Był wielbionym przez tłumy Królem Życia. Przeżył 59 lat, korzystając z wszelkich uciech tego świata. Dziś mija dokładnie dziesięć lat od śmierci legendy Manchesteru United i prawdziwej ikony nie tylko futbolu, ale i popkultury przełomu lat 60. i 70. 25 listopada 2005 roku w szpitalu w Londynie zmarł George Best, jeden z najlepszych piłkarzy w historii.
» George Best zmarł 25 listopada 2005 roku po długiej walce z alkoholizmem
„Miałem niezwykłe życie i czasami, kiedy dzielę je na pół, dochodzę do wniosku, że pierwsze 27 lat było czystą rozkoszą, a kolejne czystą porażką” – tak swoje życie podsumował Best w autobiografii „Najlepszy”. Miał wszystko, o czym marzy każdy piłkarz: szybkość, technikę, spryt. Z Manchesterem United zdobył dwa mistrzostwa Anglii i Puchar Europy, indywidualnie sięgając po Złotą Piłkę w 1968 roku. Przeszedł do historii, a niektóre z jego fantastycznych goli do dziś wspominane są przez kibiców, którzy mieli przyjemność oglądać jego grę na zielonej murawie.
Osiągnął to wszystko, mimo że jego kariera trwała tak naprawdę jedynie 12 lat. Dołączył do drużyny Czerwonych Diabłów w 1961 roku, a odszedł na początku 1974 roku. „To niedużo w kontekście całego życia” – przyznawał piłkarz w swojej książce i trudno było się z nim nie zgodzić. Później grał jeszcze w Stanach Zjednoczonych, a także kilku mniejszych klubach angielskich, ale to lata spędzone w United uważał za najlepszy okres, w swojej ocenie zupełnie wystarczający: „Na Boga, przez te 12 lat żyłem chyba za trzech!” – pisał z rozbrajającą szczerością.
Bo też piłkarska kariera to tylko cząstka legendy, jaką się stał. Oprócz umiejętności, George Best miał też wszystko o czym marzy niemal każdy mężczyzna: umawiał się na randki z najpiękniejszymi kobietami świata, jeździł najszybszymi samochodami, bawił się na najlepszych imprezach i w najbardziej luksusowych kasynach, wlewając w siebie hektolitry alkoholu. Grał w reklamach, brylował w mediach, a jego powiedzenia („W 1969 roku rzuciłem kobiety i alkohol. To było najgorsze 20 minut w moim życiu” czy „Wydałem mnóstwo pieniędzy na alkohol, dziewczyny i szybki samochody. Resztę po prostu przepuściłem”) weszły do kanonu cytatów, które znać powinien każdy kibic.
Jego życie najlepiej podsumowuje jednak historyjka, którą sam bardzo lubił opowiadać. Do hotelowego pokoju, który Best dzielił z Miss World, Mary Stavin, wszedł irlandzki kelner. Położył na stole szampana, spojrzał na parę kochanków, potem na banknoty rozrzucone na łóżku, które piłkarz przed chwilą wygrał w kasynie, po czym zapytał: „Panie Best, kiedy to się wszystko spieprzyło?”. Mimo że ta anegdota za każdym razem wywoływała wśród słuchających salwy śmiechu, George doskonale rozumiał, o co chodziło kelnerowi.
Wiedział też, kiedy wszystko poszło źle. „Rzeczywiście się stoczyłem i mogę wam powiedzieć kiedy. Było to wtedy, gdy zaczęła się psuć rzecz, która kochałem najbardziej – futbol” – pisał w autobiografii. „Kiedy z piłką wszystko było w porządku, a ja grałem dobrze, nie mogłem doczekać się kolejnego dnia, piłka nożna stanowiła fundament całego mojego życia. Ale kiedy na boisku działo się źle, nie miałem ochoty w ogóle wstawać z łózka” – dodawał.
Best pił wtedy coraz więcej, potrafił nawet zrezygnować z ważnego meczu z Chelsea na rzecz randki z aktorką, a przed półfinałem Pucharu Anglii, zamiast koncentrować się na spotkaniu, zaliczył… szybki numerek z jedną z dziewczyn przebywających w hotelu, w którym nocowali zawodnicy Manchesteru. Kiedy ostatecznie zerwał z futbolem, myślałem nawet o odebraniu sobie życia. O tym wszystkim na trzy lata przed śmiercią opowiedział w książce „Najlepszy”, będącej jego rozliczeniem się z przeszłością.
„Nigdy nie spotkałem kogoś, kto byłby w stanie wypić tyle, co ja” – pisał tam w jednym z rozdziałów. Zamiłowanie do alkoholu okazało się zgubne. To ono doprowadziło do poważnych kłopotów ze zdrowiem, przeszczepu wątroby, a potem śmierci w szpitalu. „Pomimo wszystkich wzlotów i upadków, kiedy patrzę na swoje życie jako na całość, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jestem wyjątkowym szczęściarzem”, wyznał Best w ostatnich zdaniach autobiografii. Umarł tak jak żył – na własnych warunkach. Jego legenda będzie trwać wiecznie.
Autor: Piotr Stokłosa
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.