No tak między Bogiem a prawdą, to w przypadku Wazzy, nie ma czego świętować. To co oglądamy w tym sezonie, to nie jest nawet 3/26 ze skuteczności Rooneya z poprzedniego sezonu. Pierwsza ‘normalna’ bramka strzelona dopiero w 19. spotkaniu w Premiership. Szału nie ma.
Więc może zdziwić Was fakt, że tym razem kot nie spadł na cztery łapy. Mimo, że bramkostrzelność Wayne’a jest biegunowo odległa od normy, on wcale nie gra źle. Różnica jest taka, że do
afery transferowej cała drużyna tyrała na Rooneya. Teraz on tyra na Dymitara Berbatowa.
Faktycznie
Biały Pele niezbyt często pokonuje bramkarzy, ale robi potrzebną różnicę. Z Waynem Bułgar czuje się jak ryba w wodzie. On skupia na sobie uwagę obrońców, do tego często asystuje. Jestem przekonany, że bez tak grającego Wazzy nie byłoby tak skutecznego Berbatowa.
Widać progres w jego grze, zaczyna go to na powrót bawić. Jakby ucichł i spokorniał, teraz po prostu wykonuje swoją pracę, z radością gra dla dobra United. Cieszę się widząc go w formie z meczu przeciwko WBA, mam nadzieję, że uda mu się ją utrzymać przez długi czas.
Podsumowując. W tamtym sezonie kochaliśmy Rooneya. Teraz, z jasnych przyczyn, już tak bardzo go nie kochamy. Widzę jednak, iż chłopak się stara. Robi wszystko, aby odzyskać zaufanie. Mam w pamięci październikowe wydarzenia, niemniej w tym nowym 2011 roku życzę Wayneowi, aby to były tylko złe dobrego początki…