Jak zapewne zauważyliście zapadłem w trwający ponad miesiąc „sen”. I choć ze snem miało to tyle wspólnego co
Balotelli z inteligencją, to wróciłem rześki i wypoczęty. Mogę oficjalnie potwierdzić: zaczynamy nowy sezon
Notek ze Stretford End! Nie przewiduję wielu zmian, nadal będę średnio śmieszny, mało konkretny, zdecydowanie lepszy od ‘Miszy’, oraz bezwzględnie szczery. No i gdzie tylko się da, będę nabijał się z Liverpoolu i City.
To tyle słowem wstępu, czas przejść do konkretów.
Każdy z Was zapewne zna synonim słowa Mistrz? Tak, macie rację to Manchester United. Jeśli Czerwone Diabły nie są pierwsze, to są przegrani. Taka jest powszechnie przyjęta opinia. Według mnie słuszna, ponieważ to klub stworzony do odnoszenia sukcesów.
Przez znaczną część sezonu brnęliśmy przed siebie niepokonani. Walczyliśmy z ewidentnie podłamaną Chelsea, gubiącym punkty City, oraz nierówno grającym Arsenalem. Kiedy, mimo licznych remisów, wydawało się, że lepiej być nie może, na drodze nieoczekiwanie stanęło Wolverhampton. Od czasu porażki z popularnymi Wilkami, polegliśmy jeszcze dwa razy, w derbach z Liverpoolem, oraz w szlagierze z Chelsea. W tym czasie The Gunners nadrobili zaległości i są już 5 ptk. za United, mając do tego mecz zaległy. Mimo coraz bardziej napierających rywali uważam, że to my, a nie Arsenal, jesteśmy faworytami do tytułu. W dalszej części notki odpowiem Wam dlaczego.
Manuel Almunia i falująca forma Arsenalu
Z jednej strony Gunners nie mają już nic do stracenia, odpadli z Ligi Mistrzów, Pucharu Anglii i przegrali finał Carling Cup, więc teoretycznie mogą się skupić tylko na Premiership. Z drugiej strony po tych porażkach morale drużyny na pewno nie wystrzeliło w górę. Ich pewność siebie została do tego zachwiana przez porażkę w FA Cup, z United, największym rywalem do tytułu. Poza tym fani przylepili do klubu etykietę bycia słabo znoszącymi presję. Jeśli nie zmienią czegoś w szatni, w zasadzie oddadzą Czerwonym Diabłom tytuł.
Dochodzi do tego problem z obstawą bramki. Kontuzje Szczęsnego i Fabiańskiego zmusiły Wengera do postawienia na Almunię i ściągnięcia Lehmanna. Co do Wojtka, to jego brak jest niepowetowaną stratą dla Arsenalu, wydaje się być golkiperem, którego od lat szukał Arsene. Z kolei z dwojga złego, które mu pozostało postawi pewnie mimo wszystko na Hiszpana. Cóż, nam jako kibicom United pozostaje się z tego cieszyć, bo nie jest tajemnicą, że Manuel elitarnym bramkarzem nie jest.
Trzech wspaniałych
Do formy powoli(baaardzo powoli) dochodzi Wayne Rooney. Po roku katastrofalnej dyspozycji, Wazza na nowo zaczyna kształtem przypominać piłkarza z poprzedniego sezonu, jednego z najlepszych na świecie w swoim fachu. Dopiero na końcu sezonu odpowiemy sobie na pytanie czy trafił z formą w samą porę, czy jednak odrobinę za późno. Jakkolwiek by nie było, wszystko wskazuje na to, że do końca sezonu Wayne będzie kluczową postacią w United. Jest już w wieku, w którym jego dojrzałość powinna dać o sobie znać. Czas, aby udźwignął ciążącą na nim presję.
Javier Hernandez przed tym sezonem był postacią, dla większości z Was, anonimową. Jednak po mistrzostwach świata wyrobił sobie markę. Klasę potwierdził występami w Premiership, sprawiając nie lada problemy każdemu obrońcy w lidze. Jego statystyki są co najmniej imponujące. 15 bramek w 32 spotkaniach robi wrażenie. Do tego w większości z nich wchodził na boisko z ławki. Jeśli utrzyma formę, może zrobić potrzebną różnicę w wyścigu po mistrzostwo.
Można go kochać, albo nienawidzić. Większość wybiera to drugie. Ostatnio ściągnął na siebie uwagę całych brytyjskich mediów. Mowa oczywiście o sir Aleksie Fergusonie. Dzięki swoim niecodziennym metodom prowadzenia drużyny, często wręcz zabawnego podejścia do wywiadów prasowych, sukcesywnie odwracał uwagę gazet od drużyny, pozwalając im tym samym skupić się na grze. Gra drużyny w ostatnim czasie nie porywa, ale nauczył swoich piłkarzy po prostu wykonywać swoja robotę, poprzez wygrywanie spotkań. Z tak doświadczonym managerem, Czerwone Diabły po raz kolejny zbierają przewagę nad rywalami.
Odrobina statystyk
Na początek sprawdźmy z kim zostało nam i naszym rywalom się mierzyć.
Manchester United: West Ham, Fulham, Everton, Arsenal, Chelsea, Blackburn, Newcastle oraz Blackpool.
Arsenal Londyn: Blackburn, Blackpool, Liverpool, Tottenham, Bolton, Manchester United, Stoke, Aston Villa oraz Fulham.
Wiem, że w Premiership nie ma nic pewnego, ale układ spotkań znowu wydaje się być bardziej korzystny dla United. Z trudniejszych spotkań zostały nam potyczki z Chelsea i właśnie z Arsenalem. Podczas kiedy The Gunners będą musieli stawić czoła będącemu ostatnio w formie Liverpoolowi i nieprzewidywalnemu Tottenhamowi.
W górze tabeli robi się coraz ciaśniej, więc istnieje szansa zrównania się punktami, wtedy zadecyduje różnica bramek. Mimo, że nie ma wielkiej rozpiętości, ta i tak przemawia na korzyść United. Diabełki są 34 bramki na plusie, podczas gdy Arsenal ma 30 do przodu. Więc na na naszych przeciwnikach ciąży dodatkowa presja, wiedzą, iż muszą strzelać więcej bramek, aby w przypadku zrównania się w tabeli wygrać.
Czarne chmury
Jest jednak kilka rzeczy, które mogą nam skomplikować sprawę.
1. Możemy przegrać z Arsenalem w bezpośrednim starciu.
2. Arsenal nie ma nic do stracenia, i tak są już za United i odpadli z innych pucharów, pozostaje im atakować.
3. Nie zapominajmy o City i Chelsea, które mogą wyskoczyć z nikąd pod koniec sezonu.’
4. I na koniec te nieszczęsne kontuzje naszych kluczowych zawodników.
Końcówka sezonu zapowiada się nader ekscytująco. Według mnie w grze pozostały już tylko dwie drużyny, jednak Premiership nie raz mnie zaskoczyło. Trzymajmy kciuki za Diabełki w kolejnych spotkaniach!
PS. Podziękowania dla Biafry za poddanie mi pomysłu na notkę, oraz dla Bartka B. za unikalny tytuł!
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.