W artykule opublikowanym na łamach oficjalnej strony internetowej Manchesteru United Tom Cleverley opowiedział o swojej przygodzie z ekipą Czerwonych Diabłów oraz podzielił się najbardziej pamiętnymi wspomnieniami z tamtego okresu.
» Tom Cleverley rozegrał 79 meczów w pierwszym zespole Manchesteru United
Angielski pomocnik opuścił Old Trafford w 2015 roku, a następnie bronił barw Evertonu i Watfordu. 29-latek ma na swoim koncie również 13 występów w reprezentacji Anglii.
--------------------------------------------------------------------
Jestem pierwszy, aby przyznać, że do tej pory miałem w karierze złe i dobre momenty.
Mam teraz dwójkę dzieci i choć uwielbiam grać dla Watfordu, nie jestem jeszcze na etapie przesadnego wspominania. Kiedy przyjdzie czas, żeby porozmawiać z nimi o moich dniach w United, wiem już, jakie rzeczy zapamiętam najbardziej:
Przejście przez szczeble szkolenia klubu, który kocham.
Granie z moimi kumplami.
Grę dla sir Alexa Fergusona.
Wygranie Premier League.
I złe rzeczy... to są tylko drobnostki.
Oczywiście, chciałbym tu siedzieć i mieć więcej medali na wygranie ligi. Nadal odczuwam gorzki posmak odnośnie sposobu, w jaki przegraliśmy tytuł w sezonie 2011/2012. W ostatniej chwili menadżer zdecydował o wypożyczeniu mnie do Wigan na sezon 2010/2011. United wygrali wtedy 19. mistrzostwo. Mogłem mieć więc trzy medale zamiast jednego.
To wszystko jest jednak częścią historii.
Wigan dostarczyło mi wspaniałego doświadczenia, dobrze się tam spisałem. Kiedy wróciłem do United, udanie rozpocząłem okres przygotowawczy w 2011 roku. To coś, co towarzyszyło mi przez całą karierę. Nie wiem, czy to dlatego, że staram się trzymać dobrą formę latem, ale podczas przygotowań zawsze jestem świeży. Często rozpoczynałem w podstawowym składzie pierwszy mecz sezonu.
To się stało w sezonie 2011/2012. Od momentu wejścia na boisko przeciwko City w rywalizacji o Tarczę Wspólnoty, do zejścia z kontuzją podczas spotkania z Boltonem pięć tygodni później. To był wyjątkowy czas mojej kariery. Trudno mi sobie przypomnieć, bym kiedykolwiek indziej tak bardzo cieszył się futbolem. Wejście do zespołu światowej klasy, szybka aklimatyzacja i pokonywanie rywali kilkoma golami... Było wspaniale. Nigdy nie byłem zbyt pewny siebie, ale w tamtej drużynie czułem się jak w domu.
Później kontuzja w meczu z Boltonem zabiła dla mnie tamten rok. Doznałem naprawdę skomplikowanego urazu stopy. Patrzę wstecz i żałuję kilku rzeczy odnośnie tamtego wejścia, które mnie załatwiło. Zgaduję jednak, że to również część historii.
To samo dotyczy końcówki sezonu 2011/2012. Nie mogło być gorzej.
Nie znalazłem się w kadrze na starcie z Sunderlandem, ale byłem w drodze z loży dyrektorskiej na Stadium of Light, gdy Edin Džeko zdobył wyrównującą bramkę dla City. Wiedziałem, co się wydarzy. To był okropny dzień mojej kariery.
Nadal nie potrafię wysłuchać komentarza Martina Tylera, gdy Sky Sports emituje skrót tamtego meczu.
Wiecie, o który mi chodzi.
Nie potrafię tego słuchać. Muszę się odwrócić. Mój najlepszy kumpel ma to samo, nie potrafimy tego słuchać. Wszystko wraca. Przegrana wobec lokalnego rywala po golu w ostatniej akcji sezonu. Nie mogło być gorzej.
Nigdy nie zapomnę szatni tamtego dnia. Menadżer powiedział „Mówiłem wam. Właśnie dlatego chcę, żebyście byli skuteczniejsi i szybciej kończyli mecze. Ligę da się przegrać różnicą bramek”.
Miał racje. Czasem wygrywaliśmy 3:0 czy 4:0, a on nadal nie był zadowolony. Właśnie takim był zwycięzcą. Chciał, żebyśmy byli bezlitośni. Gdybyśmy tak postępowali, tytuł za sezon 2011/2012 byłby nasz. Gdyby tak się stało, to czy w kolejnym sezonie mielibyśmy tyle motywacji i wygrali tytuł w tak przekonującym stylu?
Czy smak zwycięstwa byłby tak słodki, gdyby to wszystko nie wydarzyło się sezon wcześniej?
Wyczekiwałem sezonu 2012/2013. Grałem dla Wielkiej Brytanii podczas Igrzysk Olimpijskich. To coś innego, o czym będę z dumą opowiadał swoim dzieciom. Chociaż odpadliśmy w ćwierćfinałach, czułem, że nieźle graliśmy. Trzymałem dobrą formę, grałem w letnich turniejach i byłem pewny siebie przed nowymi rozgrywkami.
Cały skład dostał zastrzyk pewności siebie.
Robin.
Jeśli chodzi o długowieczność, to Scholesy i Wazza byli najlepszymi zawodnikami, z jakimi miałem okazję grać. Gdybym jednak zawdzięczał ten medal za wygranie Premier League jednej osobie, to byłby to Robin van Persie. Był niesamowity. Trudno znaleźć lepszy indywidualnie sezon niż ten 2012/2013 w jego wykonaniu.
Gdy nam nie szło lub nie potrafiliśmy złamać obrony przeciwnika, można było po prostu oddać mu piłkę, a on robił coś z niczego. Niesamowity strzelec. Nie mógłbym sobie wyobrazić, że jego transfer przebiegnie tak dobrze. Wszystko, czego się dotykał w tamtym sezonie, lądowało w bramce.
Dla mnie było nieco inaczej. Miałem świadomość, że nadal nie zdobyłem bramki na poziomie seniorskim. Newcastle przyjechało na Old Trafford w Pucharze Ligi, a ja zmarnowałem setkę.
Nie mogę szczegółowo odnieść się do komentarza menadżera w przerwie. Gdzieś w trakcie swojej wypowiedzi zaznaczył, że nie potrafiłbym trafić w drzwi od stodoły.
Wyszedłem na drugą połowę i strzeliłem gola.
Co za moment.
Zdobycie bramki w roli wychowanka akademii przed Stretford End jest niesamowite. Ludzie często mówią o Rashfordzie, Lingardzie czy Welbecku, ale jeśli prześledzi się losy wychowanków, to niewielu tego dokonało.
W tamtym momencie poczułem przede wszystkim ulgę. Podczas wypożyczeń zawsze trafiałem do siatki, więc musiałem po prostu to zaliczyć.
Dziesięć dni później trafiłem ponownie. Tym razem na stadionie Newcastle w Premier League. Kiedy fani United mają okazję się o mnie wypowiadać, wielu z nich wspomina właśnie tamten moment. Zawsze pojawia się to samo pytanie: czy chciałem tak uderzyć?
Cóż, to jedna z tych sytuacji... Masz polecenie dośrodkowywać na dalszy słupek, ponieważ w przypadku przeciągnięcia dośrodkowania, piłka może wylądować w bramce. Mogę być szczery i powiedzieć, że dośrodkowaniem szukałem w polu karnym Robina van Persiego. Posłałem piłkę w światło bramki i skończyło się golem.
Było to wspaniałe odczucie, lecz do tej pory nie doświadczyłem niczego lepszego od zwycięskiego gola Robina van Persiego w końcówce meczu przeciwko City na Etihad Stadium. Nawet po faktycznym wygraniu ligi nie czułem się tak dobrze jak wtedy.
Występ Antonio Valencii i mój stały pod znakiem zapytania, więc trzymaliśmy w tajemnicy informację o tym, że zagramy. Pamiętam rozgrzewkę, gdy myślałem o zaufaniu ze strony menadżera, który wstawił mnie do składu na tak ważne starcie derbowe. Przed spotkaniem wiele osób powtarzało, że te derby przyciągną największą publiczność w historii. Byłem zadowolony ze swojego występu.
W pierwszej połowie prowadziliśmy 2:0 i unosiliśmy się nad murawą. W całym sezonie nie zanotowaliśmy lepszego występu. Nawet kiedy City dopadło nas po przerwie, czułem, że rozgrywamy dobry mecz. Nie byłem sfrustrowany, pomimo okoliczności. Kiedy doszło do remisu, nie czułem się faworytem do wygranej. City miało doskonały bilans u siebie i wyczuło krew.
A później my wygraliśmy.
Menadżer zdjął mnie z boiska na pięć minut przed końcem. Z ławki obserwowałem, jak piłka po rzucie wolnym Robina wpada do siatki. Jak tylko uderzył, wiedziałem, że to będzie gol. Jonny Evans wcześniej opuścił murawę i siedział obok mnie. Mamy dobre relacje i nadal często wspominamy tamten moment. Dwójka ludzi chyba nigdy tak mocno się nie ściskała!
To było szaleństwo. Radość była szalona.
Wszyscy moi kumple byli na sektorze gości, a wokół nich odpalone zostały race.
Wygrana w derbach po golu w końcówce i dobrej grze... wszystko dobrze się układało. Nie byłem zadowolony wyłącznie ze zwycięstwa i swojej gry. To było jak mała zemsta za to, co wydarzyło się rok wcześniej.
Zemsta również była czynnikiem tydzień później, gdy pokonaliśmy Sunderland. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko temu klubowi, jednak zachowanie kibiców ostatniego dnia sezonu 2011/2012 pozostało w naszej pamięci. Mam wielu kumpli, którzy są zagorzałymi fanami United. Tamtego dnia na Old Trafford dało się wyczuć, że ludzie pamiętają wyjazd do Sunderlandu. Graliśmy fantastycznie, zdobyłem bramkę i komfortowo wygraliśmy. Byliśmy na szczycie ligi i wszystko dobrze się układało.
Ja miałem jeszcze więcej powodów do radości, ponieważ Welbz również był w drużynie. Dzielenie takiego doświadczenia z kolegą dodaje wszystkiemu smaczku. Graliśmy razem w zespołach młodzieżowych. Miło, że ktoś pokonał tę drogę razem ze mną. Jonny także był częścią tej ekipy, ale bliżej trzymałem się z Welbzem. To samo widać teraz u Rashforda i Lingarda.
Obaj rozpoczęliśmy od pierwszej minuty spotkanie z Realem Madryt na Old Trafford w Lidze Mistrzów. To kolejny mecz, który był momentem sezonu oraz jego największym rozczarowaniem. Doświadczyłem wówczas najlepszej atmosfery na Old Trafford. Żałuję jednak rozwoju wydarzeń. Pokonanie Realu Madryt w Lidze Mistrzów byłoby wielką częścią mojej kariery. Dobrze sobie radziliśmy, aż do kontrowersyjnej czerwonej kartki dla Naniego. Później do gry wszedł Modrić i spisał się fantastycznie. Real wykorzystał przewagę jednego piłkarza i ostatecznie nas pokonał.
Nie powinniśmy przegrać tamtego meczu. Nadal pamiętam menadżera, który gestykulował w stronę Stretford End, a kibice odpowiadali rykiem. Atmosfera była cudowna i trudno mi uwierzyć, że zostaliśmy pokonani. Wszyscy wielcy gracze Realu rozgrywali cichy mecz. Później jednak straciliśmy jednego piłkarza. Osobiście jestem rozczarowany, że nigdy nie udało mi się zanotować dobrej serii w Lidze Mistrzów. Tak już jednak jest.
Niedługo później byliśmy mistrzami Premier League. Zanim przypieczętowaliśmy tytuł, przegraliśmy na Old Trafford z City 1:2. Mimo ogromnej przewagi w tabeli, menadżer i tak był dodatkowo pobudzony do końca tygodnia. Zawodnicy domagali się dodatkowego dnia na regenerację, ale Ferguson chciał utrzymać wszystkich w gotowości. Natychmiast wróciliśmy do wygrywania. Sir Alex był geniuszem i potrafił wydobyć najlepsze umiejętności swoich piłkarzy na sobotę.
Kiedy wygraliśmy przeciwko Aston Villi, byłem na ławce rezerwowych. Chciałem wejść na boisko, ale i tak mam swoje wspomnienia z tamtego wieczoru. Jak tylko wpadł pierwszy gol, pomyślałem, że to mamy. Pamiętam reakcję Welbecka i wszystkich pozostałych. Nikt nie mógł uwierzyć w trafienie Robina z woleja.
Celebracja trwała przez całą noc. Byliśmy razem, dołączył do nas nawet cały sztab. Odwiedziliśmy kilka miejsc. Najważniejsze było to, że byliśmy razem. Dostaliśmy wolne we wtorek i wróciliśmy do treningów w środę.
Taka była mentalność tego klubu. Pamiętam przemowę sir Alexa Fergusona i Micka Phelana, którzy wymagali od nas zakończenia sezonu w dobrym stylu. Trenowaliśmy w tygodniu, w którym wygraliśmy ligę, a zajęcia i tak dostarczyły nam wielu wyzwań. Tego typu standardy wyznaczali niektórzy gracze. Scholesy... Vida również się nie oszczędzał. Wygraliśmy ligę, mieliśmy dzień przerwy, po czym wróciliśmy do pracy. Nadal mieliśmy robotę do wykonania.
Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
Niektóre tak.
Grałem w golfa, gdy usłyszałem plotki o przejściu na emeryturę sir Alexa Fergusona. Wiązało się z tym wiele wyzwań. Przez tyle lat byliśmy na topie. To niesamowite. Ferguson zasłużył na wszelkie wyróżnienia. Wszystkie trofea, sukcesy, komplementy. Frustrujące było jedynie to, że nie potrafiliśmy wygrać ostatniego meczu z West Bromem.
Chcieliśmy wygrać dla menadżera, ale wypuściliśmy z rąk dużą przewagę. Powinniśmy wygrać tamto spotkanie, nie mam co do tego wątpliwości. Prowadziliśmy 4:1 i 5:2, ale zmarnowaliśmy to. To było frustrujące, lecz tak naprawdę niczego nie zmieniło. Dla trzech tysięcy fanów United na The Hawthorns nie chodziło o tytuł. Chodziło o odpowiednie pożegnanie menadżera.
Kiedy po meczu wszedł w tłum, ten moment...
Pożegnanie po 28 latach.
Tak, gęsia skórka. Nawet teraz.
To są rzeczy, których nigdy nie zapomnę.
To samo dotyczy mistrzowskich parad w Manchesterze. Sezon się zakończył, więc świętowaliśmy odrobinę bardziej, niż kiedy ligowy triumf był przesądzony. Było niesamowicie. Na Deansgate już chyba nigdy nie będzie można zobaczyć takich scen. Ludzie musieli się chyba włamywać do biur, żeby znaleźć się w oknach i rusztowaniach. Będę pokazywał zdjęcia z tamtego dnia moim dzieciom. Mam także fotografie z moim ulubionym zespołem Courteeners. Spełniałem swoje marzenia.
Wówczas nie wiedziałem, jak ważny jest to moment w mojej karierze. Chcesz zostać w klubie do końca kariery i walczyć o tytuł co roku.
Nigdy nie sądziłem, że to będzie koniec.
Byłem dosyć pozytywnie nastawiony do Davida Moyesa. Dobry brytyjski menadżer, który zyskał stabilność w poprzednim klubie. Niestety, nie wyszło mu.
Kiedy patrzę wstecz na sezon 2013/2014, dwa mecze okazały się kluczowe w moim, cóż, upadku. Wyjazd do Liverpoolu na początku sezonu, gdy przegraliśmy 0:1. Zagrałem bardzo słabo. Wcześniej indywidualnie kryłem Hazarda w spotkaniu z Chelsea. Na Anfield miałem zrobić to samo z Coutinho. Trudno było mi pokazać inne aspekty mojej gry.
Wtedy zaczynasz słyszeć plotki.
Trudno od tego uciec, kiedy żyjesz w Manchesterze, wszyscy kumple są fanami United, a ty grasz dla największego klubu piłkarskiego na świecie. Chyba nie byłem mentalnie gotowy na te wszystkie wydarzenia. Miałem trudności z aspektami mentalnymi. Wśród tego wszystkiego rozegrałem kilka niezłych meczów. Menadżer nadal we mnie wierzył i często dostawałem szanse. Wykończyła mnie rywalizacja z Olympiakosem. Byłem naprawdę słaby tamtego wieczoru.
Kula śnieżna zaczęła się toczyć, ale teraz nabrała prawdziwego rozpędu.
Jestem typem piłkarza, który pozostaje niezauważony w drużynie gwiazd, ale przychodzi na myśl jako pierwszy, kiedy rozpoczyna się rozmowa o zmianach. Pamiętam swój kolejny start, cztery tygodnie po Olympiakosie. Przegraliśmy z City 0:3, a mój poziom pewności siebie nigdy nie spadł na tak niski poziom. Pewność siebie jest najważniejszym z moich piłkarskich atrybutów. Tamtego wieczoru nie miałem jej za grosz.
Nie będę kłamał i mówił, że cieszyłem się wówczas życiem. Futbol był moim życiem. Grałem dla klubu, który kochałem. Ciężko pracowałem, ale widziałem, że wszystko się rozpada. Byłem zdewastowany.
Do ośrodka treningowego przychodzą listy. Próbujesz odpisać kibicom, ale dochodzisz do momentu, w którym lepiej nie czytać tej korespondencji. Media społecznościowe były udręką, dlatego usunąłem swoje konta. Posiadanie wielu obserwujących na Twitterze jest dla mnie dużo mniej ważne od zdrowia mentalnego i kariery piłkarskiej. Pozbyłem się tego wszystkiego i już do tego nie wróciłem. Była to dobra decyzja.
Teraz mam żonę i dwójkę dzieci, więc jestem zbyt zajęty, by co dwie minuty wrzucać coś na Twittera czy Instagram. Oczywiście, całkowicie rozumiem znaczenie mediów społecznościowych we współczesnym futbolu i interakcję z fanami, ale to nie dla mnie.
Minęły cztery lata odkąd odszedłem z Manchesteru United. Doceniam to, że Louis van Gaal był ze mną szczery. Nie chciałem być zawodnikiem pozbawionym możliwości gry. Wiedziałem, że czas odejść.
Wiecie co? Kiedy moje dzieci podrosną, nie będę im opowiadał o złych rzeczach, które wydarzyły się w trakcie mojej kariery w United. Nie powiem, że ktoś coś do mnie krzyczał na ulicy czy wypisywał różne rzeczy w listach. To drobnostki w perspektywie całego pobytu w United.
Mój ojciec zawsze kolekcjonował wycinki gazet z artykułami poświęconymi mojej karierze. Te wszystkie młodzieżowe medale, Tarcza Wspólnoty, występy w reprezentacji Anglii... będę z tego wszystkiego dumny, kiedy skończę grać. Właśnie te rzeczy pokażę dzieciakom.
Opowiem im o udziale w wielkich meczach dla ukochanego klubu, kolegach, grze dla najlepszego menadżera w historii oraz wygraniu Premier League.
Pokażę im też swoje medale.
Te rzeczy naprawdę mają znaczenie i nikt nie może mi ich odebrać.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.