Bar, spokojny, nie wadził nikomu,
Biafra najdziksze wymyślał swawole...
Jak się spotkali, podyskutować musieli, a co z tego wyszło, przeczytajcie sami:
Bar, ziomku drogi,
podobnie jak ty ostatnio, również musiałem ochłonąć po meczu z West Ham United, dlatego notka pojawia się dopiero dzień po spotkaniu z Młotami.
Jak pisałeś po pojedynku z Cambridge, osiągnęliśmy dno. Wprawdzie na chwilę udało nam się podnieść w potyczkach z Leicester City i rewanżu w Pucharze Anglii, jednakże była to bardziej zasługa niskiego poziomu rywala niż naszych wspaniałych umiejętności.
Zacznę może od tego, iż wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że mecz z West Ham United na ich stadionie nie będzie należał do łatwych. Jeszcze przed pojedynkiem przedstawiałem suche fakty, które przemawiały na korzyść Młotów. Dla przypomnienia - 23 na 30 możliwych punktów u siebie, na dziesięć ostatnich spotkań, tylko Arsenal wywiózł z Upton Park komplet punków, ósma pozycja w lidze (po niesamowitym starcie sezonu). To nie mogło być na zasadzie - przyjechaliśmy, zdobyliśmy, wyjechaliśmy. Nie z nimi ta bajka. Nie oczekiwałem zwycięstwa 5:0, ani nawet 4:0. Wystarczyłoby mi 1:0, ale takie spokojne 1:0. W końcu do Londynu przyjeżdżał Manchester United, a nie jakiś tam Arsenal...
Cóż, kiedy straciliśmy gola, wiedziałem, iż jest po ptokach. Jak pokazują statystyki, ani razu w tym sezonie w Premier League nie wygraliśmy spotkania, kiedy pierwsi traciliśmy gola. Udawało nam się wywalczyć remis (West Brom, Chelsea, Aston Villa, Stoke oraz teraz z West Ham), ale także przegrać (Swansea, Manchester City oraz Southampton). Dlatego cudów nie oczekiwałem.
Wówczas oczekiwałem już remisu. Bramka dla Młotów padła w 49 minucie, więc pomyślałem sobie: "Spoko Biafro, mają 40 minut na to, żeby się ogarnąć i stuknąć gola. W końcu na boisku mają Rooneya, Di Marię, Januzaja, Falcao i Van Persiego." Tja yhym, takiego... Mając takich pięciu graczy, tak ofensywnie usposobionych piłkarzy, liczy się, tfu... WYMAGA SIĘ, aby ruszyli tyłki i poklepali coś ze sobą. Raz dwa i jesteśmy pod bramką rywala. Jak za dawnych czasów. Ale gdzie, po co korzystać z tej kreatywności - laga w pole karne i niech się dzieje wolna nieba. Jak za Moyesa...
Nie mam pojęcia, czy Van Gaal zabronił im myśleć na boisku i korzystać ze swoich talentów, czy też po prostu w dupach im się poprzewracało od kasy. Efekt jest taki, że wymienieni wyżej zawodnicy nie potrafili rozegrać składnej akcji. Nie mówiąc już o grze kombinacyjnej. Nasi napastnicy, w tym jeden za którego mamy podobno wyłożyć prawie 60 milionów, nie potrafią pokonać bramkarza, bądź co bądź marnego West Ham United.
Nie wspominając już o jegomościu, za którego daliśmy blisko 60 milionów. Każdy widział, nie ma co sobie strzępić języka. A zresztą - czy on nie może zostać pięćset razy po treningu i nauczyć się dobrze wykonywać rzuty rożne? Przecież każda jego próba albo trafiała w ręce bramkarza albo szła hen hen w przestworza... To naprawdę można wytrenować. Wrzutka stojącej piłki. Cała filozofia. A może za dużo wymaga się od kogoś, kto jest tyle wart?
A podobno do Londynu przyjechał Manchester United. Cóż, trzeba chyba czekać. Nam kibicom, pozostaje jedyne to. Może, kiedy FILOZOFIA wreszcie trafi do głów naszych ulubieńców, zaczną grać na miarę swoich możliwości. W tym cała nadzieja.
PS: Jeszcze słów kilka do osób, nie potrafiących czytać ze zrozumieniem. To tak odnośnie newsa o Van Gaalu i remisie z WHU. Holender nie powiedział, że satysfakcjonuje go remis, ale fakt, że przegrywając, udało się do tego remisu doprowadzić. Ot, cała filozofia. Czytania.
To tyle, trzymaj się ty oraz ekipa z DevilPage.
Do napisania!
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treść komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.