Old Trafford świętuje swoje setne urodziny. W związku z tym oficjalna strona klubu przypomina sto wielkich momentów w historii stadionu.
» Gol oraz asysta z odwiecznym rywalem.. czy można wymarzyć sobie lepszy powrót?
Po dziewięciomiesięcznym zawieszeniu, Eric Cantona powrócił na boiska angielskiej Premier League. 1 października 1995 roku Francuz wybiegł w podstawowym składzie w spotkaniu przeciwko Liverpoolowi.
Historia: Cantona został ukarany za pamiętny atak w stylu kung fu na jednym z fanie Crystal Palace. Kibice Manchesteru United ostrzyli sobie zęby na powrót Erica, tym bardziej, że było to spotkanie przeciwko odwiecznym rywalom z Anfield Road. Stadion przepełniony był koszulkami z nazwiskiem Erica oraz szalikami reprezentacji Francji, a swoją pierwszą wycieczkę na Old Trafford odbył nawet ojciec Cantony, Albert, który chciał zobaczyć wiekopomny powrót swojego syna na boisko.
Okazja: Spotkanie nie zdążyło się nawet dobrze zacząć, kiedy to Eric zdążył już wypracować bramkę dla Nicky'ego Butta, który dynamicznym wejściem w pole karne zaskoczył ekipę Liverpoolu. Kolejne dwa gole były już dziełem gości, a konkretnie Robbiego Fowlera, więc podopieczni sir Alexa Fergusona rzucili się do odrabiania strat. Eric Cantona w świetnym stylu zagrał do wychodzącego na pozycję Ryana Giggsa, który został sfaulowany w polu karnym. Arbiter David Elleray nie miał żadnych wątpliwości - rzut karny. Do jedenastki pewnie podszedł Cantona, który zmylił Davida Jamesa i doprowadził do wyrównania, a fanów na Old Trafford do szału.
Następstwa: Dojście do pełnej formy zajęło Ericowi kilka spotkań, lecz odegrał on kluczową rolę w niezapomnianym sezonie, kiedy to "dzieciaki" Fergusona sięgnęły po dublet. Cantona był autorem wielu ważnych trafień, w tym w finale FA Cup na Wembley przeciwko.. Liverpoolowi. Sezon zakończył z dziewiętnastoma bramkami na koncie.
- Po 249 dniach ciszy, Eric potrzebował zaledwie 67 sekund, aby zaznaczyć swoją obecność na boisku. Jak można było się spodziewać po człowieku, który pisze własną historię, do Erica należało nie tylko pierwsze słowo, ale również i ostatnie - pisał po meczu The Guardian.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.