Blamaż, którego powodem nie był brak umiejętności, ale brak jakiejkolwiek motywacji, żeby o zwycięstwo powalczyć. Nie wierzę, że Manchester United jest piłkarsko gorszym zespołem niż Athletic Bilbao. Baskowie wygrali, bo mieli zupełnie inne podejście do tego spotkania niż Manchester United, który pokazał wczoraj brak charakteru, woli walki, a jedenastu zawodników biegających po boisku nie stanowiło jedności. Czapki z głów przed Athletikiem – taką grę (i oczywiście politykę klubu) trzeba podziwiać. Zero zahamowań, ofensywna piłka, brak strachu przed meczem na Old Trafford.
Chociaż może z tym Old Trafford to już lekka przesada. Forteca Old Trafford staje się powoli mitem. Kolejny kiepski mecz przed własną publicznością, była to już piąta porażka na swoim terenie w tym sezonie! Jednak swoją cegiełką (tfu, cegłę) dołożyli do tego wszyscy znajdujący się wczoraj na trybunach. Dawno pogodziłem się z tym, że na Old Trafford ma miejsce jeden wielki piknik, ale wczoraj osiągnięto szczyt. Wiadomo, że podejście do tego meczu szanownych kibiców z Old Trafford było zupełnie inne niż przyjezdnych. Kręcą oni nosem na spotkania w ramach Ligi Europejskiej, bo za bardzo się przyzwyczaili do sukcesu i gra w tych rozgrywkach jedn dla nich wstydem. Osiem tysięcy kibiców z Bilbao potraktowało tę rywalizację jako jeden z ważniejszych meczów ostatnich lat, podczas którego można było odwiedzić jeden z najpiękniejszych stadionów na świecie. I wracają do Hiszpanii z tragiczną opinią o „spektaklu” jaki zaprezentowali im gospodarze na trybunach Teatru Marzeń.
Jednak teraz o sprawach czysto boiskowych. Przed meczem znalazłem, że dotychczas tylko raz występowaliśmy z Jonesem i Giggsem w środku pola – był to wyjazdowy mecz z FC Basel, przegrany 1:2. Ten środek pola, przy formacji 4-4-2 jest samobójstwem. Sir Alex Ferguson musi się poważnie zastanowić nad powrotem do 4-3-3 w ważniejszych meczach (i tych w Europie). Uważam, że końcówka poprzedniego sezonu była taka skuteczna, ponieważ mieliśmy pewny i znany wszystkim podstawowy skład. Każdy wiedział gdzie i jak ma grać, nikt nie czuł się zagrożony. Jednak teraz, kiedy składem rotujemy, 4-4-2 wydaje się być bez sensu, bo za każdym razem wyjściowa jedenastka wygląda inaczej. Przeciwnicy mają za dużo miejsca ponieważ dzisiaj mało drużyn używa takiej formacji (nie aż tak bardzo, jak wszyscy myślą, z powodu zawodników, których mamy do gry na środku pomocy). Choćbyśmy robili wszystko co w naszej mocy, dwa będzie zawsze mniej niż trzy. A jak za bardzo cofniemy Rooneya, to Hernández jest zupełnie wyłączony z gry. Wiedzieliśmy, że Athletic wyjdzie trójką zawodników w środku pola, a mimo to wystawiliśmy na tej pozycji Giggsa, który doświadczeniem nie spowoduje, że nagle będzie nas tam więcej. Obok niego wystawiliśmy Jonesa, który jest bardzo dobrym piłkarzem, ale…
Problemem Jonesa jest to, że może on być wystawiany na trzech pozycjach. Dochodzi do tego, że na każdej z niej gra przeciętnie. Początek miał przebojowy, każdy (słusznie) porównywał go do Duncana Edwardsa. Teraz jednak porównuje się go do Alana Smitha – nie z powodu umiejętności, bo te ma w dalszym ciągu ogromne, ale z powodu wrzucania go tam, gdzie grać nie powinien. Smith, po swoich epizodach w środku pola, nigdy więcej nie prezentował się w ataku tak jak przed grą jako defensywny pomocnik. Dzisiaj na prawej obronie lepszy od niego jest Rafael i Smalling, na środku Ferdinand, Evans i Smalling (i kontuzjowany Vidic), a w pomocy jest zdecydowanie za Carrickiem, Cleverleyem, Scholesem i Giggsem. Trzeba przestać łatać nim dziury – robiąc z niego obrońcę pełną gębą i kupując do środka pola odpowiedniego zawodnika.
Musimy iść w kierunku stabilnej obrony, bo to ona jest aktualnie naszym największym problemem. Cieszę się, kiedy widzę świetnie spisującego się w bramce Davida de Geę, ponieważ w tym sezonie wielu zdążyło już go spisać na straty. Po jego kolejnym z rzędu meczu, w którym ratuje nam tyłek (teraz zachował nam jakiekolwiek szanse na awans), wszyscy krytycy zniknęli. Jednak bramkarz stanowi zaledwie 1/5 defensywy. Ferdinand z Evansem tworzą aktualnie naszą najlepszą parę środkowych obrońców, ale wiadomo, że zawsze grać nie mogą. Prawa (częste rotacje) i lewa strona obrony (grający w kratkę Evra) na pewno nie pomagają utrzymać kręgosłupa drużyny w dobrym stanie. Nie ma problemu z atakiem, jest problem z obroną. W każdym z meczów przeciwko Arsenalowi, Chelsea i Tottenhamowi byliśmy tragiczni na tyłach. Mieliśmy szczęście, że przeciwnicy nie byli wystarczająco skuteczni, a nasi napastnicy z Davidem de Geą pozwolili nam z tych meczów zdobyć aż 16 na 18 możliwych punktów. Jedyną pozytywną postacią tej obrony jest Jonny Evans – w Polsce wciąż uważany za kozła ofiarnego, za granicą coraz bardziej doceniany. Według mnie Irlandczyk jest w trójce najlepszych zawodników Manchesteru United w tym sezonie, tylko za Valencią i Carrickiem. I mam nadzieję, że wreszcie wygra walkę o uznanie kibiców, tak jak wygrał ją Michael Carrick.
Warto jeszcze wspomnieć o Park Ji-sungu, którego dość długo broniłem, bo uważałem, że jest przydatnym zawodnikiem szerokiego składu, który na ważne mecze potrafi się zmobilizować bardziej niż inni. Mam wrażenie, że już nawet jego obrońcy tracą jakiekolwiek nadzieje, że ten piłkarz może odgrywać wielkie mecze w Manchesterze United. To, że dość często Sir Alex Ferguson wystawiał go w tym sezonie w środku pola na pewno nie pomogło mu kiedy wrócił na skrzydło. Całkowicie anonimowy występ Koreańczyka przeciwko Athletikowi spowodował, że pora się zastanowić nad tym czy jest on nam jeszcze w ogóle potrzebny. Przecież w tym sezonie nie zanotował ani jednego występu w stylu jaki prezentował w poprzednim roku. Występu, który pozwalałby na bronienie jego osoby i przydatności w układance Fergusona.
Po odpadnięciu z Ligi Mistrzów czytaliśmy jak to piłkarze nas zapewniali, że rozgrywki Ligi Europejskiej potraktują poważnie i postarają się je wygrać. Pierwotnie zakładałem, że będą to bezstresowe mecze z solidnymi europejskimi drużynami, które można oglądać na całkowitym luzie. Jednak ich wypowiedzi i losowanie (Ajax i Athletic – dwie świetne drużyny z bogatą historią i godną naśladowania polityką) spowodowały, że zacząłem odczuwać podekscytowanie przed czwartkowymi wieczorami. Dałem się nabrać. Wygląda na to, że piłkarze grają w tych rozgrywkach tylko po to, żeby grać częściej niż raz w tygodniu.
Oczywiście, Premier League była i nadal jest priorytetem, ale pusto będzie bez gry w Europie. Nie skreślam United przed rewanżem (wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać spotkania na San Mamés), ale wiem, że o dwubramkowe zwycięstwo na tym stadionie będzie ciężko. Nasza gra w europejskich pucharach w tym sezonie po prostu nie pozwala mi być optymistą.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.