Zacznę jednak od Hiszpanii. W dzisiejszych czasach bardzo dużo dyskusji o piłce nożnej sprowadza się do tematu FC Barcelony. Są to też tematy kontrowersyjne, ale jednak trzeba zaznaczyć, że katalońska drużyna jest na ustach wszystkich także z powodu jej piłkarskiej akademii. La Masia, bo tak się nazywa, wychowała ośmiu z jedenastu piłkarzy podstawowego składu aktualnego mistrza Europy. W czasach, kiedy na rynku transferowym za dobrego i sprawdzonego zawodnika trzeba wyłożyć co najmniej 15 milionów funtów (tylko, gdy za 12 miesięcy kończy mu się kontrakt), kluby chcą pójść śladem Barcelony. Jednak nie wszyscy mogą.
Dziwiliście się czasem, dlaczego w Akademii United gra Holender, Belg, Francuz, Włoch czy Ghańczyk? Spowodowane jest to tym, że w Anglii dużo łatwiej jest oszlifować obiecującego zagranicznego piłkarza, niż znaleźć i dać możliwość rozwoju młodym angielskim chłopcom. W najbliższych sezonach nie zobaczymy debiutującego w United młodego Anglika, którego historia przypominałaby tą, jaką miał David Beckham (mając 14 lat przeprowadził się z Londynu do Manchesteru i zamieszkał u zaprzyjaźnionej z klubem rodziny). Obowiązująca w Anglii "zasada 90 minut" poważnie utrudnia czołowym drużynom nawiązanie walki z Barceloną.
Mówi ona o tym, że zawodnicy akademii muszą mieszkać nie dalej niż 90 minut jazdy samochodem od ośrodka treningowego. Sir Alex Ferguson powiedział, że w swoim niespełna 70-letnim życiu nie spotkał się jeszcze z czymś bardziej absurdalnym. Trudno się z nim nie zgodzić.
W okresie po tragedii w Monachium, w Manchesterze United trenował 15-letni Bobby Moncur. Kiedy zgłosiło się po niego Newcastle, bez wahania zdecydował się opuścić Old Trafford. Nie miał podpisanego kontraktu, więc od razu mógł zacząć trenować w nowym klubie. Działo się tak wszędzie i każdy to rozumiał. W dzisiejszych czasach może być tak, że w Norwich trenuje rewelacyjny nastolatek z Halesworth. Z całym szacunkiem dla tych, którzy wspierali nas podczas kampanii Green&Gold (transparent na meczu:
"Glazer out! Oddajcie nam nasze szaliki!"), poziom szkolenia jest u nich raczej przeciętny, ośrodki treningowe nie są najlepsze i nie ma też możliwości uczenia się od wielu wybitnych piłkarzy. Jednak The FA zdecydowała się chronić takie kluby jak Norwich, przez co nasz wspaniały talent nie może grać w innej drużynie niż Norwich lub Ipswich. A Bobby Moncur? Został kapitanem Newcastle i grał tam przez 12 lat.
Kilka czołowych klubów w Anglii, które mają możliwość wychować i ukształtować piłkarza, zmuszone są szukać nowych talentów poza Wielką Brytanią. Kluby, które nie mają dobrze rozbudowanego ośrodka treningowego i których po prostu nie stać na utrzymywanie swojej szkółki na wysokim poziomie, radzą sobie z tą regułą w inny sposób, niemający absolutnie nic wspólnego z futbolem.
Cztery lata temu Burnley zaprezentowało Manchesterowi United na czym według mniejszych klubów polega stosowanie się do "zasady 90 minut". Na turnieju w Niemczech ich skauci wypatrzyli Johna Cofiego i szybko sprowadzili go na Turf Moor. Niedługo po tych przenosinach po młodego Ghańczyka zgłosił się Manchester United i musiał zapłacić Burnley rekompensatę. Jestem ciekaw jaki wpływ na wyszkolenie 14-letniego wówczas Cofiego miał ten klub (gdzie spędził on mniej niż 9 miesięcy), żeby zasłużyć na przelew z Old Trafford. Nie możemy mieć nic przeciwko Burnley, w taki sposób idiotyczna zasada The FA zmieniła nastawienie wielu słabszych klubów, które nawet nie przywiązują większej uwagi do trenowania z dziećmi, ale jeżdżą po Europie i zarabiają pieniądze.
Zasada, która miała pomóc angielskim klubom, z niektórych zrobiła handlarzy dziećmi, a na innych wymusza rezygnowanie ze szkolenia młodych Anglików. Warto jeszcze wspomnieć o tym, że w Anglii treningi w akademii piłkarskiej mogą trwać maksymalnie półtorej godziny dziennie, a w La Masii te ograniczenia nie obowiązują i dzieci spędzają całe dnie w klubie - gdzie się uczą, jedzą, trenują.
Na koniec
zobaczcie jak wyglądają 11-latkowie z Barcelony...