Mimo czterdziestu czterech lat, Eric Cantona wygląda jakby za chwilę miał wskoczyć na plac gry i zagrać w kolejnym piłkarskim spektaklu. Tajemniczy Francuz dołączył do Manchesteru United w 1990 roku, a swoją przygodę z piłką skończył mając 30 lat. Teraz Eric wraca do futbolu, by jako dyrektor operacyjny pomóc w odrodzeniu New York Cosmos. Cantona w rozmowie z redaktorem The Times Jackiem Bellem, odpowiada na serię krótkich pytań, opowiadając swoją historię od czasów Old Trafford, poprzez występy na srebrnym ekranie, na pracy z New York Cosmos kończąc.
» Sir Alex Ferguson jest dla Manchesteru United niczym Gandhi - mówi Eric Cantona
Czy aspekty czysto piłkarskie, pomogły Ci w jakimś stopniu przygotować się do kariery aktorskiej?
- Wychodząc na boisko również jesteś poniekąd aktorem. Nauka aktorstwa jest według mnie złym rozwiązaniem. Najpierw uczysz się chodzić, następnie być sobą.
Na boisku prezentowałeś się często jak na deskach teatru, czy to typowo francuskie podejście?
- To był teatr? Tak! Old Trafford jest Teatrem Marzeń. Czasami ludzie zadają mi pytania na temat piłki nożnej oraz aktorstwa. Zacząłem się w końcu nad tym zastanawiać i doszedłem do wniosku, że obie sztuki mają ze sobą wiele wspólnego.
Kto jest Twoim ulubionym reżyserem filmowym?
- Na pewno [Jean-Luc] Godard. Ponadto Jérôme Bonnell, który być może jest nieznany nawet w rodzimej Francji. Jego filmy są bardzo szczególne, nie miałem okazji pracować z nim, ale naprawdę podziwiam jego dzieła.
Byłeś gwiazdą w filmie Looking for Eric. Wydaje się, że rola alter ego była wręcz stworzona dla Ciebie.
- Chciałem zrobić film, w tym celu spotkałem się z Kenem Loachem (reżyserem) i już wtedy wiedziałem, że będzie to owocna współpraca. Nie jest niczym nowym, że rzucając temat stu różnym reżyserom, dostaniesz sto różnych filmów. Bardzo się cieszę, że zarówno Ken jak i ja mieliśmy taką samą wizję tego projektu. Ponadto miałem okazję zagrać z wieloma wspaniałymi ludźmi, a to bardzo ważne.
Co zmieniło się najbardziej w grze Manchesteru United od czasu gdy byłeś ich zawodnikiem?
- Wiele rzeczy uległo zmianie, ale wszystko jest następstwem czegoś. Telewizja coraz częściej transmituje mecze, co za tym idzie pojawia się coraz więcej sponsorów. Nowi sponsorzy przynoszą ze sobą coraz to większe pieniądze. Jako, że to zawodnicy grają tam główne role, również chcą mieć z tego adekwatne korzyści. Odkąd pamiętam, pieniądze zawsze szły w parze z piłką nożną. Już kiedy byłem piłkarzem, mówiono, że zarabiamy za dużo. Stałem się bogaty dzięki piłce, nie przeczę, ale nie taki był mój cel. Odkąd byłem dzieckiem marzyłem żeby grać, żeby reprezentować wielki klub. Na szczęście moje marzenie się spełniło i pozostała mi cała masa pięknych wspomnień.
Najpiękniejsze momenty Twojej piłkarskiej kariery?
- Wszystkie z nich są z czasów gry dla Manchesteru United. Nieskromnie mówiąc najlepiej grałem między 26. a 30. rokiem życia. Miałem okazję grać u boku czołowych piłkarzy, pod okiem jednego z najlepszych menadżerów wszech czasów. Cały ten okres był dla mnie wspaniały, ale najlepszym momentem był chyba dublet zdobyty w sezonie 1995/1996.
Byłeś jednym z pierwszych obcokrajowych gwiazdorów na Wyspach Brytyjskich. Czy to było wyzwanie?
- Cóż, po przybyciu do Anglii, spędziłem tydzień na testach w Sheffield Wednesday. Myślałem, że podpiszę wtedy kontrakt, niestety zaproponowali mi przedłużenie testów o kolejny tydzień. Będąc już wtedy reprezentantem Francji, nie wyobrażałem sobie tak długiego pobytu bez statusu. W tamtych czasach nikt nie przejmował się Francuzami. Nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko było być obcokrajowcem w Anglii w tamtych czasach. Anglicy myśleli, że nie potrzebują piłkarzy z poza kraju, była to swego rodzaju arogancja.
Widziałem historie opowiadające o tym, że trzymasz się z dala od Manchesteru od czasu gdy właścicielami jest rodzina Glazerów.
- Powiem tylko, że dopóki sir Alex Ferguson jest menadżerem, wszystko jest w porządku. Jeśli się to kiedyś zmieni, bez wątpienia pojawią się problemy. Na chwilę obecną jest dla klubu jak Gandhi.
Co Cię fascynuje obecnie w piłce nożnej?
- Nie chce zabrzmieć jak stary człowiek, ale w każdym z piłkarskich pokoleń są zawodnicy uważani za najlepszych na świecie. Myślą, że jeśli jesteś wielką osobowością, jesteś artystą. To nieprawda. Człowiek spokojny, może swoją charyzmą sprawić, że przyćmi wszystkich artystów, na przykład Lionel Messi.
Zawodnicy i zespoły, które najchętniej oglądasz w akcji.
- Manchester United i Barcelona zaspokajają moje piłkarskie potrzeby. Popatrzcie tylko jakim geniuszem jest Ferguson. Mimo nieustannej krytyki, zawsze bronił Berbatowa, efekty mamy okazję właśnie oglądać. Pamiętam jak dziś, brał wszystkie silne osobowości i pracował nad ich psychiką, uświadamiając im, że najważniejsze jest dobro klubu. W moim przypadku terapia ta zakończyła się totalnym sukcesem. Otrzymałem wtedy koszulkę z numerem 7, z początku nie zdawałem sobie sprawy z odpowiedzialności jaka spoczęła na moich barkach, ale z czasem zrozumiałem jak bardzo mi zaufał. Gra z tym numerem była zaszczytem.
Pomijając udział w mistrzostwach świata w piłce plażowej, od 14 - 15 lat jesteś poza futbolem. Skąd wzięło się zainteresowanie reaktywacją New York Cosmos?
- W okolicach Bożego Narodzenia, skontaktowali się z moim bratem, który miał przekazać mi propozycję dołączenia do ich projektu. Znałem historię tego klubu i nie zamierzałem dołączać do projektu, który zamierza zmienić historyczny klub. Na szczęście okazało się, że będzie to odrodzenie historii, a ten pomysł bardzo mi się spodobał. Przybyli tutaj legendarni zawodnicy jak Beckenbauer czy Pele, z piłkarzami z klubu mającego takie zaplecze, amerykańska drużyna narodowa w ciągu 20 lat jest w stanie zdobyć puchar świata. Cosmos pokaże tutejszej młodzieży, jak piękną sztuką może być piłka nożna.
Naprawdę uważasz, że Stany Zjednoczone w ciągu 20 lat wygrają mistrzostwa świata?
- Jestem tego pewien. Nasza akademia dostarczy im takich piłkarzy, że będą w stanie osiągnąć wszystko. W całym kraju jest 18 milionów dzieci grających w piłkę. Już w RPA pokazali się z dobrej strony. Z roku na rok grają coraz lepiej. Być może nie są jeszcze gotowi, ale jak już mówiłem, za 20 lat będą zdolni do wielkich rzeczy.
Jesteś między innymi obok George'a Besta wśród graczy, którzy nigdy nie zagrali na mistrzostwach świata. Czy jesteś zawiedziony z tego powodu?
- Udało mi się osiągnąć bardzo wiele, nie rozumiem dlaczego miałbym zastanawiać się nad rozczarowaniami. Kiedy zaczynałem grać, chciałem osiągnąć wszystko. Rzeczywistość jednak pohamowała moje marzenia, zrozumiałem z czasem, że tak się nie da. Czasami coś wygrywasz, czasami grasz poniżej oczekiwań. Zawsze jednak bardzo ważne jest szczęście.
Co oznacza dla Ciebie praca przy odbudowie NY Cosmos?
- Chodzi o stworzenie czegoś nowego. Mamy własną wizję gry i zamierzamy wygrywać dzięki niej. Ajax stworzył coś wspaniałego w latach '70. Cruyff doprowadził do rewolucji w Barcelonie. Co jakiś czas powstaje nowy trend, który z czasem przechodzi do historii. Chcemy być autorami nowego trendu, czerpiąc przy okazji inspirację z historycznych dokonań.
Przyjechałeś tutaj z pomysłem na przyszłość, ale tak naprawdę ile wiesz o Major Soccer League i o jej strukturze?
- To prawda, nie znam zbyt dobrze ligi, ale mam ze sobą Cobiego [Jonesa], który jest swego rodzaju źródłem wiedzy dla nas wszystkich. Oglądamy masę spotkań, z czasem się wszystkiego nauczymy. Zdaje sobie sprawę, że czeka nas jeszcze sporo ciężkiej pracy, ale jesteśmy na to przygotowani.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.