- Myślicie, że wszedłbym w układ z tą mafią? - wściekał się wówczas Ferguson. - Jezu Chryste! Nie ma szans. Nie sprzedałbym im nawet wirusa.
Z jednej strony barykady socjaliści ze Stretford End, po drugiej klub wspierany przez Franco, czyż można prosić o lepszy zalążek do nienawiści? Nie sądzę, ale czy tak było zawsze?
Przykładów dobrych relacji pomiędzy klubami z Manchesteru i Madrytu można szukać w słynnej przyjaźni Santiago Bernabeu, byłego prezydenta Realu oraz sir Matta Busby'ego rozpoczętej ponad 50 lat temu.
Historia tej znajomości została zwarta w książce Johna Luddena "A Tale of Two Cities: Manchester and Madrid 1957-1968", a jak przyznaje sam autor, jest on ogromnie zaskoczony obecnymi animozjami pomiędzy drużynami.
- Kiedy przyjrzysz się przeszłości, zobaczysz, co Real Madryt zrobił dla Manchesteru United po katastrofie w Monachium - wyznaje John. - To niewiarygodne!
Przyjaźń między Bernabeu i Busbym narodziła się z wzajemnego szacunku obu drużyn i doprowadziła do niezwykłych przejawów ofiarności i miłości, w momencie, gdy United byli na samym dnie. To wywodzi się z półfinałowego dwumeczu Pucharu Europy z kwietnia 1957 roku, który Real Madryt wygrał 5:3, ale musiał sporo się namęczyć w rewanżowym spotkaniu na Old Trafford, remisując tam ostatecznie 2:2.
Bernabeu był pod tak wielkim wrażeniem ducha i jakości gry młodego zespołu United, iż zaoferował Busby'emu pracę. Szkot był jednak tak zdesperowany, żeby sięgnąć po Puchar Europy z
Czerwonymi Diabłami, iż odmówił.
Dziesięć miesięcy później, ta wspaniała młoda drużyna została zdewastowana przez tragedię. Katastrofa lotnicza w Monachium, mająca miejsce dokładnie 56 lat temu, pozbawiła życia ośmiu piłkarzy United, trzech członków sztabu szkoleniowego i dziesięciu innych ludzi. A przecież dopiero co wygrali ćwierćfinał elitarnych rozgrywek. Marzenie Busby'ego o podboju Europy wydawało się zaprzepaszczone.
United przegrali półfinał Pucharu Europy z AC Milanem trzy miesiące po katastrofie, lecz ekipa z Mediolanu została pokonana w finale przez Real Madryt 3:2. Bernabeu zadedykował ten triumf swoim poległym przyjaciołom z Manchesteru i nawet zaproponował oddanie im trofeum, ale ostatecznie spotkał się z odmową.
Wprawdzie oferta ta miała znaczenie symboliczne to pojawiły się także inne, bardziej realistyczne, jak na przykład chęć wypożyczenia do United jednego z najlepszych piłkarzy świata, Alfredo di Stefano, słynną "Blond strzałę" na sezon 1958/59.
- Bernabeu poszedł spotkać się nawet z Di Stefano w tej sprawie - tłumaczy Ludden. - Argentyńczyk zgodził się na taki ruch. United miało płacić połowę jego wynagrodzenia, Madryt drugą połowę, a Alfredo miał dołączyć do drużyny z Manchesteru aż do końca sezonu. Jednak Angielska Federacja Piłkarska uniemożliwiła ten ruch, twierdząc, iż zabierze to miejsce potencjalnemu piłkarzowi z Anglii.
Nie zniechęciło to Realu, który znalazł inne sposoby na pomaganie. Wykonali pamiątkowy proporzec z nazwiskami zmarłych w monachijskiej katastrofie, nazwany "Mistrzowie honoru", który został sprzedany w Hiszpanii, aby zebrać pieniądze dla United. Pojawiły się także oferty dla kontuzjowanych graczy, aby pojechali odzyskiwać siły w luksusowych warunkach w Madrycie. Oczywiście za wszystko płacił hiszpański klub.
Rozegrano także wiele towarzyskich spotkań między obiema drużynami, mającymi na celu zebranie pieniędzy, ponieważ oprócz ludzkiego i sportowego wymiaru tragedii, katastrofa w Monachium odbiła się także na United finansowo. Real Madryt zazwyczaj inkasował 12 tysięcy funtów za tego typu mecze, lecz Bernabeu stwierdził "przeznaczcie te pieniądze na lepsze cele".
W spotkaniach tych, nie chodziło jednak tylko o zbiórkę pieniędzy. - United nie mogli nawet marzyć o Europie, bardziej istotne było stawanie na nogi w First Division - wyjaśnia Ludden. - Tak więc ideą Busby'ego było utrzymywanie snu o Europie w piłkarzach i kibicach. Zawodnicy tacy jak Ferenc Puskas czy Di Stefano mieli utrzymywać przy życiu marzenie o grze w europejskich pucharach. Dzięki nim wszyscy w United wiedzieli, że jeśli chcą wrócić, muszą znów grać tak jak oni.
W październiku 1959 roku, Real Madryt wygrał pierwszy mecz towarzyski 6:1, a rzecz działa się na oczach 63 tysięcy widzów zgromadzonych na Old Trafford. Di Stefano, Puskas oraz Francisco Gento dali popis swoich umiejętności. Madryt wygrał także rewanżowe starcie w następnym miesiącu, które po pasjonującym pojedynku zakończyło się wynikiem 6:5. Tym razem obie drużyny oklaskiwało 80 tysięcy fanów. Tego wieczoru, władze klubu zorganizowały także bankiet charytatywny dla rodzin pogrążonych w żałobie, podczas którego Bernabeu określił Busby'ego "nie tylko najodważniejszym, ale i najwybitniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkał w świecie futbolu".
Kiedy miało dojść do kolejnego towarzyskiego meczu w październiku 1960 roku, okazało się, że Puskas i Di Stefano są lekko kontuzjowani. Bernabeu spytał Busby'ego, czy ten chce przełożyć spotkanie, ale menadżer United nalegał na jego rozegranie, twierdząc, że Madryt "stał się dla nich rodziną". Puskas i Di Stefano byli pod takim wrażeniem i mimo wszystko zagrali, tworząc kolejny wspaniały spektakl, wygrany przez Real 3:2.
United powoli stawali na nogi i w grudniu 1961 roku pokonali Real 3:1, a we wrześniu kolejnego roku, wygrali na Bernabeu 2:0. W tym sezonie, drużyna z Manchesteru sięgnęła po Puchar Anglii, swoje pierwsze trofeum od czasu katastrofy w Monachium. W półfinałowym starciu o Pucharu Europy w 1968 roku, podopieczni Busby'ego wyeliminowali swoich przyjaciół z Madrytu, aby ostatecznie sięgnąć po wymarzony puchar sir Matta. Nagroda, której wizją Busby napędzał swoich podopiecznych przez ostatnie dziesięć lat, została zdobyta.
- Jeśli ktoś musiał nas pokonać, jestem bardziej niż szczęśliwy, że to był on - przyznał później Bernabeu. W tym zmartwychwstaniu odegrał ogromną rolę, o której warto, aby pamiętali kibice obu drużyn.
Materiały: Independent.co.uk
Pomysł:
ReVo