Ufff… D-Day za nami, wszystko jasne. De Gea zostaje w Manchesterze a Navas w Madrycie. Okoliczności kuriozalne, wręcz nie wypada dwóm tak wielkim markom doprowadzać do takiej sytuacji. Jednak, stety niestety – stało się.
Real próbuje zwalić na United winę za całe zajście. Że w ostatni dzień zaczęli negocjacje, że za późno wysłali dokumenty, że w LFP nie wykupili licencji na WinRARa i tak dalej i tak dalej. Prawda jest jednak taka, że jakby rzeczywiście zależało im na De Gei to dawno zaoferowaliby wymaganą przez United sumę. Jak trzeba to na Bale’a 100 mln się znalazło a tutaj za bramkarza z TOP3 ciężko było uciułać „marne” 35mln. Wiem, wiem – rok do końca kontraktu. Niemniej, patrząc na dzisiejsze(dosłownie) ceny jakie płaci się za piłkarzy, to raczej ochłapy. Lecz tutaj zarząd Czerwonych Diabłów, prawdopodobnie za pośrednictwem Eda W., pokazał, że ma strusie jaja, i bardzo dobrze. Nie może być tak, że Perez wjeżdża sobie na Old Trafford jak do Biedronki i bierze wszystko po promocyjnych cenach. Niech mówią co chcą, fakty są takie, że Manchester nic nie musiał. Piłkarz ma kontrakt i ma obowiązek go wypełnić. Koniec kropka.
Czy jestem zadowolony z takiego obrotu spraw? Nie do końca, bo tak naprawdę, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało, zostawiliśmy sobie kota w worku. Tak między Bogiem a prawdą to nie wiadomo co teraz De Gea będzie sobą prezentował na boisku, jeśli w ogóle powącha trawę w tym sezonie. Na dzień dzisiejszy nie widzę go w pierwszym składzie. To po pierwsze.
Po drugie, byłem sceptycznie nastawiony do jego sprzedaży, gdyż pieniądze za niego otrzymane byłyby tak naprawdę niczym dla tak wielkiej firmy jak Manchester United. Ucieszyłem się natomiast, gdy dowiedziałem się, że w zamian na Old Trafford ma powędrować Keylor Navas. Cóż, De Gea w formie wyłącza go szybciej niż gadu gadu, ale to nadal świetny bramkarz i osobiście cenię jego umiejętności wyżej niż Romero czy Valdesa. Szkoda, ponieważ zostajemy z cholernie poirytowanym bramkarzem, który dodatkowo może siać ferment w szatni.
Niestety, największym przegranym tej transferowej farsy jest właśnie David. Nie mówię, że mi go szkoda, ale zawsze można odkupić winy zachowując się jak profesjonalista. Mógłby przyjrzeć się postawie nie kogo innego jak Roberta Lewandowskiego, który podpisał kontrakt z największym rywalem Borussi, jednak na boisku zostawiał wszystko dla drużyny. Nieczęsto widzi się takie pożegnania piłkarza odchodzącego do największego wroga. Można? Można!
Co teraz powinno zrobić United? W mojej skromnej opinii, powinni zaoferować Davidowi nowy kontrakt, nawet lepszy, czemu nie? Powinna być w nim zawarta klauzula odstępnego, powiedzmy 60mln(to tylko moja sugestia). Po podpisaniu De Gea dostaje szansę WALKI o grę w pierwszym składzie i pokornie wypełnia swoje obowiązki. Jeśli wygra rywalizację z Romero i Valdesem, może łapać cały sezon, jeśli tylko wyjdzie to drużynie na dobre. Po sezonie ma wybór – Real płaci 60mln i odchodzi(do tego musi rozegrać solidny sezon) lub zostaje. Proste jak budowa czołgu T55.
Naturalnie, jeśli nie podpisze – trybuny, bez litości. Nie oszukujmy się, będzie musiał podpisać, gdyż w innym wypadku okaże się po prostu głupkiem. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – EURO 2016. Bez regularniej gry nie ma praktycznie żadnych szans na powołanie a to tak naprawdę pierwsza jego prawdziwa szansa na strącenie Casillasa z tronu. Sir Alex Ferguson zawsze powtarzał, że to klub jest najważniejszy a nie zawodnicy i tego się trzymajmy.
Tak więc – Quo Vadis David?
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.