Chwilę wcześniej, w okresie zimowym, menadżer starał się wprowadzić do drużyny z Nickym Buttem i Royem Keanem takich piłkarzy jak Eric Djemba-Djemba i Kleberson. Okazało się to jednak zadaniem niemal niemożliwym.
Były momenty wstydu. Na wyjeździe z Wolverhampton, Blackburn, Southampton. Były momenty upokorzenia. Na Old Trafford z Liverpoolem, w derbach Manchesteru z City (aż 1:4). Były upadki. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów po dwumeczu z FC Porto, prowadzonym przez Jose Mourinho. Tylko Puchar Anglii pozostawiał nadzieje na jakikolwiek sukces w tym słabym sezonie (oczywiście w normach Fergusona).
Najnowsze nabytki nie mogły grać jednak w pucharze, lecz były momenty świetności. Jak zdeklasowanie City w rozgrywkach FA Cup na Old Trafford. Podopieczni sir Alexa dotarli do półfinału, gdzie los skojarzył ich z ekipą Arsene'a Wengera. Bez Van Nistelrooya - kontuzjowanego. Bez Ferdinanda - wciąż zawieszonego. Bez Sahy - nie mogącego zagrać przez przepisy.
Roy Keane przyznał po meczu, iż od początku dnia, coś mówiło mu, że "nie ma takiej opcji, aby Manchester United dzisiaj przegrał". Darren Fletcher dał lekcję futbolu Patrickowi Vieirze, a Cristiano Ronaldo raz za razem nękał Ashleya Cole'a. Gra United nie wyglądała dobrze, ale drużyna niesiona niesamowitym dopingiem, dokopała się ostatecznie do finału.
Spoglądając wstecz na tamten sezon, łatwo znaleźć porównania między rokiem 2004 i 2014. Wschodzący talent Ronaldo/Januzaja, styczniowe zakupy, Rio nie grający po Nowym Roku. Jest mnóstwo podobieństw, nawet w osobie wkurzonego Holendra prowadzącego zespół do boju. Osobiście mocno wierzę w to, że posiadamy obecnie znacznie lepszy skład niż ten, który święcił ostatni triumf w Pucharze Anglii. Jest to powód dla którego wierzę w nagły zwrot akcji podczas rewanżu w Lidze Mistrzów na angielskiej ziemi. Nie będzie jednak żadnych wspaniałych zwrotów, pozwalających osiągnąć nam niebywałą serię wyników, dającą ostatecznie miejsce TOP 4. Ten zespół, podobnie jak ekipa z 2004 roku, nie ma w sobie tyle siły, żeby pokusić się o taką serię, lecz jest w stanie mieć momenty, akty przełamania.
Co było dość znaczące w przełamaniu United ponad dekadę temu to osoba Waltera Smitha, byłego menadżera Evertonu, który zasilił szeregi sztabu szkoleniowego
Czerwonych Diabłów. Szkot został sprowadzony po to, żeby zaradzić niesamowitej liczbie bramek wpuszczanych przez bramkarzy drużyny z Old Trafford. Nie był długotrwałym rozwiązaniem. Walter był zupełnie nową twarzą, która pojawiła się w momencie, gdy reszta załogi zaczęła tracić swój autorytet. To ruch, na który David Moyes powinien zwrócić uwagę.
Biorąc pod uwagę wszystkie tweety, pragnące wprowadzenia do szatni Manchesteru United Roya Keane'a, mającego zaprowadzić porządek z piłkarzami, bardziej należałoby zwrócić uwagę na sztab szkoleniowy. Możemy spekulować o wartości współpracowników Moyesa, lecz kiedy ludzie tacy jak Nicky Butt czy Paul Scholes siedzą na ławce oglądając poczynania U-19 odnosi się wrażenie, iż ktoś tutaj marnuje potencjał. Niesamowity potencjał. To mogłaby być mała, ale znacząca różnica. Przyjemne odbiegnięcie od normy.
Ujrzenie Nicky'ego Butta przeprowadzającego rozgrzewkę może być właśnie taką małą, znaczącą różnicą. Znaczącą wiele, przede wszystkim dla fanów United. (Nie, nie myślcie, że dzięki temu wygramy w Lidze Mistrzów!)
Należy wziąć pod uwagę presję, jaka ciąży na szkockim menadżerze. Fala krytyki pod jaką znalazł się on po meczu z Olympiakosem jest ogromna. To prawdziwe tsunami. Jak ładnie to nie wygląda, Phil Neville powinien być ostatnim z członków Klasy 92, wydającym przedmeczowe instrukcje graczom Manchesteru United. Jednak ktoś pokroju Butta, przeprowadzający rozgrzewkę z drużyną może być rozwiązaniem. Nowym głosem, innym głosem, który być może sprawi, że piłkarze spojrzą na sprawę z innej strony. Butt wydaje się być idealną osobą, żeby wytłumaczyć graczom, co reprezentują grając dla United.
Pokazałoby to również, iż Moyes jest otwarty na zmiany. Pokazałoby, że stara się coś zmienić, zamiast tylko 'mieć nadzieję', iż coś 'ulegnie zmianie'. Moja cierpliwość do menadżera United coraz szybciej się ulatnia, podobnie jak innych. Jego śmieszne wybory sprawiły, iż staliśmy się obiektem drwin w Europie. Zbyt wielu "piłkarzy na murawie", a za mało "drużyny na boisku". Ten człowiek musi pokazać, że robi wszystko, absolutnie wszytko, aby zmienić sytuację. W miniony weekend, pojawiła się iskierka nadziei. Dwóch przetrzymujących piłkę zawodników, cała reszta wymieniająca się pozycjami, grająca futbolówką. To działało. Wystarczyło na wtorkowy mecz zamienić tylko Matę na Kagawę.
Być może nie jest on ulubieńcem kibiców, ale jest najlepszą opcją dla obecnej drużyny. We wtorek ujrzeliśmy za to system, który nie działa dobrze od sześciu miesięcy, a mimo to z uporem maniaka jest wystawiany znów i znów. Aż do ośmieszenia w ważnych meczach.
Moyes musi coś zmienić. Powinien zacząć od swoich współpracowników. Powinien wyróżnić kogoś, sięgnąć po kogoś kto rozumie, co to znaczy umierać za koszulkę Manchesteru United. To rozwiązanie po które sięgali nawet najwięksi menadżerowie w czasach kryzysu. Sprowadzić dodatkową pomoc.
Małymi kroczkami David, a sprowadzisz z powrotem fanów do zespołu, pokazując małe zmiany. Kibice będą sobie zdzierać gardło, dopingując ile tylko sił w płucach, dodając drużynie ogromnych skrzydeł. Pokazując, co to znaczy rodzina Manchesteru United. Tak jak to miało miejsce na Villa Park w 2004 roku.
Źródło.