Maguire po kwietniowym spotkaniu z Liverpoolem (0:4) otrzymał e-mail z pogróżkami. W domu Anglika pojawiła się policja i psy tropiące. Cała historia na szczęście skończyła się szczęśliwie, choć rodzina piłkarza musiała opuścić posiadłość na kilka dni.
– To jasne, że będę krytykowany, bo Manchesteru United zapłacił za mnie ogromną kwotę pieniędzy. To jeden z najbardziej uwielbianych, ale i też znienawidzonych klubów na świecie – mówi Maguire.
– Wiemy, że musimy liczyć się z większą krytyką. Całkowicie to akceptuję, gdy tracimy gole, czy gdy popełniam błąd. Jestem wystarczająco dorosły, aby zaakceptować to, że ludzie wskakują mi na plecy i mówią, że mogę się poprawić.
– Jest natomiast pewna granica, bo wszyscy jesteśmy ludźmi. Mam swoją rodzinę. Ludzie pytają mnie, czy te pogróżki mają na mnie wpływ. Jeśli chodzi o moją mentalność, to nie ma to na mnie dużego wpływu, ale w kwestii zagrożenia bombowego chodzi bardziej o moją rodzinę, o moją narzeczoną Fern.
– Cieszę się, że moje dzieci są w takim wieku, że nie potrafią jeszcze czytać i nie słuchają wiadomości. Gdyby były starsze, to mogłyby widzieć pewne rzeczy, chodziłyby do szkoły i ludzie rozmawialiby o tym. Wtedy to ma na ciebie większy wpływ – dodaje Maguire.