» Sir Bobby Charlton w monachijskim szpitalu
Bitwa w Belgradzie
Oba spotkania z Crveną Zvezdą Belgrad były bardzo zacięte. W pierwszym meczu, który rozgrywaliśmy na własnym terenie, strzeliliśmy tylko jedną bramkę, co było dziwne, ponieważ zazwyczaj to na Old Trafford rozstrzygaliśmy pojedynki na swoją korzyść. Musieliśmy zrobić wszystko, aby z nimi wygrać, co nie było prostą sprawą, ponieważ u nich grali wielcy piłkarze, chociażby Šekularac czy Kostic, który to zdobył nawet bramkę, z rzutu wolnego. Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy, ponieważ już nie raz znajdowaliśmy się w podobnej sytuacji. Jednak remis z ekipą z Belgradu był dla nas czymś nowym, ponieważ wcześniej nie mieliśmy okazji grania z żadnym zespołem z tej części świata. Świetnie się przygotowali i wspierała ich entuzjastycznie reagująca publiczność. Jednak my odpowiednio przygotowaliśmy się do tego spotkania i nie minęło 30 minut a my prowadziliśmy 3-0 a za przeciwnika mieliśmy jedną z najlepszych drużyn Europy. Był to w końcu ćwierćfinał Pucharu Mistrzów.
Murawa została źle przygotowana, boisko było błotniste, grało się trudno, pojawił się śnieg, a nawet lód. Ale to sprzyjało strzałom z dystansu. Ale niestety w pewnym momencie zaczęliśmy popełniać proste błędy. To mogło być spowodowane naszym niedoświadczeniem, bo gra na poziomie europejskim była dla nas nowością. Gdybyśmy wówczas w domu to na pewno byśmy nie stracili tych trzech bramek. Na pięć minut przed końcem byliśmy już wyczerpani, ale udało się przetrwać, sędzia zagwizdał po raz ostatni, awansowaliśmy do półfinału. Czuliśmy się fantastycznie.
Katastrofa w Monachium
Pogodna była fatalna. Śnieg zalegał na pasie startowym, przez co ten nie znajdował się w odpowiednim stanie i samolot nie mógł ruszyć. Pilot aż trzykrotnie próbował wzbić samolot powietrze. Po drugiej próbie zadecydował o naszym powrocie do holu lotniskowego. Jednak po jakimś czasie oficjelowie poinformowali nas, że wszystko jest już OK. Jednak na pasie startowym wciąż zalegał śnieg, co uniemożliwiało start. Samolot, Elizabethan, potrzebował długiego pasa startowego do spokojnego startu, lecz to nie wystarczyło. Do teraz trudno mi o tym mówić. Poszliśmy do samolotu, mając w podświadomości, że coś jest nie w porządku. To było okropne, to była najgorsza chwila w mojej sportowej karierze, młodzi ludzie, którzy stracili życie. Ludzie byli podekscytowani tym, że graliśmy w Europie, w końcu reprezentowaliśmy kraj.
Nie wiedziałem, gdzie jestem. Siedziałem w moim fotelu, który znalazł się poza samolotem. Zamknąłem oczy. Po chwili Harry Gregg i Bill Foulkes powiedzieli mi, że straciłem przytomność na kwadrans. W tym czasie oni ryzykując swoje życie, próbowali ratować innych. To było bardzo bohaterskie z ich strony, ponieważ samolot stanął w płomieniach i był w dwóch częściach. Chciałbym im teraz podziękować za to co zrobili. Podczas dwóch pierwszych prób zdejmowałem kurtkę, podczas trzeciej, nie uczyniłem tego, ponieważ byłem pewien, iż za chwilę będę musiał znowu wyjść z samolotu, a na dworze było przeraźliwie zimno. Po kraksie zobaczyłem obok mnie Matt Busby'ego, już wówczas widziałem, że nie jest z nim dobrze.
Przerażające wiadomości
Gdy tylko dotarliśmy do szpitala, to szukaliśmy siebie nawzajem. Bardzo wyraźnie pamiętam, jak czas mi się dłużył podczas pobytu w poczekalni. Miałem wstrząs mózgu, oraz rany na głowie, byłem bezradny. Dostałem zastrzyk nie nie pamiętam nic aż do następnego ranka. Razem ze mną w pokoju leżał pewien młody chłopak, miał ze sobą gazetę, opowiedział mi wszystko o wypadku. Jego angielski nie stał na najwyższym poziomie, ale jakoś się dogadaliśmy. Potem wymieniłem mu osoby, które z nami leciały, a on odpowiadał, Nie żyje lub Żyje.
W samolocie było wiele osób, które było naszymi gośćmi. Na pokładzie znajdowali się dziennikarze, przedstawiciele ambasad, oni po prostu lecieli z Belgradu do Anglii. Oni także poumierali. Frank Swift - fantastyczny golkiper reprezentacji Anglii i Manchesteru City, świetny dziennikarz, a przede wszystkim wspaniały człowiek, także umarł. Miałem naprawdę wiele szczęścia, że przeżyłem. Duncan (Edwards) był ciężko chory, jednak przeżył jeszcze kilkanaście dni. Ludzie mówią, że w dzisiejszych czasach, z wspaniale rozwiniętą techniką by przeżył. Byłem razem z nim w wojsku, dlatego się przeraziłem, gdy dowiedziałem się o jego śmierci. Straciliśmy także wielu innych wspaniałych ludzi, Berta Whalleya, asystenta Jimmy'ego Murphy’a, Toma Curra, on organizował na treningi, sprzęt i tym podobne sprawy. Odszedł także Walter Crickmer.
Rekonwalescencja
Zaraz po wypadku dotarło do nas, że już nic nie będzie takie jak dawniej. Oczywiście dalej chcieliśmy wygrać oba ligowe spotkania z Arsenalem, grając piękny futbol, będąc pewnym siebie. Byliśmy świetną drużyną, ale Monachium było straszne. To było demoralizujące dla wszystkich, dla piłkarzy, naszych rodzin czy kibiców. Czasami sobie na pewno myślisz, że Tobie się coś takiego na pewno nie przydarzy. Jednak pojawiły się także pozytywne aspekty, Harry Gregg oraz Bill Foulkes powrócili do gry, a ja poszedłem za ich przykładem. Naszym celem było wywalczenie Pucharu Europy, ponieważ jestem pewien, że gdyby nie ten wypadek, to wygralibyśmy już wtedy. Nie czuliśmy respektu do nikogo, widzieliśmy, że możemy pokonać każdego.
Wielki powrót - 1968
Wiedzieliśmy, że będziemy potrzebowali sporo czasu na odbudowę drużyny. Matt Busby powiedział, że minie co najmniej pięć lat zanim zdobędziemy jakieś ważniejsze trofeum. Właśnie pięć lat później wywalczyliśmy Puchar Anglii, a po dziesięciu latach zdobyliśmy Puchar Europy. Zadedykowaliśmy go tym, którzy zmarli, bez nich nie byłoby tego sukcesu. Ta noc w 1968 roku była wspaniała, cały świat nas dopingował, bo mogliśmy przejść do historii i zrobiliśmy to.
Notatka została sporządzona na podstawie wywiadu, którego Sir Bobby Charlton udzielił MUTV.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.