Pamiętacie, gdy jakiś czas temu dodałem na bloga tekst pt. „Dzięki za dylemat, Tom”, w którym pisałem o tym, że pewien 22-letni Anglik przysporzył nam sporo problemów? Zastanawiałem się czy nie popadaliśmy w hurraoptymizm oglądając pierwsze w tym sezonie mecze Manchesteru United, bo na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, czy jego forma była chwilowym objawem czy też zapowiadała coś poważniejszego. Dziś, po obejrzeniu gry dzisiejszego United z Cleverleyem i bez niego, łatwiej jest nam spojrzeć na rolę młodego zawodnika w tej drużynie. Uprzedzam, że w tym wpisie (jeszcze) nie znajdziecie porównań do Zinedine’a Zidane’a.
Jak każdy z Was, udzielam się w Internecie i opinia innych kibiców nie jest mi obca. Wiecie co mi się nie podoba? Nie podoba mi się, że po wyśmienitym wynikach na początku sezonu, praktycznie każdy gloryfikuje Cleverleya i – co jest głupie – zapomina o wakacyjnych błaganiach o Sneijdera. 22-latek stał się w pewnym sensie naszym-własnym-Snejderem, a tak naprawdę niczym jeszcze na te porównania nie zasłużył.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dużo osób ma krótkotrwałą pamięć i po występach przeciwko Basel i Norwich pewno zapomniało jak środek pola radził sobie w pierwszych meczach sezonu – a ludzie mają do siebie to, że o przeszłości wypowiadają się z reguły cieplej niż o sytuacjach dziejących się obecnie.
Nie miałem zastrzeżeń do gry Toma Cleverleya w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City, zmiany w przerwie dodały drużynie siły i świeżości, przez co – już lekko zmęczonym przeciwnikom – było trudniej poradzić sobie z szybką grą United. Możemy tylko marzyć, żeby Anglik zdołał wskoczyć do pierwszego składu na niedzielny pojedynek z City, żeby zobaczyć jak poradzi sobie w meczu z liderem Premier League od pierwszych minut, bo wszystko wskazuje na to, że będzie dla niego jeszcze za wcześnie.
Jeśli chodzi o kolejne spotkanie, mecz z West Bromwich nie był aż tak wyśmienity jak wielu myśli. Gdyby nie cudowna pomoc naszego starego kumpla, Own Goala, wynik 1-1 pozostawiłby zupełnie inne nastroje co do gry poszczególnych zawodników niż zwycięstwo 2-1. Jestem tego pewien i nikt, naprawdę nikt, nie jest w stanie mnie przekonać, że mógłby tak samo mówić o grze United w tamtym meczu, gdyby zamiast trzech, z The Hawthorns zostałby przywieziony zaledwie jeden punkt. Bo gra pary Anderson-Cleverley z West Bromem nie różniła się niczym od gry pary Fletcher-Anderson z Norwich, na Old Trafford – a przecież po tym meczu jeszcze bardziej zatęskniono za Cleverleyem, który już w tym sezonie doświadczył podobnego poziomu gry, choć tego już nikt nie pamięta.
Środek pomocy w pierwszym ligowym meczu sezonu zostawiał za dużo miejsca przeciwnikom, zupełnie tak samo jak w kolejnym, już na Old Trafford, z Tottenhamem, gdzie drużyna zaprezentowała odpowiedni poziom tylko przez ostatnie 30 minut gry. Goście z Londynu zdecydowanie za często tworzyli sytuacje pod naszą bramką i mieli za dużo miejsca, żeby oddawać strzały z 30 metrów (a pewnie decydowali się na nie też dlatego, bo się nasłuchali o „popełniającym ogromne błędy w bramce” 20-latku). Jeśli chodzi o mecz z Arsenalem to nie można mówić, że ktokolwiek zagrał złe spotkanie, był to po prostu ten moment, kiedy jedna drużyna była w dołku, a drugiej wychodziło dosłownie każde zagranie – ostatni mecz Manchesteru United, który wyglądał bardzo podobnie oglądałem 10 kwietnia 2007 roku, kiedy chcąca awansować do półfinału Ligi Mistrzów AS Roma została zmiażdżona w rewanżu 7-1.
Lubię parę Anderson-Cleverley, ale zostawia ona zdecydowanie za dużo miejsca przeciwnikom - po prostu jest zbyt ofensywna, a ani Anderson, ani Cleverley nie są w stanie zagwarantować tak dobrej gry w defensywie jak Carrick czy Fletcher. Nie rozumiem i nie zgadzam się z tekstami, że Anderson jest lepszym zawodnikiem przy Cleverleyu, bo grał już podobnie, czasem nawet lepiej, jak Cleverley był na wypożyczeniach. Mecz z Boltonem pokazał, że Anderson bez Cleverleya też potrafi sobie nieźle poradzić. I właśnie para Anderson-Carrick ma najwięcej szans stworzyć najbardziej zbalansowaną parę pomocników.
Tom Cleverley ma talent, i jestem jego wielkim fanem, w dodatku jest to chłopak z okolic Old Trafford, a takich w dzisiejszej piłce trzeba w pewien sposób faworyzować. Jednak uważam, że kibice United trochę za bardzo zachwycili się 22-latkiem, któremu przypisywana zostaje rola zbawiciela i tego, który ma zakończyć irytujący problem ze środkiem pola w Manchesterze United. Możliwości chłopak ma, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, ale… nie jest za wcześnie? Co będzie, jak po kontuzji jego forma będzie gorsza? Teraz będzie dla Was kolejnym Gibsonem? Czy może znów zaczniecie błagać o Sneijdera? Warto się nad tym zastanowić, nie szerzyć hipokryzji i przestać popadać w hurraoptymizm.
I na koniec, żeby nikt mi nie zarzucił, że jestem zwykłym narzekaczem – umiem odróżnić krytykę bezsensowną i bezpodstawną od krytyki mądrej i obiektywnej. Pamiętacie jak zdecydowana większość Was krytykowała Davida de Geę za jego początki w klubie? Wtedy nie narzekałem, tylko – jak mogliście tutaj przeczytać – broniłem go i próbowałem Was przekonać do swoich racji. A gdybym był tym narzekaczem, to z pewnością nie przepuściłbym takiej okazji do ostrego pojechania po kimś.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treść komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.