Każdy inaczej definiuje pojęcie „światowa klasa”, które zastąpiło dwa inne dotąd używane słowa „wspaniały” i „doskonały”. Zarówno w gazetach, jak i w telewizji zalewani jesteśmy „światowej klasy” piłkarzami. Podobna sytuacja ma miejsce w szkołach. Słyszę ciągle takie określenia jak „grade inflation” (wzrost ocen) oraz o tym, że najwyższe noty daje się znacznie większej liczbie uczniów niż w poprzednim roku.
W mojej książce są tylko dwaj światowej klasy piłkarze: Lionel Messi i Cristiano Ronaldo. Jest bardzo dużo doskonałych graczy, a jeszcze więcej dobrych, ale z tysięcy obecnych profesjonalnych zawodników tylko Cristiano i Lionel zasłużyli sobie na to określenie. Inni mogą mieć w meczach „światowej klasy” momenty, takie jak spektakularny gol, nadzwyczajne podanie czy oszałamiająca obrona, ale w meczu są setki momentów, a w całej karierze tysiące.
Istnieje dużo subiektywnych i obiektywnych kryteriów, według których oceniam zawodników. Subiektywne obejmują umiejętność gry obiema nogami, równowagę, dyscyplinę w utrzymywaniu kondycji fizycznej, stosunek do treningów, stały poziom gry w meczach i w sezonach, mistrzostwo na wielu pozycjach na boisku, i sposób, w jaki zawodnicy wykorzystują swój wrodzony talent dla dobra drużyny, w której grają.
O obiektywnych kryteriach trudno dyskutować. Należą do nich: liczba strzelonych bramek, mecze, w których zagrali przeciwko najlepszym drużynom na świecie, liczba zdobytych medali w rozgrywkach ligowych i pucharach oraz ich występy w mistrzostwach świata. Kiedy zastosuje się tego rodzaju kryteria, dużo łatwiej określić, kto reprezentuje najwyższy poziom gry. Gracze nie przykładają do tego wielkiej wagi.
Istnieje spora liczba wspaniałych zawodników we współczesnej piłce - Thomas Müller z Bayernu Monachium, Luis Suárez i Neymar z Barcelony i Alexis Sánchez z Arsenalu, ale jestem pewien, że cała czwórka przyznałaby, że nie gra na takim poziomie co Messi i Ronaldo. Ja nie chcę umniejszać znaczenia czy krytykować żadnego z bardzo dobrych piłkarzy, którzy grali w czasie mojej 26 letniej kariery w United, ale było tylko czterech światowej klasy graczy: Cantona, Giggs, Ronaldo i Scholes. A poza tą czwórką Cristiano był jak wisienka na torcie. On był tym, który dokładał się do końcówki. Roy Keane, Bryan Robson i Steve Bruce byli wspaniałymi piłkarzami, ale osiągnęli swoją pozycję raczej dzięki podejściu, ambicji, umiejętności przewodzenia i wytężonej pracy niż innym cechom.
Spoglądając nieco dalej wstecz, Bobby Charlton, który zagrał w 758 meczach w klubie i 106 spotkaniach w drużynie narodowej Anglii, w tym w fazach finałowych w czterech turniejach mistrzostw świata, pokazuje co rozumiem przez określenie „światowa klasa”. Bobby wydawał się unosić nad boiskiem, był obunożny, potrafił grać po lewej stronie, po prawej i w środku pola, miał do tego wewnętrzną pewność siebie i niezłomną determinację. Bobby, mimo swoich osiągnięć, zawsze był skromny i pokorny. Jest cichy i nieśmiały, ale w jednej sytuacji, gdy United przegrywało do przerwy powiedział: „Daj mi piłkę. Potrafię to wygrać.” On się wcale nie chwalił czy stroił w piórka, on po prostu wiedział, co potrafi. Zrozumieli to także jego koledzy z drużyny i United wyszedł i wygrał mecz właśnie dzięki Charltonowi. To jest światowej klasy piłkarz.
W piłce nożnej menedżer ma szczęście jeśli ma w swoim zespole chociaż jednego zawodnika światowej klasy. Większość klubów nie ma tego luksusu. Mimo to nadal mają szansę stworzenia dobrej drużyny. Świetnie zgranych jedenastu dobrych zawodników potrafi stworzyć zespół, który ma większą wartość niż suma jego elementów. Ale nie przychodzi mi na myśl żadna drużyna, która dokonała wielkich rzeczy na najwyższym poziomie bez światowej klasy zawodników.
Nowa książka Sir Alexa Fergusona „Być liderem” dostępna jest na LaBotiga.pl lub na Empik.com, a także w salonach Empik w całej Polsce.