RioGrande: Zapowiada się arcyciekawe starcie na Stamford. Zbliżamy się do decydującej części sezonu, okres świąteczny i noworoczny jest zwykle szalenie ważny dla końcowego układu tabeli i drużyna, która przebrnie bez większych strat punktowych przez ten maraton meczów może wypracować sobie pokaźną przewagę nad rywalami do tytułu. Ujmę to tak: gdyby United mieli w najbliższą niedzielę zmierzyć się z Chelsea w formie z poprzedniego sezonu, remis bralibyśmy zapewne w ciemno, wszyscy wiemy bowiem, jak trudną do zdobycia twierdzą jest Stamford Bridge. Na szczęście w tym sezonie smerfy po kilku efektownych zwycięstwach na początku wyraźnie straciły animusz i zaczęły na potęgę gubić punkty, czego osobiście się nie spodziewałem. Co więcej, kompromitujące wpadki nie przytrafiały się podopiecznym Ancelottiego tylko na wyjazdach, bowiem 3 punkty udało się z gorącego terenu wywieźć co najwyżej średniej ekipie Sunderlandu, która upokorzyła mistrza na jego własnym obiekcie. Wbrew pozorom można zatem pobić Chelsea na ich własnym podwórku, a jeśli dołożymy do tego ich passę bodaj pięciu meczów bez zwycięstwa, rysuje się niepowtarzalna szansa dla będących na fali lekko wznoszącej chłopców Fergusona, by zgarnąć w tym spotkaniu pełną pulę. Oczywiście aby odnieść zwycięstwo, muszą zostać spełnione pewne warunki. Po pierwsze, defensywa musi zagrać tak samo, jak w starciu z Arsenalem. Po drugie, w składzie MUSI zabraknąć Carricka, który może się okazać mieczem obosiecznym. Po trzecie, skuteczność pod bramką musi zostać poprawiona, gdyż defensywa dyrygowana przez Terry'ego z pewnością nie dopuści do tylu sytuacji, co dziurawa, jak ser szwajcarski (francuski?) obrona Arsenalu. Dlatego sugeruję, żeby powielić wariant z Berbą na ławie. Niech moc będzie z nami!