Charlton rozpacza nad stratą Edwardsa
» 13 marca 2007, 19:45 - Autor:
gosc - źródło: wlasne
Sir Bobby Charlton, zwycięzca Mistrzostw Świata w 1966 roku jest przekonany, że katastrofa lotnicza w Monachium pochłonęła najlepszego angielskiego piłkarza, jaki kiedykolwiek przyszedł na świat. Dyrektor honorowy Manchesteru United mówi o Duncanie Edwardsie zmarłym 21 lutego 1958 roku, 15 dni po tragicznym wypadku.
W momencie katastrofy Edwards miał zaledwie 21 lat. Mimo wszystko mógł się pochwalić 18 występami w angielskiej kadrze i aż 175 spotkaniami w drużynie "Czerwonych Diabłów". Wraz z tym zespołem dwukrotnie osiągnął mistrzostwo Anglii. Charlton, który wraz z Nobby Stilesem może się pochwalić zwycięstwem zarówno w Mistrzostwach Świata oraz Pucharze Europy jest pewien, że gdyby nie monachijska tragedia - Edwards byłby piłkarską legendą.
"Monachium zabrało Anglii najwspanialszego piłkarza w historii - nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Jeśli kiedykolwiek ktoś mówi o geniuszu Duncana Edwardsa, to musimy się uznać to za prawdę. Grałem z nim w juniorach i póĽniej w reprezentacji, zatem w większym stopniu odkryłem jego talent. Nigdy nie zmienię swojej opinii na temat jego umiejętności. On był ogromny. Jedną z największych piłkarskich tragedii było to, że Edwards został nam zabrany w wieku zaledwie 21 lat" - rozpaczał Bobby Charlton.
W 1957 roku Manchester United wkroczył na europejskie salony. Była to pierwsza angielska drużyna, która zagrała w rozgrywkach o Puchar Europy. Z powodu 50. rocznicy tego wydarzenia dnia dzisiejszego na Old Trafford odbędzie się towarzyskie spotkanie pomiędzy "Czerwonymi Diabłami" a jedenastką złożoną z najlepszych piłkarzy w Europie. Gra poza Wyspami Brytyjskimi pozwoliła United zdobyć szacunek wśród innych, tak samo jak zwycięstwo Ligi Mistrzów w 1999 roku. Charlton stara się porównać te dwa momenty.
"Nie uważam, że ktoś mógłby zatrzymać Matta Busby'ego. Manchester United liczył się w piłce, był wielkim klubem, grał dla licznej widowni. Matt był zdeterminowany. Czemu nie powinniśmy grać w tak znaczących rozgrywkach? Liga Mistrzów stała się dla niego obsesją."
"Kiedy wygraliśmy to trofeum w 1968 roku to zawdzięczaliśmy je wszystkim, którzy zginęli w katastrofie. Noc w Barcelonie była jednak tą najbardziej szczęśliwą jaką przeżyłem w swoim życiu. To dokładnie odzwierciedla wartość tego klubu. Grasz przez 90 minut, wierzysz i czekasz co się dalej wydarzy."
Charlton bardzo chciałby ujrzeć Manchester United w finale Ligi Mistrzów 23 maja w Atenach. Jest pewien, że Sir Alex Ferguson doprowadzi swą drużynę do finału, ale najpierw trzeba w ćwierćfinale wyeliminować AS Romę. Mistrz Świata z 1966 roku wie też, że dzisiejsze "Czerwone Diabły" nie doświadczą tyle rzeczy, jakie przeżył on ze swoimi kolegami w latach 60-tych.
"Jestem świadomy, że jest to przygoda, ale teraz wszyscy są pewni gdzie jadą i gdzie zagrają. W tamtych czasach nie mieliśmy pomysłów. Na przykład, kiedyś musieliśmy udać się do Wiednia, by stamtąd przedostać się na Węgry. Gdy już tam trafiliśmy okazało się, że Dunaj wylał. Kazano nam wrócić do kraju i rozegrać spotkanie w następnym tygodniu. Innym razem chodziły pogłoski, że nie mieli odpowiedniego jedzenia w Polsce i Czechosłowacji, więc jeden z chłopaków wziął ze sobą małą kuchenkę gazową, z której korzystał u siebie w pokoju. Nigdy nie zapomnisz takich chwil. To było kapitalne" - zakończył Bobby Charlton.
TAGI
Najchętniej komentowane
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego newsa.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.