego na przyszłość – koncentruję się tylko na wygrywaniu trofeów.
- Muszę teraz ciężko pracować, być cierpliwym i cieszyć się grą w piłkę. Czy gram w pierwszym składzie, czy też siedzę na ławce, muszę pomagać zespołowi - zakończył Javier Hernandez.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.