Jak co tydzień, zapraszamy Was do zapoznania się z felietonem autorstwa Gary'ego Neville'a publikowanym w niedzielnym wydaniu Daily Mail. Tym razem Anglik postanowił ocenić szanse Chelsea w zbliżającym się półfinale LM z Barceloną.
» Tym razem były obrońca United wyraził podziw dla gry FC Barcelony
Pierwszym naprawdę wielkim zespołem, który miałem okazję oglądać był AC Milan. To były czasy, kiedy Rossonerri mając w składzie takich piłkarzy jak Rijkaard, Gullit, Van Basten, Savicevic, Massaro czy Ancelotti dominowali przez siedem lat w Champions League, rok po roku wprowadzając futbol na wyższy poziom. Byłem wtedy jeszcze juniorem w drużynie Manchesteru United. Jako defensor podziwiałem wówczas kwartet: Tassotti, Baresi, Costacurta i Maldini. Trener Eric Harrison pokazał nam nawet w pewnym momencie mecz z Lazio, kiedy to piłkarze z Mediolanu wręcz zniszczyli swojego rywala. Zrobił to raz i nie powtórzył tego nigdy więcej, jednak chciał byśmy wiedzieli, jak powinien wyglądać perfekcyjny futbol.
Teraz, 20 lat później, podobnie się ma sprawa z FC Barceloną. Jej sposób rozgrywania piłki, gra obronna, gdzie duet Puyol i Pique przejmując futbolówkę od razu ekspediuje ją do czającego się pod polem karnym przeciwnika Leo Messiego - najlepszego piłkarza świata, a może nawet wszech czasów. O sile popularnej Blaugrany będzie niedługo miała okazję przekonać się Chelsea podczas zbliżającego się dwumeczu półfinałowego Ligi Mistrzów i choć zespół ze Stamford Bridge należy do czołówki światowej, tak podopiecznym Roberto DiMatteo nie daję większych szans w starciu z bardziej utytułowanym rywalem.
Doskonale bowiem pamiętam jak ciężkie przeprawy z Katalończykami miał w ostatnich latach Manchester United. Co prawda w 2008 roku okazaliśmy się lepsi od Barcelony, ale należy pamiętać, iż wówczas drużynę prowadził Frank Rijkaard. Według wizji Holendra Leo Messi miał być predysponowany do gry na skrzydle, co okazywało się niezbyt dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę, że naprzeciw Argentyńczyka stawał doświadczony Patrice Evra. Francuz z pomocą Wayne'a Rooneya i Park Ji-Sunga bez większych problemów neutralizował ataki młodego Lionela, lecz nawet mimo tego w obu starciach półfinałowych Blaugrana wyglądała lepiej od nas.
Rok później zespół przejął Pep Guardiola i dokonując kilku zmian w taktyce stworzył prawdziwego hegemona. Oparcie gry o błyskawiczne podania i przesunięcie Messiego na pozycję fałszywego napastnika okazało się strzałem w dziesiątkę. Los chciał, że już na początku swojej pracy na Nou Camp Hiszpan miał okazję pomścić swojego poprzednika i dokonał tego w wielkim stylu, zwyciężając nas w rzymskim finale 2-0. Pomimo faktu, że posiadaliśmy wówczas takich piłkarzy w składzie jak Ronaldo, Tevez czy Hargeaves, stanowiliśmy przeciwwagę dla Dumy Katalonii tylko przez pierwsze dziesięć minut meczu i wynik mógł być wówczas jeszcze bardziej niekorzystny dla United. W przypadku tego ostatniego spotkania, na Wembley rok temu, już przed samym starciem było wiadome kto okaże się lepszy, a o bezsilności Czerwonych Diabłów mówili po meczu nawet sami podopieczni sir Alexa Fergusona. Ale nic w tym dziwnego, bowiem czasami obserwując maestrię w grze rywala na usta same się cisną superlatywy.
Wracając do Chelsea i nadchodzących dwóch spotkań tej ekipy z Barceloną, to nie chcę okazać się skrajnym pesymistą, ale w mojej opinii aż trzy niezależne od Chelsea warunki muszą być spełnione, aby The Blues mogli liczyć na jakikolwiek korzystny rezultat w tych pojedynkach: po pierwsze Leo Messi z jakiś powodów nie może wystąpić w żadnym z tych starć, po drugie piłkarze z Katalonii nie mogą mieć wówczas swojej optymalnej formy i po trzecie Blaugrana musi być zaabsorbowana konfrontacją z Realem w rozgrywanym międzyczasie El Clasico. W innym wypadku obawiam się, że nawet jeśli Chelsea udałoby się przed własną publicznością zwyciężyć dwoma golami, to na Camp Nou Barcelona jest w stanie bez problemów przechylić szalę na swoją stronę. Nie zapominajmy bowiem, że boisko hiszpańskiej drużyny jest doprawdy ogromne, a każdy jego sektor maksymalnie wykorzystuje dzielące i rządzące w drugiej linii tego klubu trio Fabregas, Xavi i Iniesta. Oczywiście nie muszę dodawać, co jest w stanie zrobić z nie tak pewną już jak kiedyś formacją obronną Chelsea argentyński goleador.
Można więc rzec, że historia zatacza koło, bowiem jak kiedyś Milanu, tak teraz obserwujemy dominację Barcelony. Jako fani futbolu możemy być niepocieszeni faktem, że przez te ostatnie lata Blaugrana jest postrachem dla angielskich zespołów, ale w gruncie rzeczy powinniśmy być szczęśliwi, że przyszło nam żyć w takich czasach.
Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis
nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.