Gdy w 2009 roku sir Alex Ferguson sprzedawał Carlosa Teveza za miedzę, Szkot doskonale wiedział co czyni. Krnąbrny Argentyńczyk wielokrotnie dawał się utytułowanemu trenerowi we znaki i nic dziwnego, że ten pozbył się buntownika gdy tylko nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja. Mogłoby się więc wydawać, że temat Teveza został definitywnie zamknięty z chwilą, gdy piłkarz przekroczył mury Old Trafford po raz ostatni.
» Sytuacja Teveza w City okiem Szejpa
Nic jednak bardziej mylnego, bowiem położone nie tylko w tej niebieskiej, ale i w czerwonej części Manchesteru puby w dalszym ciągu aż kipią od żywiołowych dyskusji, gdy tylko media poinformują futbolowy świat o kolejnym wybryku charyzmatycznego napastnika. W słownych przepychankach potrafią uczestniczyć również osoby określane mianem ekspertów, celebrytów, a nawet utytułowani trenerzy, którzy alegorycznie mówiąc zjedli zęby na futbolu.
Niedawno w podobną sprzeczkę dał się wciągnąć sam sir Alex Ferguson, po tym jak były gwiazdor Arsenalu i co ciekawe obecny trener młodzieży w Manchesterze City Patrick Vieira zarzucił Szkotowi, iż ten ściągając byłego podopiecznego z zasłużonej emerytury w desperacki wręcz sposób próbuje ratować szanse swojego zespołu na tytuł mistrzowski. Słynący z ciętej riposty menadżer United nie pozostał dłużny swojemu adwersarzowi i przypomniał, iż na Etihad Stadium postąpiono jeszcze gorzej, wybaczając niesfornemu Tevezowi kolejny incydent, jakiego dopuścił piłkarz, gdy w rozegranym kilka miesięcy temu meczu Champions League z Bayernem Monachium odmówił on wejścia na boisko. Pewnie cała awantura rozeszłaby się po kościach, ale swoje trzy grosze postanowił dorzucić od dawna skonfliktowany z Fergusonem Roy Keane, który oskarżając swojego byłego pracodawcę o hipokryzję, wypomniał mu sytuację z 2001 roku, kiedy to Paul Scholes postąpił podobnie jak Tevez na Allianz Arena.
Powstała w ten sposób polemika dzieli zamieszkujących Wyspy Brytyjskie sympatyków futbolu na tych, którzy przyznają Fergusonowi rację i zgodnie twierdzą, że od wyników ważniejsze jest zachowanie twarzy, oraz na tych, którzy kierując się przekonaniami Keane'a uważają, że cel zawsze uświęca środki. Czy da się więc rozrządzić ten spór, tak by móc jednej stronie przyznać całkowitą rację?
Przede wszystkim to nie bardzo rozumiem jaki był cel sięgania po Argentyńczyka w sytuacji, gdy ma się do dyspozycji takich piłkarzy jak Kun Agüero, Mario Balotelli czy Edin Džeko. Przecież każdy z tego tercetu odznacza się na boisku w jakiś unikalny sposób, będąc alternatywą i zarazem uzupełnieniem dla pozostałej dwójki. Agüero to zawodnik o bajecznej technice i błyskawicznym przyspieszeniu, Balotelli mimo młodego wieku emanuje niebywałym instynktem w polu karnym, a wzrost i umiejętność gry głową Džeko mogą wprawić w rozpacz niejednego defensora na świecie. Pół biedy gdyby za tą wybuchową mieszanką nie przemawiały statystyki, ale jest zgoła odwrotnie - sumując bramki całej trójki ze wszystkich frontów pojawia się zawrotna liczba 57 goli. Goli, dzięki którym City chociażby w samej lidze dalej może legitymować się mianem najskuteczniej ekipy.
Można oczywiście przypuszczać, iż w myśl zasady "od przybytku głowa nie boli" Mancini kierował się po prostu przeświadczeniem, że skoro już do tej pory posiadał on bardzo efektywnych napastników, to stosując amnestię wobec Argentyńczyka zapewni sobie w pierwszej linii prawdziwe El Dorado. Na pewno z podobnych założeń wyszedł Keane, który właśnie za pomocą takich argumentów starał się dogryźć swojemu dawnemu zwierzchnikowi. Irlandczyk jednak zapomina o bardzo ważnej kwestii - powrót Teveza niesie ze sobą nie tylko korzyści, ale i również spore ryzyko. Większość piłkarzy Manchesteru City (ze wspomnianą trójką włącznie) to zawodnicy, którzy zanim trafili na Etihad byli prawdziwymi liderami w swoich drużynach. Od momentu założenia niebiesko-białego trykotu zmuszeni zostali do tytanicznej pracy na treningach, po to by nie skończyć z karnetem do loży VIP-ów w ręku, skąd dane by im było jedynie obserwować swoich kolegów biegających za futbolówką.
Jak więc piłkarze ci muszą się czuć widząc, że praktycznie z dnia na dzień Roberto Mancini anuluje Argentyńczykowi 'urlop' i wciela go do 18-osobowej kadry meczowej? Jakoś nie wyobrażam sobie sytuacji, aby wspierany przez samego Diego Maradonę Sergio Agüero lub posiadający równie wybuchowy charakter co Tevez Mario Balotelii przyjęli do wiadomości spokojnie fakt, iż już niebawem któryś z nich na stałe zagości na ławce rezerwowych ponieważ 'wrócił syn marnotrawny'. Rozwiązaniem mogłoby być oczywiście zagęszczenie pierwszej linii kosztem pomocy, ale wtedy nie chciałbym widzieć reakcji posiadających równie wielkie ego Touré czy Silvy.
Na razie powrót Teveza wychodzi City na dobre. Co prawda w niedzielnym meczu ze Stoke Argentyńczyk jakoś wybornie się nie zaprezentował, ale to przecież głównie dzięki jego pięknej asyście Obywatele zdołali nieco wcześniej zwyciężyć Chelsea. Wszystko jednak ma swoje konsekwencje i to właśnie przed nimi Ferguson przestrzegał Roberto Manciniego. Szkot bowiem wierzy, że nie da się zbudować drużyny zdolnej przez wiele lat do walki o najwyższe cele, jeśli się zawczasu nie ustali w klubie odpowiedniej hierarchii. W przeszłości było wielu zawodników, którzy myśleli, że mogą być poza pewnymi regułami - żaden z nich już nie gra na Old Trafford. Oczywiście zdaniem Keane'a do powyższej grupy powinien zaliczać się też Scholes, który 11 lat temu sprzeciwił się swojemu pryncypałowi, lecz mimo to nie został zmuszony do szukania sobie nowego klubu. Jak jednak przyznaje po latach rudowłosy pomocnik, to był jego jedyny tak poważny błąd karierze i gdyby oceniać Teveza tylko przez pryzmat skandalu z Monachium, to wzorem Anglika mógłby i on liczyć na rozgrzeszenie.
W przypadku Argentyńczyka niestety podobne wybryki są na porządku dziennym i stały się one już niemal wizytówką piłkarza - wystarczy chociażby przypomnieć sobie wywiady, w których napastnik wielokrotnie oczerniał szkoleniowca City, czy też częste humory mające podejrzanie zawsze podłoże materialne, aby móc śmiało dojść do wniosku, że w jakimkolwiek innym klubie Tevez wyleciałby z hukiem długo jeszcze przed samym meczem z Bayernem. Mancini jednak stąpa po bardzo kruchym lodzie i za brak przysłowiowych jaj w pewnym momencie może otrzymać wotum nieufności od pozostałych zawodników. Podobny los spotkał nie tak dawno Andre Villasa-Boasa w Chelsea i jak wiemy, Portugalczyk przypłacił swoje błędy posadą. W przypadku menadżera City oczywiście na bliźniaczy scenariusz się póki co nie zanosi, bowiem mimo remisu na Britannia Stadium jego drużyna wciąż liczy się w walce o prestiżowy tytuł, ale będący świetnym analitykiem Mancini powinien doskonale wiedzieć, że wraz z kolejnymi potknięciami i oddalającymi się szansami zawodnicy w szatni zaczną po cichu doszukiwać się winowajcy obecnego stanu rzeczy.
Oby jednak do tego czasu Włochowi udało się pozbyć etykiety popychadła, którą konsekwentnie przykleja mu Tevez. W przeciwnym wypadku do spółki z Keanem i Vieirą będzie on musiał przyznać swojemu bardziej doświadczonemu vis-à-vis rację, ale wtedy na zmiany będzie już za późno.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.