To był tylko rzut karny powiadają, ale będąc kibicem Manchesteru United, czujesz, gdzieś tam w głębi siebie, iż to było coś znacznie więcej - holenderska maszynka do strzelania bramek, Robin van Persie znów trafił do siatki rywala.
Sprowadzony z Arsenalu napastnik przeżywał ostatnio mały kryzys formy na Old Trafford, a jak na złość, jego niemoc strzelecka zbiegła się w czasie z porażkami w Lidze Mistrzów oraz Pucharze Anglii. Z rozgrywek tych, Czerwone Diabły odpadły, choć jeszcze przed sezonem, kiedy Robin przybijał do portu w Manchesterze, mówiono, iż to właśnie teraz. Właśnie w tym sezonie, United ma sięgnąć po potrójną koronę.
Nie sięgnie. Trudno. Przyjdzie kolejny sezon, wyzwania wciąż będą te same, jednak co cieszy to fakt, że Robin, po ponad sześciu godzinach bez bramki, znów zaczął trafiać. Jak ważne to był dla niego? Spójrzcie na radość po strzelonym golu, kiedy o mały włos nie stratował naszego Staruszka. To jest RADOŚĆ moi drodzy, to jest właśnie to, dlaczego futbol nazywamy tak emocjonalnym sportem.
Nie ma już teraz znaczenia, ile bramek zdobędzie Van Persie w końcówce sezonu. Można to śmiało przyznać - Holender zaliczył iście diabelską debiutancką kampanię na Old Trafford, a jego natychmiastowy wpływ na drużynę, został przyrównany do wpływu Erica Cantony.
Król Eric był ważną postacią podczas swojego pierwszego sezonu na OT, wyznaczając nowe standardy i zaczynając nową erę w Manchesterze United. Czy faktycznie, ci dwaj panowie są do siebie aż tak podobni?
Różnice?
Eric Cantona trafił do United w listopadzie 1992 roku, kiedy to Czerwone Diabły powalczyły z innymi klubami, nowo powstałej Premier League, o podpis Francuza.
Alex Ferguson, jeszcze wtedy bez tytułu szlacheckiego, oraz dyrektor United, Martin Edward w zgrabny sposób przekonali władze Leeds United iż wcale nie potrzebują u siebie Cantony, wykładając przy okazji na stół ogromną kwotę, jaką był milion i dwieście tysięcy funtów.
Pomimo powolnego początku, wpływ Francuza na grę drużyny był ogromny, jednak jeszcze więcej, Eric robił za kulisami. Cytując Roya Keane\'a, byłego kapitana United: - Piłkarze natychmiast go pokochali. Nigdy nie widziałem kogoś, kto potrafił wykończyć akcję jak on. I pewnie nigdy nie zobaczę. On był dziwny, ale cholernie wspaniały.
Cantona brylował nie tylko na boisku, ale również podczas treningów, inspirując swoich kolegów do jeszcze lepszej gry.
Jego niecodzienny, wręcz nonszalancki, styl gry, sprawił, iż kibice pokochali go natychmiast, a on, odpłacił im się m.in. takimi bramkami.
Przybycie Robina van Persiego do Manchesteru podczas letniego okienka transferowego w 2012 roku, było odpowiedzią zarządu na koszmarny koniec poprzedniej kampanii, kiedy to Czerwone Diabły w ostatniej chwili straciły mistrzowski tytuł na rzecz Manchesteru City.
Pomimo potknięcia w pierwszym spotkaniu z Evertonem, podopieczni sir Alexa zaczęli rozpędzać się z meczu na mecz, dominując swoich rywali. Wpływ Holendra był niepodważalny, gołym okiem było widać, iż koledzy od pierwszej chwili go uwielbiają, a on odpłacał się za zaufanie bramkami.
Chociaż w linii pomocy nie działo się za dobrze, Holender strzelał często, jak chciał i kiedy chciał - śmiało można stwierdzić, iż sir Alex od czasu Cantony nie ściągnął światowej klasy piłkarza, który z miejsca był w stanie wskoczyć do podstawowego składu i grać tak, jak Robin.
Chwilę po ogłoszonym transferze, który kosztował United 24 miliony funtów, Michael Carrick przyznał: - To wspaniałe wzmocnienie przed nadchodzącym sezonem. Czy sprawi on różnicę, dzięki której nie zakończymy sezonu na drugim, lecz na pierwszym miejscu?
Nie trzeba być geniuszem, aby poprawnie odpowiedzieć na powyższe pytanie.
Liczby
Eric trafił do United w połowie sezonu 1992/93, a jego dorobek strzelecki na zakończenie kampanii nie był zbyt imponujący. Wprawdzie 9 goli w 23 występach nie jest wynikiem złym, to patrząc na 25 bramek w kolejnym sezonie, można określić to tylko zapowiedzią dominacji Króla Erica.
Jednak Francuz to nie tylko bramki, to przede wszystkim wpływ na drużynę. W okresie od 19 września do 7 listopada, na siedem rozegranych spotkań, podopieczni Fergusona wygrali zaledwie raz, musząc przełknąć gorycz porażki aż pięć razy. Co więcej, w tych spotkaniach, ekipa z Manchesteru trafiła tylko cztery gole.
Po przybyciu Cantony, Czerwone Diabły przegrały tylko jeden z czternastu meczy Premier League, zdobywając średnio powyżej dwóch bramek na potyczkę. Eric wpisał się na listę strzelców w sześciu z tych pojedynków.
Już w marcu 1993 roku, ludzie Fergusona wysunęli się na prowadzenie w wyścigu, który ostatecznie przyniósł im pierwszy mistrzowski tytuł od 26 lat.
Powiadają, że się zaciął, jednak jego wynik i tak robi oszałamiające wrażenie - Robin ma już na swoim koncie 24 gole w 42 spotkaniach, z czego aż 20 trafień to bramki zdobyte w Premier League.
Dzięki takiemu wyczynowi, Holender jest drugi w klasyfikacji najlepszych strzelców ligi, tracąc dwa trafienia do Luisa Suareza z LFC.
Jego bramki w ostatnich minutach potyczek z Southamtpon oraz Manchesterem City ratowały United, podobnie jak jego gol z West Ham United w III rundzie Pucharu Anglii.
Warto również wziąć pod uwagę jego kreatywność, bowiem Robin na swoim koncie ma już osiem asyst - tylko pięciu graczy w PL może pochwalić się lepszym wynikiem.
Podczas pierwszego sezonu RvP na Old Trafford, United zmierza nie tylko po mistrzostwo, ale również rekord pod względem liczby punktów. Przez 18 spotkań ekipa sir Alexa pozostawała niepokonana, wygrywając 16 meczy i tracąc punkty tylko ze Swansea oraz Tottenhamem.
Pomiędzy 28 listopada a 20 stycznia, Holender strzelał przynajmniej jednego gola w dziesięciu rozegranych wówczas spotkaniach.
Kto zatem jest lepszy? Kto zaliczył bardziej udany debiutancki sezon na Old Trafford? Wydaje się, iż przy takim porównaniu, Króla Erica z Robinem, należy liczby wyrzucić za okno.
Wprawdzie Van Persie zdobył więcej goli od Francuza, jednak to Cantona wyznaczył nowe trendy. Bez charyzmatycznego Erica, Manchester United nie byłby dziś tak dominującą siłą w Anglii, a kto wie, być może wówczas Holender wybrałby ofertę Manchesteru City.
Oczywiście, Robin ma wspaniały pierwszy sezon w United, a wszystko wskazuje na to, iż kolejne będą równie udane. Mamy tutaj jednak taki sam problem, jak z filmami i ich sequelami - nieważne, jak dobre będą to pozycje, nic nie jest w stanie pobić oryginału.
Król jest tylko jeden...
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.