Z Tomkiem Kuszczakiem spotkałem się w jednej z kawiarni w centrum Manchesteru – Piccadilly Garden. Spotkanie z piłkarzem „Czerwonych Diabłów” miało dla mnie szczególne znaczenie, ponieważ od dziecka sympatyzuję z Manchesterem United. Nasza owocna rozmowa została opublikowana 27 października w ostatnim wydaniu tygodnika „Futbol News”.
» Z Tomkiem Kuszczakiem spotkałem się w jednej z kawiarni w centrum Manchesteru – Piccadilly Garden. Spotkanie z piłkarzem miało dla mnie szczególne znaczenie, ponieważ od dziecka sympatyzuję się z United.
W Manchesterze nadchodzi początek ery Kuszczaka
Tomasz Kuszczak od pięciu lat jest zawodnikiem „Czerwonych Diabłów”. Dotychczas przegrywał rywalizację z Edwinem van der Sarem, ale teraz Holender kończy karierę i do głosu dochodzi Polak. Należy mu się to nie tylko ze względu na duży talent, ale i cierpliwość, konsekwencję w dążeniu do celu.
W meczach Premiership broni Edwin van der Sar, zaś Ty występujesz w Lidze Mistrzów. To są odgórne ustalenia?
Nie. Absolutnie nikt nie ma takiej rezerwacji. Oczywiście, liczę na to, że w tym sezonie tych występów będzie więcej. To jest mój główny cel. Sam trening na pewno mi nie wystarcza.
W meczu z West Bromwich Albion Twój główny konkurent do gry w bramce popełnił fatalny kiks i straciliście gola. Jak na to zareagowałeś?
W ogóle na to nie zareagowałem. Ja też jestem bramkarzem i wiem, że klopsy się zdarzają. Edwin popełnił błąd i trudno. Mi też zdarzają się pomyłki. Nie można być bezbłędnym przez cały czas. Straciliśmy punkty, których na pewno szkoda, ale taka jest piłka.
Prywatnie przyjaźnicie się z Van der Sarem?
Tak, jedynie na treningach rywalizujemy o miejsce w podstawowym składzie. To wielki bramkarz o uznanym nazwisku, z olbrzymią reputacją światową. Gra na wysokim poziomie od wielu lat, dlatego ciężko mi rywalizować z kimś, kto ma tak dobrą pozycję. Wiadomo przecież, że Edwin ostatnio takich błędów nie popełniał, dlatego jeden błąd o niczym nie świadczy.
Może to jakiś znak, że era holenderskiego bramkarza dobiega końca?
Nie będę wypowiadał się na ten temat. Mam nadzieję, że zbliża się mój początek.
Van der Sar to jest swojego rodzaju fenomen – ma czterdzieści lat na karku i wciąż gra na wysokim poziomie.
Jest zdrowy, nadal trenuje. Może już nie jest takim samym bramkarzem, jakim był dziesięć lat temu, ale jest niezwykle doświadczony i ciężko jest go wygryźć. Co ciekawe, w Premier League jest kilku takich bramkarzy, którzy w podobnym wieku wciąż rywalizują na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że ja też będę się tak dobrze trzymał.
W zimowym okienku transferowym spodziewasz się, że do klubu dojdzie Ci konkurent?
W zimowym nie spodziewam się nikogo. Myślę, że koniec sezonu to pokaże. Wtedy też okaże się definitywnie, czy ja zostanę czy nie. Będę miał jeszcze rok kontraktu i wtedy podejmę decyzję odnośnie mojej przyszłości. Na pewno nie przedłużę umowy, gdybym miał być drugim bramkarzem. Mam tego dosyć. Niebawem dołączy do nas jeszcze jeden golkiper lub nawet dwóch, ponieważ Edwin kończy karierę.
Sam kiedyś powiedziałeś, że z Manchesteru łatwo odejść, ale trudniej do niego trafić.
I podtrzymuje to, ale taka jest moja decyzja. Ja dałem sobie naprawdę dużo czasu na bycie zmiennikiem, bo aż 5 lat. Gdyby to był jakiś inny klub, to pewnie po roku by mnie tu już nie było. Ale z tego klubu ciężko odejść. Jednak trzeba sobie prosto powiedzieć, że jeśli w najbliższym czasie nie dostanę szansy bycia numerem jeden, to już chyba nigdy takiej okazji mieć nie będę.
Cierpliwości nigdy Ci nie brakowało.
Bo to jest taki zespół. W ostatnich czterech latach trzykrotnie triumfowaliśmy w lidze angielskiej, raz w lidze mistrzów, zdobyliśmy klubowe mistrzostwo świata. Tych tytułów jest naprawdę mnóstwo i to daje mi cierpliwość. W dodatku, naszą grę obserwuje siedemdziesięciotysięczna publiczność. To sprawiało, że moja cierpliwość się wydłużała. Szkoda byłoby odejść z klubu, do którego tak ciężko trafić. Dałem jednak sobie czas, by coś wywalczyć. Można powiedzieć, że miałem pecha, ponieważ Edwin jest świetnym i niekontuzjogennym bramkarzem, który gra na wysokim poziomie i szalenie ciężko jest go wygryźć.
Dosyć spokojnie znosisz rolę zmiennika. Ktoś Ci w tym pomaga? Korzystasz z porad psychologa?
Nigdy nie odwiedzałem psychologa i mam nadzieję, że nigdy u niego nie będę. Wiem, że to nic złego, ale jestem facetem, który tego nie potrzebuje. Mam swoją głowę i to wystarcza mi, aby rozwiązać swoje problemy.
Kto pomaga Tobie w prowadzeniu kariery?
To dosyć spore grono ludzi. O pewnych rzeczach dyskutuję z moimi rodzicami, bratem, dziewczyną i dochodzimy wspólnie do jakichś tam wniosków, jednak ostateczne decyzje podejmuję ja.
A jaką rolę w Twojej karierze odgrywa Jorge Mendes (menedżer Tomasza Kuszczaka – przyp. red.)?
Na razie żadną, ponieważ współpracuje z nimi od ponad pół roku i od tamtej chwili nic się nie wydarzyło. Menedżer jest potrzebny w momencie transferu, ale żeby do tego doszło zielone światło musi pokazać przywódca najwyższy, czyli Ferguson.
Mendes to uznany menedżer, opiekuje się również karierą Cristiano Ronaldo. Jak na niego trafiłeś?
To jest też menedżer Naniego, Andersona i wielu znanych ludzi. Z racji tego, że nigdy nie miałem menedżera, któregoś dnia po prostu zgadaliśmy się przez Naniego, który jest moim bardzo dobrym kolegą. Mendes obiecał mi pomoc i jeżeli będzie taka konieczność – będzie mnie reprezentował w negocjacjach.
Z Ronaldo utrzymujesz jeszcze kontakt?
Nie. W momencie, kiedy on wyjechał do Madrytu, nasze kontakty się urwały. Wiem, że Nani cały czas z nim jest na łączach. Nic w tym dziwnego – grają w jednej reprezentacji.
Co odpowiadasz swoim znajomym, gdy pytają się – jak na co dzień zachowuje się Ronaldo?
Odpowiedź jest nijaka. Każdy z wielkich piłkarzy ma swój charakter. Lepszy lub gorszy dzień. To normalni ludzie, tacy jak wy.
To sprzedaj nam przepis na sukces.
Na pewno praca i konsekwencja wykonywania różnych rzeczy. Wielu piłkarzy zbyt łatwo poddaje się w momencie niepowodzenia, brakuje im cierpliwości. Ja też miałem ciężki okres w życiu. W wieku 19-22 lata tylko trenowałem w Herthcie Berlin. Nie rozegrałem żadnego meczu w pierwszym zespole, ale miałem ambicje. I to wszystko. Już wtedy czułem się wystarczająco dobrym bramkarzem, ale nikt mi tej szansy nie dawał. Mimo to starałem się jak najwięcej nauczyć, bo miałem świetnego trenera. Przepis na sukces jest taki, że trzeba zachować cierpliwość i sumiennie pracować. Ci rzetelni zawsze zostaną wynagrodzeni. Tak było w moim przypadku. Cztery lata w Berlinie bez rozegranego meczu, przeszedłem do West Bromwich, zadebiutowałem po pół roku, kilka dobrych meczów i propozycja z wielkiego klubu. Zmiana klubu co pół roku czy co sezon, nic by nie dała. Czasami ilość występów nie przekłada się na jakość. Można zagrać trzysta meczów i nigdy nie dostać propozycji gry w dobrym klubie. A można zagrać dwadzieścia spotkań i ta propozycja przyjdzie. Nie ma jednak jednej recepty dla wszystkich, magicznej herbatki. Droga do sukcesu prowadzi różnymi ścieżkami. Moja była taka.
Myślisz, że kontakty, które zdobyłeś w Manchesterze mogą jakoś zaprocentować w przyszłości?
Nigdy tak na to nie patrzyłem. Pewnie jak poproszę kogoś o pomoc to mi jej udzieli. Na pewno będę w kontakcie z wieloma ludźmi, bo kawałek życia z nimi spędziłem.
Określiłeś Fergusona jako przywódcę najwyższego. To człowiek, którego decyzje są niepodważalne?
Można podważyć, ale odbija się to wtedy podwójną czkawką. Przeważnie ten kto podważa dostaje pstryka w nos. Decyzja zależy do ciebie.
Ostatnio sporo mówiło się na temat Wayne’a Rooneya. Jak ty odebrałeś całą sytuację?
Ja całkiem normalnie. Jest kowalem własnego losu.
W szatni nie rozmawialiście na ten temat?
Nie. Każdy jedzie na swoim wózku. Oczywiście Wayne to ważny dla nas zawodnik. Jego odejście z pewnością odebrałoby nam siłę rażenia. Ja całe zamieszanie odbierałem normalnie. Negocjacje kontraktów mogą wyglądać różnie.
Jak myślisz, gdzie twoje umiejętności są bardziej doceniane – w Polsce czy w Anglii?
Nie wiem. Cieszyłbym się gdyby moje umiejętności były doceniane wszędzie tak samo. Myślę, że w Anglii jestem bramkarzem szanowanym i cieszę się, że tak jest. Pracy, którą wykonuje na boisku, nie robię tylko dla siebie, ale też dla kibiców. Miło jest widzieć jakiś odzew w formie fajnego wywiadu czy też zaczepiających ludzi na ulicy. To mi wystarczy. W Polsce też są ludzie, którzy kierują pod moim adresem miłe słowo, ale prasa w naszym kraju pisze o mnie różnie – raz dobrze, raz źle. Nie wiem, skąd się to bierze, że raz jestem lubiany, a raz nie.
To ile autografów rozdajesz w Manchesterze na sto metrów?
Zaraz pójdziemy i zobaczymy (śmiech).
W Anglii nie jesteś ulubieńcem tabloidów, dlaczego?
Tutejsze bulwarówki koncentrują się bardziej na angielskich piłkarzach. Ja z kolei jestem zbyt mało kontrowersyjnym człowiekiem. W Polsce jest podobnie – nikt publicznie nie wyciąga na mój temat jakichś tam brudów. Jestem normalnym facetem, mam swoją rodzinę – żyję swoim życiem. Gram sobie w piłkę i nie chciałbym, aby było mnie pełno w tabloidach. One szukają sensacji, a ja nie dostarczyłbym żadnej ciekawostki. Taki styl życia na pewno by mi nie odpowiadał. Zresztą zawsze starałem się unikać ludzi, którzy starają się zaglądać w moje życie prywatne. Są jednak tacy, którzy to kochają i robią wszystko, żeby tam być.
Masz jakiś autorytet, z którego czerpiesz wzorce?
Peter Schmiechel przez wiele lat był bramkarzem, na którym się wzorowałem jako młody chłopak. Na pewno wiele mi do niego brakuje, jeśli chodzi o nazwisko i ilość występów w barwach United. To jest legenda Manchesteru, choć oczywiście chciałbym go kiedyś pobić. Być przez kilka lat pierwszym bramkarzem, świętować największe triumfy. Na takie rzeczy muszę jednak troszkę popracować. Teraz jednak, gdy mam swój wiek, staram się wypracować swój styl, pewne rzeczy już się ustabilizowały.
Przyznajesz się do tego, że jesteś wychowankiem Śląska Wrocław?
Jak najbardziej. Szczycę się tym, bo to klub z tradycjami. Śląsk Wrocław był zawsze fajnym klubem i mam nadzieję, że jeszcze będzie. Nowy stadion się buduje, w zespole występuje wielu perspektywicznych zawodników. Fakt, brakuje im punktów, ale ich gra jest naprawdę dobra. Atrakcyjniejsza niż mecze Legii, Wisły, Lecha. A to, że punktów było mało? To wynik zupełnie czegoś innego. Jako piłkarz nie patrzę na rezultat, ale także na styl, a ten był naprawdę fajny. Brakuje im skuteczności, wykończenia, czyli to czego brakuje nam w Manchesterze ostatnio. Tracimy bramki w ostatnich minutach, choć nasza gra wygląda naprawdę nieźle. Stracone bramki w końcówkach to przede wszystkim wynik indywidualnych błędów.
Widzę, że śledzisz na bieżąco nasze rozgrywki.
Mam dekoder, staram się obserwować rozgrywki na bieżąco. Lubię obejrzeć sobie mecz, w którym występują moi dobrzy znajomi – Sebek Mila, Przemek Kaźmierczak, Jarek Fojut, Łukasz Madej. To ludzie, z którymi miałem kontakt. W wieku 15-19 lat jeździłem z nimi na zgrupowania reprezentacji młodzieżowej. Co trzy tygodnie. Widywałem ich wtedy częściej niż rodzinę. Lubię sobie popatrzeć, jak im tam się powodzi.
Myślisz, że zawieszenie trenera Tarasiewicza było dobrym posunięciem?
Ktoś tam podejmuje takie decyzje i ja je szanuje. Nikt nie robi niczego przypadkowo. Na pewno trener Tarasiewicz zrobił dużo dla tego zespołu. Prowadził zespół przez trzy i pół roku. W tym czasie dwukrotnie drużyna awansowała do wyższego szczebla rozgrywek, wypracowała swój własny styl gry, charakter. Brak wyników zmusił jednak przełożonych do podjęcia takiej decyzji. Uważam, że był to bardzo dobry trener. Miałem okazję go poznać, porozmawiać. To szkoleniowiec, który z pasją wypowiadał się na temat zespołu.
Porozmawiajmy o kadrze. Drużyna narodowa to dla Ciebie rozdział otwarty?
Jak najbardziej.
Swojego ostatniego meczu chyba nie wspominasz jednak najlepiej?
No chyba nie tylko ja, ale też kibice. Wiadomo, wysoka porażka z najlepszym zespołem na świecie. Dobra lekcja futbolu pokazała nam nasze miejsce. Wynik remisowy z takim rywalem, moglibyśmy uznać za sukces. Ciężko tu jednak mówić o remisie, bo przegraliśmy 0:6, a mogliśmy jeszcze wyżej.
Od tamtej pory ktoś ze sztabu szkoleniowego kadry kontaktował się z Tobą?
Nie. Był to mój ostatni mecz. Czekam na kolejne powołania, choć wiem, że muszę grać. Ja jestem jeszcze w takim wieku, że mam nadzieję na kolejne występy z orzełkiem na piersi. W reprezentacji nie czuje się jeszcze spełniony, a gra w kadrze to przecież wyróżnienie dla każdego zawodnika. Chciałbym jeszcze w niej zaistnieć. Zwłaszcza, że przed nami Euro 2012.
Franciszek Smuda potrzebuje bramkarza regularnie broniącego. Jesteś w stanie zagwarantować to naszemu selekcjonerowi?
Rozumiem wymóg trenera. Miałem parę marzeń i celów w życiu. Jednym z nich była oczywiście gra w kadrze, a drugim występy w dobrym klubie. Jednak bez jednego, nie można zrealizować tego drugiego. Wiem, że gdybym odszedł z Manchesteru, grałbym regularnie i jeździłbym na kadrę. Ta sytuacja jest bardzo skomplikowana. Chcę wywalczyć miejsce w United, a potem w kadrze.
ROZMAWIAŁ W MANCHESTERZE KONRAD KAŹMIERCZAK
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.