Prywatność na
DevilPage.pl

W serwisach DevilPage.pl korzystamy z plików cookies, aby zapewnić Wam wygodę, bezpieczeństwo i komfort użytkowania stron. Cookies wykorzystywane są m.in. do personalizacji reklam. Szczegółowe informacje na temat plików cookies znajdziesz w naszym dziale Polityka Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz także postanowienia naszego Regulaminu.

Akceptuję pliki Cookies i Regulamin

12 dni z Cantoną: Ewolucja francuska

» 19 grudnia 2012, 00:06 - Autor: apricotka - źródło: manutd.com
Dzień przed finałem Pucharu Anglii w 1996 roku Eric Cantona powiedział: Każde doświadczenie jest nauką. Złe rzeczy można obrócić w dobre. Nawet jeśli teraz nie potrafimy sobie tego wyobrazić, w przyszłości skorzystamy z tej wiedzy.
12 dni z Cantoną: Ewolucja francuska
» Cantona zaskakiwał wszystkich w każdy możliwy sposób
Cantona siedział w przypominającym tron fotelu w Waltham Abbey, rozmawiając z Desem Lynamem, ówczesną wąsatą twarzą stacji BBC, gdy usłyszał od Lynama, że 9-cio miesięczne zawieszenie po incydencie z fanem Crystal Palace okazało się dla Francuza całkiem pozytywnym doświadczeniem.

Prezenter bazował swoją tezę na twardych dowodach. Dzień później sam Cantona włożył mu do ręki kolejny, prowadząc United do zwycięstwa w finale Pucharu Anglii z Liverpoolem na Wembley, dzięki któremu klub zdobył szczególnie ważną podwójną koronę. To właśnie francuski kapitan strzelił jedynego gola spotkania, a gdy fan przeciwnika napluł na niego – po prostu od niego odszedł, by cieszyć się zwycięstwem.

Nikt nie negował zmiany Erica, której oznaki można było dostrzec jeszcze przed wygraną United z West Hamem 22. stycznia 1996 roku – prawie 12 miesięcy po wydarzeniach na Selhurst Park. Mimo że Cantona udekorował swój powrót z zawieszenia golem i asystą w starciu z Liverpoolem, Francuz potrzebował czasu, by ponownie wejść w rytm meczowy; w pierwszych 15 spotkaniach zdobył zaledwie 4 bramki, z czego tylko 2 z gry.

Znajdujące się 12 punktów za Newcastle Czerwone Diabły przybyły na Upton Park, którego nie zdobyły od 1989 roku, w zimny, styczniowy poniedziałek. Od ostatniego zwycięstwa minęło sporo czasu, a Młoty dwa razy krzyżowały United plany zdobycia mistrzostwa Anglii – nic więc dziwnego, że goście nie należeli do faworytów spotkania.

Mecz nie rozpoczął się dobrze; już po 3 minutach Tony Cottee wykorzystał błąd Steve’a Bruce’a i oddał strzał na bramkę Petera Schmeichela, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Jednak chwała przypadła w udziale Cantonie. Ryan Giggs śmiało ograł Juliana Dicksa, pomknął prawym skrzydłem, ponownie wyminął prawego obrońcę, włączył do akcji Cole’a, a gdy napastnik oddał mu futbolówkę, posłał ją w pole karne, gdzie już czekał Cantona, który trafił do bramki z ostrego kąta. Jeden z komentatorów SkySports, Trevor Francis, piał: To naprawdę niewiarygodna bramka. Giggs wykonał wspaniałą robotę, Cole świetnie odegrał do niego piłkę, ale spójrzcie tylko na kąt, z jakiego strzelał Cantona. Jaki inny zawodnik potrafiłby trafić z takiej pozycji? To coś niemożliwego!

Nie minęło nawet pół godziny meczu, gdy Cantona zaliczył asystę przy główce Lee Sharpe’a. Niestety sędzia gola nie uznał, jak wykazały powtórki, niewłaściwie. Jednak wygwizdywany przez kibiców West Ham nie potrafił pozbierać się po tych ciosach i powrócić do swojego ofensywnego stylu. Danny Williamson zdołał jeszcze zmusić Schmeichela do genialnej interwencji tuż przy słupki bramki, a akcja Iana Bishopa z pewnością zakończyłaby się golem, gdyby nie cudowny ratunek ze strony Denisa Irwina, lecz goście, ze Stevem Brucem i Garym Nevillem w środku pola oraz Irwinem i Philem Nevillem po bokach, bezlitośnie zdominowali Młoty.

Podczas ostatnich 15 minut meczu wydawało się, że stadion eksploduje, gdy spóźniona interwencja Dicksa skończyła się brutalnym faulem obiema nogami na Cole’u.

Jako drużyna byliśmy ze sobą bardzo blisko, wspomina napastnik. Jeżeli ktoś zrobił krzywdę któremuś z nas, pozostali poczuwali się do wymierzenia sprawiedliwości.

Chwilę później Nicky Butt agresywnie zaatakował Dicksa, przejmując co prawda piłkę, ale wysyłając też obrońcę w powietrze. Jeszcze zanim wylądował z powrotem na ziemi, na miejsce zbrodni popędziła grupa piłkarzy. Kipiący ze złości Cole szukał okazji do wyładowania się w jakiejkolwiek dostępnej awanturze, a obecność Roya Keane’a stanowiła tradycyjną część dyskusji z sędziami. Podobnie jak Cantony, wciąż krwawiącego po przypadkowym zderzeniu z Markiem Rieperem. Patrząc na gotujących się z wściekłości Butta i Dicksa, a także pozostałych zawodników, sędzia Steve Lodge miał przed oczami najgorsze. Zamiast bijatyki, wszyscy ujrzeli jednak przełomowe wydarzenie w karierze Erica Cantony.

Zanim Lodge pokazał Buttowi drugą żółtą kartkę w spotkaniu, Cole popędził do niego, by poskarżyć się na Dicksa. To był naprawdę ostry faul, wspomina. Ktoś musiał mnie uspokoić, bo sam mogłem zostać wyrzucony z boiska. Najdziwniejsze było to, że najbardziej uspokajał mnie Eric. Na ogół kiedy Eric tracił panowanie nad sobą, zaczynało się piekło. Mimo że nie nosił w tamtym meczu opaski kapitańskiej, wystąpił w roli kapitana.

Kara Cole’a ograniczyła się do ostrzeżenia – na co Ferguson i tak zareagował szybką zmianą – a Eric dalej kontrolował pozbawiony Butta zespół. Harry Harris żartował na łamach The Daily Mirror: Nieusatysfakcjonowany ze swojej interwencji w stylu Henry’ego Kissingera, Cantona rozdzielił wojujących Keane’a oraz Dicksa. Może i w tych krótkich włosach Francuz przypominał skazańca, ale w rzeczywistości był uosobieniem samokontroli i podczas gdy wszystkim dookoła puszczały nerwy, on zachował spokój.

Mimo kilku przeszkód United dosyć łatwo zdobyli 3 punkty, a na atakowanego przez kibiców przeciwnika Cantonę po spotkaniu spadła lawina pochwał. Erik został świętym, śmiał się Steve Bruce, natomiast sir Bobby Charlton podsumował: Fani reagują na niego gorzej niż na jakiegokolwiek innego zawodnika United w historii klubu, jednak Cantona udowodnił, że potrafi znieść prawdziwą presję. Jeżeli uda nam się wygrać ligę, nikt nie zasłuży na to bardziej niż on.

Słowa legendarnego strzelca Czerwonych Diabłów okazały się prorocze. Cantona, 1-0 stało się najpopularniejszym wynikiem zespołu sir Alexa Fergusona w serii zwycięstw nad Newcastle, Arsenalem, Tottenhamem i Coventry, gdy drużyna Kevina Keegana zaczynała gubić punkty, notując 5 porażek w 8 występach. United udało się zdobyć dzięki temu połowę podwójnej korony. Drugą część triumfu Czerwone Diabły przypieczętowały na Wembley, pokonując Liverpool w typowym dla siebie stylu: Cantona, 1-0.

Następnego lata, tuż przed rozpoczęciem, jak się później okazało, ostatniego sezonu w karierze Erica, wspominając ubiegłą kampanię, Francuz szczególnie skupił się na jednym spotkaniu. Najlepsze było starcie z West Hamem. Gdybyśmy wtedy przegrali... Każdy następny mecz miał ogromne znaczenie. Newcastle byli tylko jednym z przeciwników; musieliśmy wygrać wszystkie pozostałe spotkania. Dlatego West Ham był tak ważny.

Patrząc na sytuację z każdej perspektywy, indywidualnie oraz zespołowo, Cantona miał rację. Przed odejściem Eric zakorzenił w Manchesterze United kulturę sukcesu, którą piłkarze żyją do dzisiaj. I wciąż wśród wielu wydarzeń, w jakie obfitowała jego kariera na Old Trafford, szczególnym blaskiem bije mecz na Upton Park.


TAGI


« Poprzedni news
12 dni z Cantoną: Wywiad, sierpień 06’
Następny news »
12 dni z Cantoną: Emerytura Erica

Najchętniej komentowane


Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.

Komentarze (0)


Nikt jeszcze nie skomentował tego newsa.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.