Gra Wayne’a Rooneya w ostatnich tygodniach woła o pomstę do nieba. Kibice i eksperci domagają się przestawienia kapitana United do ataku sugerując, że Anglik dusi się w pomocy, a gra w środku pola pozbawia go jego największych atutów. Czy rzeczywiście tak jest? Moim zdaniem nie.
Ryzykując zmieszanie mnie z błotem wysunę śmiałą tezę, że Rooney to urodzony środkowy pomocnik, nawet bardziej „ósemka” niż „dziesiątka”. Na świadka powołam samego Wazzę.
– Czy prawdą jest, że w listopadzie 2011 roku rozegrałeś mecz Ligi Mistrzów przeciwko Otelulowi Gałacz?
– Tak.
– Czy zagrałeś w tamtym spotkaniu w pomocy?
– Tak.
– Czy po tamtym meczu powiedziałeś, że jesteś tak dobry, iż możesz grać na każdej pozycji i że byłeś zadowolony ze swojej roli?
– Tak.
Oczywiście zakładanie, że Rooney jest doskonałym pomocnikiem w oparciu o jeden mecz byłoby głupotą. Przywołałem jednak właśnie tamto spotkanie, bo pamiętam, że wówczas sam pomyślałem, iż Roo może zostać następcą Scholesa. Zresztą nie tylko ja; mniej więcej od tamtej pory można było natrafić w prasie czy w sieci na rozmaite artykuły przekonujące, że przyszłość Rooneya leży w drugiej linii.
Właściwie dlaczego nie? Rooney nawet jako napastnik większość czasu biegał od pola karnego do pola karnego, harował jak wół na całej szerokości boiska. Zdarzało się, że z tego powodu brakowało go w szesnastce rywali, ale był to piłkarz tak wytrzymały, że przeważnie wyrabiał się ze wszystkimi swoimi zadaniami defensywnymi, strzelał bramkę, zaliczał asystę, wybijał piłkę z naszej linii bramkowej, wykonywał aut/rożny/wolny, schodził do szatni, brał prysznic, wbiegał do Sainsbury's po zakupy, robił Coleen kolację i usypiał Kaia. A potem jeszcze wychodził na miasto. Teoretycznie w pomocy powinno mu być łatwiej. Mógłby operować piłką częściej niż jako napastnik, miałby krótszą drogę do swojej bramki gdyby trzeba było naprawiać błędy McNaira/Evansa/Blacketta/Jonesa/Evansa/Rojo/Smallinga/Evansa, nie musiałby pędzić na złamanie karku pod pole karne rywali, a przy tym powinien mieć jeszcze czas na to żeby oddać ze dwa celne strzały na bramkę i zagrać kilka niezłych piłek do swoich kolegów z ataku. Żyć nie umierać. „Będzie pan zadowolony, małżonka będzie zadowolona, wszyscy będą zadowoleni”.
Co zatem poszło nie tak? Co sprawiło, że Paul Scholes, który jeszcze w zeszłym roku przyznawał, ze Rooney może zastąpić go w pomocy United, wycofał się niedawno, z gracją Jana Tomaszewskiego, ze swoich słów? Może Rooney po prostu jest coraz słabszy? Może zwyczajnie się starzeje (w zastraszającym tempie)? Taki wniosek nasuwa się sam jeżeli spojrzy się na grę Rooneya. To już nie jest ten piłkarz, który potrafił przeorać całe boisko. Nie jest ani tak ruchliwy, ani tak agresywny (i nie mam tu wcale na myśli głupich fauli) jak jeszcze kilka miesięcy temu. Gdy spojrzymy na statystyki Rooneya zauważymy, że ma on sporo kontaktów z piłką i podań, ale znacząco spadła ich efektywność – choć na tzw. chłopski rozum wraz z przesunięciem piłkarza do pomocy powinna wzrosnąć. Czasami Wazza znika z boiska na długie minuty, co kiedyś prawie w ogóle nie miało miejsca.
– Wayne może wycofać się z piłki w wieku 31-32 lat, ze względu na liczbę meczów w których grał. Nie sądzę by mógł grać do 35 roku życia – mówił Scholes na łamach Daily Mail. Czy tym razem może mieć rację? Trudno powiedzieć, ale sam Rooney mówił kiedyś, że przejdzie na stałe do pomocy jeżeli poczuje, że nie jest już w stanie wyprzedzić większości obrońców. Być może ten moment już nadszedł i van Gaal doskonale o tym wie, ale nie mówi o tym głośno. Wszak sam niedawno stwierdził, że kapitan drużyny zasługuje na pewne przywileje. Może to jeden z nich?
Mam nadzieję, że się mylę, ale bez względu na przyczyny słabszej dyspozycji Rooneya, na miejscu van Gaala posadziłbym go w kolejnych meczach na ławce rezerwowych. Kto wie, może gdyby Wayne poczuł, że jego pozycja w zespole jest zagrożona wznieciłby w sobie iskrę, która sprawiłaby, że zacząłby prezentować się lepiej? Drużyna raczej nie ucierpiałaby na tymczasowej nieobecności kapitana – w spotkaniach z Preston, Swansea, Sunderlandem czy z Newcastle z powodzeniem mogliby go zastąpić Ander Herrera czy Juan Mata. To chyba ostatni moment na taki eksperyment bowiem później na Czerwone Diabły czekać będą Tottenham, Liverpool, a także, po przerwie na mecz z Aston Villą, City i Chelsea. Jeżeli van Gaal planuje potrząsnąć kapitanem, to kiedy jak nie teraz?
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.