Prywatność na
DevilPage.pl

W serwisach DevilPage.pl korzystamy z plików cookies, aby zapewnić Wam wygodę, bezpieczeństwo i komfort użytkowania stron. Cookies wykorzystywane są m.in. do personalizacji reklam. Szczegółowe informacje na temat plików cookies znajdziesz w naszym dziale Polityka Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz także postanowienia naszego Regulaminu.

Akceptuję pliki Cookies i Regulamin

Na cześć Falcao nie śpiewa już tak wielu

» 22 grudnia 2014, 22:31 - Autor: Tomasson - źródło: DevilPage.pl
Pamiętacie dzień, w którym wiadomość o możliwym transferze Radamela Falcao do United obiegła brytyjskie media? W erze Fergusona rzecz nie do pomyślenia, za van Gaala już jednak jak najbardziej realna. Po kilku dniach negocjacji stało się jasne, że El Tigre trafi do nas na wypożyczenie i będzie miał okazję sprawdzić się w najbardziej fizycznej lidze świata.
Na cześć Falcao nie śpiewa już tak wielu
» Radamel Falcao pod lupą
Trzeba przyznać, że w czerwonej koszulce było mu do twarzy. Van Gaal i kibice zacierali ręce, zastanawiając się, na ilu bramkach stanie licznik Kolumbijczyka na koniec sezonu. Niektórzy twierdzili nawet, że będzie czymś w rodzaju talizmanu – podobnie jak przed dwoma laty van Persie – który poprowadzi drużynę. Nawet jeśli nie do mistrzostwa Anglii, to przynajmniej do miejsca w pierwszej trójce.

Zadebiutował w 66. minucie spotkania z Queens Park Rangers, za które zebrał przyzwoite oceny. Miał jedną niewykorzystaną sytuację, ale jego ustawianie się w polu karnym i szukająca go piłka mogły napawać optymizmem. Tamten mecz był przy okazji szansą dla kibiców, aby po raz pierwszy zaprezentować zapożyczoną od fanów Atletico Madryt przyśpiewkę „Lo, lo, lo, lo, Radamel Falcao”. - To magiczne. Brzmi jak grzmoty wewnątrz stadionu – mówił wtedy uradowany piłkarz o pieśni na swoją cześć. Obiecywał przy tym rozpocząć seryjne strzelanie, aby móc słyszeć ją jak najczęściej.

Trafił dopiero w czwartym meczu, z Evertonem na Old Trafford. Di Maria posłał kluczowe podanie, Falcao ładnie ustawił się w linii z obrońcami, po czym bez przyjęcia kropnął z dziesiątego metra i pokonał Tima Howarda. Celebrując gola popatrzył jeszcze kątem oka na liniowego, ale chorągiewka ani drgnęła i zrobiło się 2-1 dla United. To miał być początek czegoś większego, a Radamel zapowiadał, że to tylko jedna z wielu bramek, jakie zamierza zdobyć w tym sezonie.

Kolumbijczyk już szykował się do wrzucenia wyższego biegu, kiedy jeden z kolegów kopnął go na treningu. Pech chciał, że skończyło się kontuzją łydki i to akurat w przeddzień ważnego starcia z Chelsea. Z początku wydawało się, że to nic groźnego, ale koniec końców napastnik długo się leczył, opuszczając również hitowe starcia z Manchesterem City i Arsenalem. Pojawiły się nawet pogłoski, że ten błahy uraz został wymyślony przez sztab, a prawdziwym powodem absencji Falcao było felerne kolano, które po każdym treningu i każdym meczu bolało tak bardzo, że musiało być natychmiast okładane lodem.

Dwa miesiące później gol strzelony Evertonowi pozostawał jedynym na jego koncie. Nie zdołał poprawić swojego dorobku w czterech kolejnych meczach, choć tak naprawdę trudno go z tego rozliczać. W każdym z nich Falcao grał końcówki, łącznie spędzając na placu gry zaledwie 62 minuty. Ocena jego epizodycznych występów była niemalże zawsze taka sama. Eksperci od pomeczowych not chyba przygotowali sobie nawet gotowy tekst, który wklejali obok jego nazwiska w podsumowaniach (coś w stylu: przebywał na boisku zbyt krótko, aby móc ocenić jego grę). Po spotkaniu z Aston Villą musieli trochę mocniej pogłówkować, ale nie jest powiedziane, że to samo czeka ich w kolejnych meczach.

Problem w tym, że tak naprawdę El Tigre wciąż nie odzyskał pełnej sprawności. Półroczny rozbrat z piłką musiał zrobić swoje, nawet w przypadku gościa, który przez pięć sezonów gry w Europie strzela ponad 200 bramek, finałowych rywali w Lidze Europy wciąga nosem i jest jednym z niewielu zawodników, których można by ewentualnie zaliczyć do tej samej piłkarskiej półki co Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Kontuzja odniesiona przez Falcao była bardzo poważna. Nie mówimy tu o urazie pachwiny czy podkręconej kostce, tylko zerwanych więzadłach krzyżowych lewej nogi – największym koszmarze sennym profesjonalnego piłkarza.

On sam doskonale wiedział, co oznacza diagnoza, bo jego piętą achillesową (paradoksalnie) są właśnie kolana. Tegoroczny uraz był drugim tego typu w karierze Falcao, niemalże identyczny przytrafił mu się jeszcze za czasów gry w argentyńskim River Plate. Stało się to podczas okresu przygotowawczego w styczniu 2006 roku, kiedy zerwał więzadła w prawym kolanie, dopiero co wyleczonym po nieco mniej groźnym urazie. Na boisko powrócił we wrześniu, tuż po starcie argentyńskiej pierwszej ligi, w której River zajęło trzecie miejsce. Falcao rozegrał wtedy dwanaście spotkań (większość z nich wchodząc z ławki), trafiając do siatki zaledwie raz. Trochę słabo, zważywszy na fakt, że w trakcie poprzedniej kampanii przebojem wdarł się do pierwszego składu, strzelając siedem bramek w tyluż występach.

Powrót do formy po tamtym urazie zajął mu ponad dwanaście miesięcy. Rok 2008 zakończył już jako najlepszy strzelec drużyny i mistrz wiosny z River (wówczas w lidze argentyńskiej za zwycięstwo w każdej z rund przyznawano osobny tytuł). Ówczesny trener Diego Simeone obdarzył Falcao zaufaniem, a ten odwdzięczył się bramkami. Udowodnił, że wciąż ma w sobie moc i potrzebuje jedynie regularnych występów, aby ją uwolnić.

Bardzo możliwe, że scenariusz z tamtych lat powtórzyłby się również dzisiaj. Z Aston Villą Falcao i zagrał, i strzelił, ale to wciąż za mało, aby wygryźć ze składu Rooneya i van Persiego. Pierwszy, z wiadomych względów, jest nie do ruszenia, a drugi odzyskuje błysk po okresie marazmu. Boisko pomieściłoby całą tę trójkę, ale jest jeszcze James Wilson, który z Liverpoolem zagrał od pierwszej minuty. Jego kartą przetargową jest bardziej metka „Made in Manchester” aniżeli statystyki, bo te ma jeszcze gorsze od Falcao. Nie zawaha się jednak wcisnąć na trzecie miejsce w kolejce po regularne występy, jeżeli jego rywal znów schyli się, by zawiązać buta.

W wywiadzie dla kolumbijskiego Blu Radio Juan Mata stwierdził, że Radamel jest wzorem profesjonalisty i w Carrington prezentuje się znakomicie. Współpracę z nim chwalą sobie również Wayne Rooney i Robin van Persie, którzy nie wyobrażają sobie treningowej gierki bez Falcao w drużynie. Ta dobra forma gdzieś więc jest - teraz tylko szef musi dostrzec w swoim podopiecznym killera z dawnych lat. Póki co Falcao spokojnie czeka i punktuje w wywiadach, przyznając, że cieszy się z dobrej formy drużyny, rozumie filozofię i będzie walczył o miejsce w składzie. Kurtuazja? Być może, ale w tej sytuacji jak najbardziej na miejscu, bo publiczne żalenie się mogłoby tylko obniżyć notowania piłkarza na czerwonej giełdzie.

Jedna runda wiosny nie czyni, choć ta zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią być może lepszy start Falcao. Czy jego początek można zaliczyć do udanych? Z pewnością nie. Czy warto być cierpliwym i dać Kolumbijczykowi więcej czasu? Moim zdaniem tak. Przez ostatnie lata El Tigre był jak komputery Lenovo – drogi, solidny, działający bez zarzutu. Teraz trochę się popsuł, ale jeśli van Gaalowi uda się go naprawić, to w przyszłym sezonie mógłby nawet wygrać dla United ligę. Tym bardziej, że piłkarzy nieczujących na jego widok mrowienia w kończynach wciąż można by policzyć na palcach jednej ręki.


TAGI


« Poprzedni news
Kalendarz adwentowy: 22 grudnia 2014
Następny news »
"Carrick to najlepszy środkowy pomocnik w Anglii"

Najchętniej komentowane


Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.

Komentarze (4)


Klimaa: Ostatni mecz pokazał że ma nosa do bramek. Przede wszystkim niech omijają go kontuzje i runda wiosenna do odpowiedź co może dać nam Falcao. Jest to świetny napastnik niestety po groźnej kontuzji musi minąć jeszcze trochę czasu zanim będzie grać równie pewnie jak w przeszłości.
» 23 grudnia 2014, 18:31 #4
Krzysiek88: Mecz z Aston Villą będzie jak dla mnie tylko marszem w górę El Tigre :) życzę mu tego :) by nas zadawalał jak najczęściej i by było słychać

Lo lo lo lo Radamel Falcao na trybunach ! :D
» 23 grudnia 2014, 12:30 #3
szabo1878: patrzac na dokonania Falcao w europie po prostu NIE MOZNA powiedziec, ze jest za slaby, zeby tu zostac.

mozna co najwyzej stwierdzic, ze jest bez formy. a co sie robi z pilkarzami takiego formatu, kiedy sa bez formy? daje sie im szanse, zeby ja odbudowac.

jestem pewien, ze kiedy Falcao otrzyma wiecej minut na boisku, to my otrzymamy wiecej okazji do radosci (z powodu jego bramek oczywiscie) :)
» 23 grudnia 2014, 01:00 #2
Fabio: W pełni popieram Cb jak i autora textu. W pewnym sensie kupiliśmy ' kota w worku ' , ale każdy chyba wie do czego ten tygrys jest zdolny, jeśli jest w pełni sił. Udowodnił to w Porto, Madrycie i Monaco. Więc dajmy mu się w pełni zaadaptować w PL dojść do pełni zdrowia i optymalnej formy, a dopiero potem osądzajmy. Sądzę, że El Tigre będzie można w pełni i rzetelnie ocenić dopiero na koniec tego sezonu, lub jeśli LvG zdecyduje się go wykupić na koniec 2015 roku.
» 23 grudnia 2014, 10:21 #1
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.