Najgorszy mecz w sezonie…

» 21 września 2012, 15:14 - Autor: mJagiela - źródło:
Każdy z nas lubi w czerwcu zapoznać się z terminarzem Premier League na nowy sezon. Jest to taki fajny okres, bo przez miesiąc bez poważnej piłki jesteśmy w stanie za nią zatęsknić, a czeka nas jeszcze raz tyle, żeby zobaczyć swoich ulubieńców w bezsensownych, przedsezonowych spotkaniach, więc jesteśmy głodni nawet takiego zwykłego, głupiego terminarza.
Najgorszy mecz w sezonie…
»
Przez lata kibicowania zdążyliśmy się już nauczyć na pamięć scenariusza wielu potyczek, mamy swoich ulubionych przeciwników, swoje ulubione stadiony i odruchowo, widząc terminarz na nowy sezon, sprawdzamy datę rozgrywania poszczególnych meczów. Spotkanie z Liverpoolem na Anfield jest zawsze najmniej oczekiwanym przeze mnie wydarzeniem, a kiedy już je znajdę, zastanawiam się czy termin nie wyrządzi nam aż tak wielkiej krzywdy. Bo ostatnie lata rywalizacji z Liverpoolem nauczyły mnie jednego: oczekuj porażki, bo lepiej być zaskoczonym niż wkurzać się na cały świat.

Nie lubię standardowych piłkarskich powiedzeń. Nie lubię tekstów „jesteś tak dobry, jak Twój ostatni mecz” - co, jeśli zawodnik wejdzie na trzy minuty i nie dotknie piłki? - czy „tego by nawet sam Hitchcock nie wymyślił” - eee, gol w ostatniej minucie? Tak się właśnie kończą najnudniejsze filmy o piłce nożnej. Nie lubiłem też tekstu, że „derby rządzą się swoimi prawami”, choć tu bardziej przez jego irytujące nadużywanie. Manchester United versus Liverpool, to też są derby – i tutaj naprawdę rządzą się one swoimi prawami.

Ile razy Manchester United przyjeżdżał na Anfield po imponującej serii zwycięstw, a Liverpool, co ma miejsce coraz częściej, podchodził do tego spotkania z teoretycznie słabszej pozycji, po kilku bolesnych blamażach? Ostatnie zwycięstwo Czerwone Diabły odniosły na wyjeździe w grudniu 2007 roku, czyli prawie pięć lat temu.

Liverpool nie miał (i nie ma) szans na nawiązanie walki z Manchesterem United w przeciągu dziewięciu miesięcy. Nie piszę złośliwie, ale naprawdę są oni już typowym średniakiem Premier League – nie interesuje mnie historia, The Reds mają ją bogatą. To, że Liverpool stał się ligowym średniakiem jest faktem (potrafią rozegrać kapitalne zawody, ale to nie jest drużyna na 38 spotkań) i tylko zaślepieni fani drużyny Brendana Rodgersa będą mówić, że to kłamstwo, że Liverpool jest wciąż groźny, że wreszcie się odrodzi i wrócą sukcesy za czasów Rafy Beniteza (albo sukces). Jeśli przeglądacie ich fora, wiecie o czym mówię, takie wpisy najczęściej kończą się hasłem „YNWA” – też macie wrażenie, że wszędzie to wpychają? Pewnie nawet umawiając się ze znajomymi dodają to w SMS-ie. „O 19 u mnie. YNWA”.

Wracając jednak do samego Liverpoolu. Ligowy średniak charakteryzuje się tym, że jest gotów poświęcić dwa mecze dla jednego z największym rywalem. Kto za rok będzie pamiętał o porażce z West Bromwich Albion czy remisie z Sunderlandem? Nikt. Ale jeśli po tych meczach Liverpool pokona Manchester United, to wynik będzie zapamiętany do końca świata. Jak było w sezonie 2008/09? Dla Scousera z krwi i kości nie liczyło się przecież to, że Liverpool poległ w walce o mistrzostwo Anglii z Czerwonymi Diabłami. Najważniejszym wydarzeniem było pokonanie ekipy Ferguson na Old Trafford, które razem z otrzymaniem Złotych Rękawic przez Pepe Reinę było highlightsem tamtego sezonu. W takich chwilach da się poznać czym i gdzie jest wiocha.

Możecie powiedzieć, że przesadzam z obniżonymi oczekiwaniami przed tym spotkaniem, za dużo narzekam i „nie jestem prawdziwym Diabłem” , ale teraz myślę na chłodno i uważam, że taka jest prawda. Nie oznacza to jednak, że na godzinę przed meczem nie udzieli mi się atmosfera, niechęć do rywala i niesamowite pragnienie zmiażdżenia ich na własnym stadionie. A już szczególnie jak usłyszę „You’ll Never Walk Alone”. Ech, jak już pokochałeś piłkę i przekonasz się, że nie możesz żyć bez tych emocji, to już nigdy tego typu spotkania nie obejrzysz ze stoickim spokojem.

Szkoda, że sprawa z Hillsborough i z Suárezem odciąga uwagę od wydarzeń, które czekają nas na boisku. Fajnie, że piłka nożna łączy w tragedii, jak teraz łączy znienawidzone przez Liverpool drużyny i rodziny 96 ofiar z 1989 roku. Jednak o takim czymś nie powinno się mówić bez przerwy, nie powinno się zmuszać i oczekiwać od wszystkich okazywania szacunku przed pierwszym gwizdkiem – szczególnie, że nie mamy nawet do czynienia z rocznicą tych tragicznych wydarzeń. Nie powinno się odwracać uwagi od meczu i kierować wszystkich kamer na dłonie Suáreza i Evry – o ile ich ostatni pojedynek na Old Trafford coś oznaczał i oczekiwało się od nich męskiego uścisku, to teraz jest to tylko i wyłącznie wpychanie tematu na siłę i walka o kliknięcie na stronie internetowej czy sprzedaż gazety. Uścisk dłoni nic nie zmieni, Suárez nie zaprosi Evry na piwo, a brak uścisku i tak nie podgrzeje tej wystarczająco gorącej atmosfery.

Szczególnie, że Sir Alex Ferguson potrafi zaskakiwać. Jak zdarzało się, że nie wystawiał na Goodison Park Wayne’a Rooneya z powodu zamieszania jakie jego osoba potrafiła wywołać na tym stadionie, może się okazać, że teraz zrobi to samo z Patricem Evrą. Jeszcze na początku tego roku było to niemożliwe, bo Evra był naszym jedynym zdrowym i przyzwoitym lewym obrońcą, to teraz może się okazać, że przy gorszej dyspozycji Francuza wykorzystana zostanie pozytywna aura wokół Alexandra Büttnera oraz jego agresja i chęć pokazania się kibicom z jak najlepszej strony w jednym z najważniejszych meczów ich kalendarza. Z Büttnerem czy z Evrą, będzie gorąco – tak jak zawsze na Anfield, kiedy przyjeżdża Manchester United. Tylko te cholerne ostatnie sezony i ból po głupiej grze i niepotrzebnym traceniu punktów.

Teraz na Anfield, do siedemnastej drużyny w tabeli, przyjeżdża druga. No cóż, rok temu Manchesterowi United przytrafiła się bolesna porażka na stadionie Wigan Athletic, drużynie z końca tabeli. Znajdując w terminarzu na nowy sezon pojedynek z Liverpoolem na Anfield pomyślałem tylko: „cóż… ważne, że będzie dość wcześnie, jak przegramy to mniej zaboli”.


TAGI


« Poprzedni news
McArthur: Pragniemy powrotu Fletchera
Następny news »
Rooney i Young nie zagrają z Liverpoolem

Najchętniej komentowane


Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.

Komentarze (45)


Diabelred: Komentarz zedytowany przez usera dnia 24.09.2012 02:09

Ooo kolejny twoj tekst ,z ktorym sie zgadzam ;).Co tego YNWA to mnie tez strasznie wkurza ,praktycznie za kazdym razem jak widze jakis komen kibica Live to dodaje na koncu te swoje YNWA,ten przyklad z umawianiem to wcale bym sie nie zdziwil hehe ;p.Co do bycia przez Live zwyklym sredniakiem,to tez sie zgadzam,historia nie gra, liczy sie tu i teraz ,a Live o kilku juz sezonow bije sie glownie z Sundelandem,Fulham,Evertonem i Newcastle o miejsca w tabeli.
» 24 września 2012, 02:08 #17
mJagiela: SPECJALNIE NAPISAŁEM O TYM, ŻE NIE WYGRYWAMY NA ANFIELD.
» 23 września 2012, 17:32 #16
razzor91: Rzadko kiedy zgadzam się z twoimi artykułami i tym razem również. L'pool od lat nie wygrał ligi,podobnie jak np. Arsenal,ale czy to czyni z nich średniaków? Nie. L'pool to zespół,który ma po prostu problem z utrzymaniem formy i stabilizacja gry,tracą punkty w sposób bezsensowny. W przeciwieństwie do Ciebie,nastawiam się na zwycięstwo,chociażby dlatego,że zawodnicy mają coś do udowodnienia po bezbarwnym zwycięstwie z tureckim klubem,gdzie mieliśmy więcej farta jak rozumu. A co skrótu YWNA,to czepiasz się na siłę na dodatek żartem tak śmiesznym,że nawet po pijaku by mnie nie rozbawił. Kibice wielu zespołów mają swoje skróty,United też,więc zanim drzazgę w oku u kogoś zobaczysz,sam sprawdź,czy kłody w oku nie masz
» 22 września 2012, 16:30 #15
mJagiela: QPR to też zespół, który ma problem z utrzymaniem formy. Dlatego znów bawi się o utrzymanie. Blackburn, Bolton, rok temu też mieli problem z utrzymaniem formy. Rok temu, dwa lata temu (itd.) nie mieliśmy nic do udowodnienia, nie? Co tam słaba gra na Anfield, teraz się zepniemy, bo odnieśliśmy bezbarwne zwycięstwo z tureckim klubem!

Miło mi, że podobał się żart.
» 22 września 2012, 17:39 #14
LTMek: razzor91, nie masz się już czego czepiać?
Artykuł imho bardzo dobry, generalnie podzielam opinie autora.
L'pool to obecnie średniaki, Bolton też miał swoje "przygody" z pucharami, a wiele drużyn po dziś dzień jedzie tylko i wyłącznie na marce wygenerowanej lata temu.
YNWA natomiast jest dla mnie ostatnimi czasy równie wkurzające jak "Glory Glory Man United". Mnóstwo ślepo zapatrzonych "yntelektualystów" pisze jakieś oderwane od życia frazesy, porównując choćby Cleverleya z Iniestą czy Valencie z Ronaldo, po czym na koniec zawsze obowiązkowo "Glory Glory Man United", jakby zabezpieczenie przed całym hejtem,który winien za te głupie zdania zaraz na autora spłynąć.
» 23 września 2012, 13:57 #13
padre: liverpool nie jest ligowym sredniakiem, oni mają problemy z regularnością i tyle, zanim ktoś zacznie kwestionować zobaczcie sobie jakie mieli wyniki z MU, Czelsi, City i Arsenalem w zeszym sezonie. Jak się zepną to dają rade, tylko gubią głupio punkty na słabiakach nie wiedziec czemu
» 22 września 2012, 14:52 #12
mJagiela: Okej.
» 22 września 2012, 17:37 #11
mJagiela: Czyli uważasz, że nie jest średniakiem, bo ma więcej pieniędzy niż inni z tej "kategorii"? Ok.
» 22 września 2012, 12:39 #10
mJagiela: Żeby tylko do tej czołówki nie wracał 22 lata, tak jak zdobywa mistrzostwo kraju.
» 22 września 2012, 17:36 #9
mJagiela: Dobra, ale ja sobie mogę przewidywać relegację do drugiej ligi, Ty sobie możesz przewidywać powrót na szczyt. Problem w tym, że wszystkie znaki na niebie wskazują, że ciężej im będzie wrócić na szczyt niż spaść z ligi (a i tak nie spadną - więc wiesz jak im daleko do mistrzostwa, czołówki).

Wszyscy zawsze piszą, że Liverpool wróci na szczyt, bo... bo ma bogatą historię, wow, świetna dyskusja, rzeczowa jak z kibicami Liverpoolu. Na szczęście takim klubom z wielką historią jak np. Nottingham Forest czy Leeds relegacja nie grozi, uff.
» 22 września 2012, 18:21 #8
ess: tru story
» 22 września 2012, 12:33 #7
mJagiela: Walka o podium to i tak mniejsze aspiracje niż Manchester United.

Poza tym... który to już raz słyszę, że "za rok, dwa Liverpool będzie się liczył", hehe.
» 21 września 2012, 18:40 #6
PastaDoCiasta: You'll better go away:P
» 21 września 2012, 20:07 #5
Akwinata: Tym bardziej, że w Internecie od niepamiętnych czasów mIRCowych pogaduszek, duelów w Quake'a czy cw w CS'a, GG zawsze oznaczało "Good Game". Ja rozumiem, że to jest poprawny akronim, ale jednak tradycja to tradycja :D
» 22 września 2012, 10:20 #4
sssexton90: Taka jest prawda. Dla liverpoolu to najważniejszy mecz sezonu a dla nas zwykły. Gramy z nimi w dość napiętym okresie bo gramy teraz cały czas co 3 dni i wątpie, że Diabły podejdą do tego meczu jak do starcia "o wszystko".
» 21 września 2012, 15:37 #3
Kajdano: Nie przesadzaj, ze dla nas spotkanie na Anfield to zwykly mecz bo kompletnie nie wiem o co ci chodzi. Dla mnie to chyba najwazniejsze z 38 spotkan Premier League i emocje przez 90 sa kosmiczne.
» 22 września 2012, 00:50 #2
sssexton90: chodzi mi o to, że dla Manchesteru jest masa innych ważniejszych spotkań niż to jutrzejsze z liverpoolem... my bijemy się o mistrzostwo i puchary a oni o środek tabeli i góra puchar ligi. Oni podejdą do jutrzejszego spotkania jako do walki na śmierć i życie a my tylko z delikatnie większą koncentracją niż np ostatnio z Wigan.
» 22 września 2012, 21:35 #1
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.